Pustka

112 9 0
                                    

- Newt! - Pisnęłam wzdychając nieszczęśliwie, a moje nogi same mnie poniosły. Nie zwracając na nic uwagi skoczyłam mu na szyję szlochając głośno. Ten wiodcznie zniesmaczony sobą, nie odtrącił mnie jednak.

- Wiesz, że cię kocham. Najmocniej na świecie, kocham cię...

- Ja ciebie też... - Załkałam. Nagle poczułam jak z mojej tylnej kieszeni wyciągany jest pistolet. Nim zdążyłam zareagować, usłyszałam obok ucha strzał.

Poczułam jak jego ciało znieruchomiało i stało się bardzo ciężkie, po czym opadło na ulicę, a ja próbując je utrzymać opadłam na nie, wrzeszcząc i drąc się na całe gardło. Poraz ostatni spojrzałam w jego oczy, które gasły, aż zgasły na wieki. Czy coś poczułam? Poczułam w głwoie wybuch, ale nic się ze mną nie stało. Tylko zagościła w moim sercu pustka. Nie byłam w stanie się poruszyć, trzymałam w objęciach jego ciało, spiełam wszystkie mięśnie, zastygłam, drżały mi tylko ręce.

 Nie byłam w stanie się poruszyć, trzymałam w objęciach jego ciało, spiełam wszystkie mięśnie, zastygłam, drżały mi tylko ręce

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie mogłam uwierzyć, że to koniec... Moja nadzieja umarła. To uczucie, że już nigdy go nie zobaczę, nie przytulę, nie pocałuję. Najgorsze to to, że już go nie ma... tak poporstu. Tak szybko. 

Teraz liczyło sie tylko moje maleństwo. Zaczęłam drżeć, szlochać i łkać cała się telepiąc. To było silniejsze odemnie, emocje na mnie działały.

Spojrzałam na jego bezwładne ciało, chciałam dalej je tulić, płakać się w jego pierś, ale moi obcy ludzie których teraz serdecznie miałam w dupie, ciągle mnie pośpieszali. Nie mogłam go tu zostawić, z innymi trupami. Zacisnęłam zęby, pięści, poraz ostatni przytuliłam go, palcem przegładziłam jego policzek i ucałoałam w czoło, następnie pognałam do samochodu walcząc z sobą, abym się nie odwróciła, aby moje nogi nie odmówiły mi posłuszeństwa i bym nie zaryła twarzą w piach. Siedząc na tylnym siedzeniu patrzyłam jak oddalam się od ukochanego. Cała dygotałam.

Z chęcią sama bym teraz wpakowała sobie kulkę w głowę, naprawdę, to jedyna rzecz którą aktualnie pragnęłam. Jedyne wyjście z sytuacji, wybawienie i ukojenie. A jednak coś mnie trzymało przy życiu, coś co nie pozwalało mi z sobą skończyć. Moje dziecko, niewinna istota która miała cierpieć za nas. W ciągu całego mojego życia tyle razy widziałam, jak giną niewinni. Dlatego musiałam żyć, dla dziecka. Musiałam dla niego żyć i być silna. Musiałam dla niego walczyć o dobre jutro.

Co z naszymi więzami? Wracając do tego... Podczas strzału poczułam mocne uderzenie, kręciło mi się w głowie, myślałam, że eksplodowała od środka. A później, nic. Jakby wszystkie bóle związne z więzią zniknęły. Jeśli chodzi o Pożogę i jej objawy, nie odczuwałam ich, bo mój mózg je zwalczał. Teraz nasza więź została przerwna. Żyję na własne ryzyko, można powiedzieć. A może to poprostu przez emocjie, i kiedy opadną poczuję coś? Po eksplozji w mojej głowie nastała pustka, niestety zagościła również w sercu i duszy, jakby zabrał ze sobą jej połowę. Miałam ją teraz w sercu, głowie, wspomeniniach i duszy. Pustka.

Drugą najgorszą rzeczą był brak obecności, czułam się sama. Samotna. Bezpieczeństwo i całą resztę dawał mi fakt, że zawsze czułam przy sobie obecność chłopaka, zawsze, od tylu lat. Nasza więź telepatii.

Teraz jej również nie było, nie było obecności. Odszedł. Na dobre. Objęłam się ramionami jakbym trzymała własną siebie żebym się nie rozpadła i zadrżałam.

Ponad godzina drogi pieszo... Oprócz tego, że co chwilę zataczałam się i przestawałam panować nad własnym ciałem, ciężarem i równowagą, że czułam się rozbita od środka, to z pewnością pomogło mi poukładać myśli. Las, góry i dźwięki morza. Zapach sosen. To świat którego jeszcze nie znałam. Pamiętam to jedynie z wspomnień, kiedy z przyjaciółmi jako dziecko wymknęliśmy się na dwór, a potem zaprowadzili nas do jamy Poparzeńców. Wszystkich oprócz Newta. Bo on był nie odporny... Teraz to pamiętałam, właśnie dlatego pomagałam DRESZCZowi, bo chciałam wynaleść lek i pomóc ukochanemy, wtedy przyjacielowi. Te wspomnienia wróciły same. 

Kiedy trafilam pod bramy DRESZCZu przywitał mnie Szczurowaty, oczywiście udałam, że muszę iść do toalety, a tak naprawdę wykonałam polecenie Prawej Ręki. W końcu wprowdził mnie do gabinetu i wszystko wytłumaczył. Mówił o testach, zmiennych, czemu to właśnie ja jestem Ostatecznym Kandydatem i w końcu powiedział:

- Ostatnia rzecz jaką ci muszę powiedzieć, to... Potrzebujemy twojego mózgu.

Początkowo nie zrozumiałam, zrobiłam wielkie oczy i mruknełam:

- Możesz powtórzyć? Mojego MÓZGU!?

Jonson ponownie wytłumaczył mi, że ostatnim elementem układanki jest tkanka nerwowa. 

- Że co!? Zaraz, ale... Ja myślałam, że potrzebujecie mojej krwi, czy jakiś płynów zawartych w niej, myślałam, że coś będzie ze mnie ściągać, coś wstrzykiwać, coś badać.

- Nie Kaju, to wszystko było w czasie prób, teraz potrzebujemy tkanki nerwowej z twojego mózgu, zabieg będzie bez bolesny, nie obawiaj się, niestety nie przeżyjesz tej procedury, on prowadzi do śmierci.

- Rozumiem, że chcecie zabrać mi mój mózg zrobić z nim badania, następnie spuścicie ze mnie krew i dodacie do niej po kawałku mojego mózgu, zblendujecie wszystko i lek gotowy?

- To nie przepis na koktajl, ale owszem, tak to mniej więcej wygląda. - Przyznał.

 - Przyznał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
KajaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz