- Słuchajcie - zwróciłam się do osób z grupy B - muszę wam coś powiedzieć, zwłaszcza tobie Sonya.
- Wiem Kaju - wyprzedziła - Newt był moim bratem, pamiętam - po jej policzku spłynęla łza - pamiętam jak się mną opiekował, jak mnie kochał, pamiętam - zaśmiała się - że zanim trafiłam do labiryntu w nocy wraz z tobą przyszedł się ze mną pożegnać, niestety był nie odporny. Dziwnie się czuję, że byłam tak blisko niego na Pogorzelisku i nie wykorzystałam szansy by być bliżej niego... Tym bardziej kiedy wspominam to, że w ogóle nie zareagowałam kiedy Jonson wyczytał jego imie z listy... - Na jej słowa mocno ja uściskałam. - Wiem, że odszedł. - Dodała wycierając łzy i uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
- Jest jeszcze coś - skinęłam głową odwzajemniając uśmiech. - Chodzi o to, że... Jestem w ciąży.
Dziewczyny, Aris i reszta którzy tego nie wiedziali zrobili wielkie oczy.
- Koniec drugiego miesiąca - zaszlochałam, po ich minach wywnioskowałam, że obliczają gdzie mogło się między nami wydarzyć zbliżenie - Sonya, będziesz ciocią. - Mówiąc to nie dałam rady dłużej się powstrzymywać, poprostu wybuchnęłam głośnym płaczem ledwo trzymając się na nogach, po chwili okazało się, że Sonya, Harriet i Brenda, czyli wszystkie dziewczyny z mojej paczki płakały razem ze mną. A chłopaki spuścili głowy. Dziewczyny mocno mnie przytuliły, to było takie smutne!
Następnie ubłagali mnie abym opowiedziała im, co wydarzyło się w DRESZCzu. Opowiedziałam im wszystko co się stało od kąd rozdzieliłam się z Minho do czasu kiedy spotkaliśmy się. Oczywiście ominęłam wątek śmierci Newta. Nie byłam w stanie im tego wyznać.
Byli przerażeni, że ja, będąca już w drugim miesiącu byłam narażona na wycięcie mózgu, w tym pewną śmierć. Kiedy wszyscy się uspokoili, poczułam ogromne zmęczenie, na duszy i ciele. Postanowiłam się teraz oszczędzać, to był koniec. Wszystkiego. Góry, morze, lasy. Trawa, krzewy, kiwaty i drzewa. To był raj. Raj dla odpornych. Czułam się jak na innej planecie, ciągłe życie w DRESZCZu nie nauczyło mnie takiego życia. Zaczynałam od nowa. Nikt nie sprzeciwiał się abym miała spokój, wręcz wszyscy nalegali. Powiedzili, że to koniec moich zmartwień, obowiązków i odpowiedzialności. Za dużo tego miałam, prawdopodobnie najwięcej z nas wszystkich. Było nas ponad 200. A to dobry początek zbudowania nowej cywilizacji, Odpornych.
Obiecałam sobie, spokój, zero zmartwień i, że zadbam o siebie tak jak chciał Newt, abym dbała o siebie i nasze maleństwo.
Kilka godzin później siedziałam na klifie, patrząc się na cudowny zachód słońca, tam na dole Minho już przejął dowodzenie, oto nasz przywódca. Na dole, w lesie, gdzie zdecydowaliśmy się zamieszkać Minho zorganizował drużyny odpowiedzialne za żywnośc, budowlankę, patrole bezpieczeństwa i miliony innych funkcji.
Poraz pierwszy w życiu byłam wolna i bezpieczna. Za jaką cenę jednak? Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to NAPRAWDĘ KONIEC. Wow, ja nawet nie wiedziałam, co to tak naprawdę znaczy, aż do tej chwili. Tu byłoby dobrze każdemu.
Chuckowi, Albyemu, Thomasowi, milionom innym którzy zginęli, w tym Newtowi.
Wtedy przypomniałam sobie o Newcie, on naprawdę odszedł, spojrzałam na naszyjnik w którym był list. To był ten czas. Miał rację, będę wiedziała kiedy nastąpi. Wyciągnęłam kilka kartek i zaczęłam je czytać chłonąć każde słowo i zatrzymując je w sercu już na zawsze. Nic nie poradzę, że przy tym musiałam wylać potoki łez.
Poległo tyle osób, tak dla mnie ważnych. Życie odebrało mi Newta, odebrało mi ukochanego. A jednak musiałam żyć dalej, nie wiedziałam tylko jak.
Co noc śniły mi się koszmary z przeżytego piekła, co wieczór, usypiając szlochałam z tęsknoty, że nie ma go przy mnie. Szlochałam z powodu jego braku i pustki jaką odczuwałam.
Kiedy moi bliscy nadal byli załamani tym, że zostawiliśmy Newta po tamtej stronie jako Poparzeńca. Zebrałam się na odwagę i wyznałam im coś co wcześniej w swojej opowieści ominęłam. Opowiedziałam im jak spotkałam grupę Poparzeńców, jak spotkałam Newta, jak mnie uratował i jak się pożegnaliśmy oraz jak odszedł... Dałam im ukojenie, spokój. Sama go odczułam. Poczułam ulgę...
Wszystko się zmieniło kiedy na świat przyszło dziecko.
Urodziłam zdrowego, silnego chłopca. Kiedy wzięłam go poraz pierwszy na ręce, spojrzałam w jego oczy, ucałowałam i przytuliłam. Moje życie nareszcie nabrało sensu, miłości. Serce i dusza, pełne pustki, zostały wypełnione. Chłopiec był tak podobny do ojca. Blond włosy, brązowe oczy, ten nosek i te usteczka. Powinnam się wystraszyć, że dziecko zawsze mi teraz będzie przypominało ukochanego i jego brak, jednak byłam spokojna jak nigdy, nareszcie odnalazłam miłość.
CZYTASZ
Kaja
FanfictionZ pozoru zwyczajna dziewczyna, ale nie jest taka. Zostaje wysłana do tajemniczej Strefy, w której jak się okazuje, są sami chłopcy. Nie pamięta niczego. Nikogo też nie zna, oprócz pewnego chłopaka. Jakie tajemnice skrywa umysł dziewczyny, czego się...