Udało nam się bez problemu wydostać z budynku, ruszyliśmy dalej przed siebie, byliśmy bardzo blisko granicy miasta z dalszą pustynią. Szedłem na końcu, ramie w ramie z Thomasem. Chłopak zdawał się nie obecny i rozkojarzony co często się zdarza. Kilka metrów za nami był budynek gdzie wielu nastolatków dalej się bawiło. Myśleliśmy, że zagrożenie minęło. W grupie znowu panowała totalna cisza, a słychać było tylko tupot naszych kroków po jałowej ziemi. Tą ciszę przerwał krzyk:
- HEJ!
Natychmiast się odwróciliśmy, niedaleko nas stał owy "blondynek" jak to nazwał go Tommy. Na końcu szeregu była nasza dwójka, reszta (oprócz tego co wyjrzeli zza siebie, by zobaczyć o co chodzi) była schowana za nami. Chłopak miał wyprostowaną rękę, trzymał w niej pistolet.
Zanim ktokolwiek zdążył sie poruszyć, zawołać, odskoczyć... nacisnął spust. Poczułem tylko drgnięcie, jakby mną otrzepało. Była to reakcja na mocne uderzenie. Strzał i huk wstrząsnął zaułkiem w którym się znajdowaliśm. W moim ciele pojawił się przeraźliwy ból. Stałem nie ruchomo, kontem oka widziałem reakcję Thomasa, paczył się na mnie sparaliżowany, wielkimi oczami.
Poczułem jak tracę kontrolę nad swoim ciałem i jak upadam, przyjaciel zdążył złapać i zabezpieczyć mi głowę przed uderzeniem o ziemie. Obraz mi się rozmazał. Ostatnie co spostrzegłem to jak Minho rzuca się w mojej obronie na Blondynka oraz jak Thomas próbuje zatamować krwawienie na prawym ramieniu. Czułem okropny ból, byłem pewny, że wszystkie bóle jakie przeżyłem razem wzięte nie były tak moce jak ten. Później to były urywki. Urywki bólu... Prawdopodobnie Jorge próbował dyzenfykowac ranę rozgrzanym metalem!
Kiedy się budziłem pragnąłem zemdleć, co chwilę wracałem i odpływałem. W końcu obudziłem sie poraz kolejny, jednak tym razem na około był popłoch, wszystko docierało do mnie jak przez mgłę. Ogromny hałas, Jorge krzyknął "Górolot". Co to do cholery jest?!
Obudziłem się... Przez zamknięte powieki oślepiło mnie jasne, ledowe światło. Słyszałem stukot metalu, domyśliłem się, że to narzędzia chirurgiczne. Widziałem ludzi w dziwnych kostiumach i maskach, potem w dziwnych fartuchach.
- To nie miało się zdarzyć. - Powiedziała jakaś kobieta - macie pojęcia ile korozji i brudu musiało być w tej kuli!?
- Nie narzekaj tylko rób swoje, on ma być jak nowo narodzony. Musimy go odesłać z powrotem i to szybko.
- Tak w ogóle, czemu naginamy zasady. Powinniśmy mu pozwolić walczyć o życie na Pogorzelisku. Co z regulaminem?
- Regulamin? Proszę cię. Zasady zasadami, ale to, że ten pistolet tam się znajdował to było nasze nie dopatrzenie i jesteśmy im chyba coś winni. Czyż nie?
- Niech ci będzie, ale powiec mi, czy oprócz tego co powiedziałaś Kaja, ma coś z tym wspólnego?
- Jakbyś zgadł. To niesamowite i jednocześnie niebezpieczne dla naszej organizacji, ale... ona czasami potrafi się wyzwolić spod naszej kontroli. W tym przypadku zrobiła taką wojnę! Walczyła o pomoc dla niego niczym lwica. - Kobieta zrobiła pauzę - oczywiście oprócz wojny fizycznej zrobiła też psychiczną.
- Psychiczną? - Zapytał zdziwiony.
- Cisnęła argumentami.
- Bądź co bądź, to jednak mądra, inteligenta i rozsądna dziewczyna.
- Tak i dlatego jej uległam, nie jej uczucią, lecz słuszności w sprawie... On nie miał szans.
Podsłuchałem jeszcze wiele ich rozmów udając, że jestem nieprzytomny, uświadomiło mi to, że wśród nas istnieją taci, o których mówią: Kandydaci. A jest ich nie wielu jak na grupę 13 osobową.
Zrozumiałem też, że Kaja cały czas z nimi walczyła. Pamietam ją ze Strefy, nienawidziła matki, jak i resztę DRESZCZu, chciała zabić przy pierwszej okazji. Z tego co wiem teraz, próby tego podejmowała nie ustannie. Kiedy tylko wyrywała im się spod kontroli umysłu. Ona mnie uratowała. Zamiast martwić się o siebie, swoje tortury i wolną wolę. Jeszcze była w stanie walczyć o mnie i pewnie nie raz podczas całej tej wyprawy o resztę. Pytanie, gdzie w końcu była? Jeśli z grupą B, to jak kontaktowała się z przeklętą matką?
Kiedy mnie odesłali, spuścili na ziemię wielkimi noszami, chłopaki nie pojmowali się z radości na mój widok. Że żyję i wróciłem, bali się, że zabrali mnie na zawsze, że już mnie nie zobaczą.
Po ranie zostały tylko bandaże, faktycznie nic mnie nie bolało, nawet najmniejsze siniaki były zagojone! Ci chirurdzy znali się na swoim fachu.
- Newt! Stary jak my się martwiliśmy! Ty umierałeś nam tutaj! Nagle - opowiadał wołając z podniecenia Thomas - przyleciał Górolot i cię zabrali! Myśleliśmy, że na zawsze! Że skazali cię na śmierć, bo już się być im "nie przydał". O purwa! Nagle oni cię oddają! Czystego i zdrowego!
- Ja też się cieszę, że do was wróciłem - mruknąłem jeszcze trochę senny i otumiały kiedy pomogli mi się odpiąć - mimo iż jest to istne piekło i gówno, dobrze jest być wśród przyjaciół...
- Co tam się działo!?
- Nie wiele pamiętam - zeskoczyłem z nosza - większość czasu byłem w narkozie, robili mi skąplikowaną operację, ta kula była brudna, zardzewiała i zakażona. - Powoli ruszyliśmy do chatki, a tam opowiedziałem im całą resztę... Łącznie z długim wątkiem o Kai.
Naszym celem i kierunkiem były teraz góry.
Ps. Rozdział jest dzisiaj ponieważ w weekend nie będę miała czasu...
CZYTASZ
Kaja
FanfictionZ pozoru zwyczajna dziewczyna, ale nie jest taka. Zostaje wysłana do tajemniczej Strefy, w której jak się okazuje, są sami chłopcy. Nie pamięta niczego. Nikogo też nie zna, oprócz pewnego chłopaka. Jakie tajemnice skrywa umysł dziewczyny, czego się...