Teraz to dopiero się o ciebie martwię

140 9 2
                                    

Osłaniając się i trafiając szczelnie zaczęliśmy powoli przesuwać się ku Górolotowi, kiedy Brenda została postrzelona Tommy i Minho się nią zajęli, tymczasem ja i Newt zaczęliśmy ich osłaniać. Górolot został już odpalony, kiedy Jorge z niego wyjrzał, rzucił w straże jakimś pociskiem który działał jak miotacze, tylko porażał osoby w promieniu 2 metrów. Taki granat.

Chłopaki już wniesli Brendę, przy luku bagażowym stałam tylko ja z Newtem, wciąż osłaniając się i wnętrze maszyny. Powoli zaczęliśmy się wycofywać, ostrzelać zaczęła tamta dwójka, wtedy był czas na nas, mieliśmy wskoczyć na pokład, dobiegłam do połowy rampy, kiedy poczułam moc tysiąca błyskawic na raz. Krzyknęłam z bólu zwracając na siebie uwagę przyjaciół i glebłam długa sparaliżowana, ręce się podemną zgieły i stoczyłam się po rampie lądując na ziemi hangaru. Czułam jak moje ciało drga i miota się po ziemi, czułam mocny ból w okolicy potylicy. Słyszałam nad sobą krzyki, wrzaski i strzały. Ktoś krzyczał o mnie, ktoś o moim stanie, ktoś się zamartwiał o ciążę, czy nie poronię...

Ta moc, była niesamowice silna, a prąd palił moje żyły i tętnice, czułam jakbym płonęła od środka, jakby ktoś mi wyrywał nerwy. Drgałam, głową bijąc o beton. Z tyłu głowy czułam strugi płynącej krwi, z mojego nosa i łuku brwiowego również puściła się czerwona ciecz.

Ból nagle ustał, a nadeszło zmęczenie i odrętwienie. Dwie postacie przefrunęły nademną i po chwili ujrzałam jak Newt i Minho siedzą okrakiem, każdy na jednym strażniku, tłukąc ich na kwaśne jabłko. Obydwoje walczyli i byli wściekli, wyglądali jakby chcieli mnie pomścić. Newt, widocznie dał upust swojej furii, to dobrze, że na jednym z wrogów, a nie na nas. Wyglądał jakby w głowie była mu zemsta, śmierć oraz jakby chciał pozabijać wszystkich za to co mi zrobili. Jorge tymczasem stał między nimi i rzucał granaty na tyły changaru, przy drzwiach.

Chciałam przeczołgać się po rampie, jednak ogarnęło mnie takie zmęczenie i odrętwienie, że zamknęłam oczy i już ich nie otworzyłam... Na dodatek czułam promieniowanie w okolicy dolnego brzucha przechodzącego do macicy, w mojej głowie powstała panika: RANY BOSKIE! MOJE DZIECKO! Miałam ochotę się rozpłakać.

Kiedy się ocknęłam leżałam na sofie, pod głową miałam miękką poduszkę, okryta byłam szczelnie kocem. Obok kanapy, na ziemi klęczał Newt, wpatrywał się we mnie z oczami pełnymi strachu.

- Cześć - szepnął cicho, jakby bał się, że boli mnie głowa i głośne dźwięki pogłębiają dyskomfort.

- Hej - szepnęłam uśmiechając się lekko i kładąc głowę wygodnie na łokciu, a drugą ręką chwytając jego ciepłą rękę - co się stało?

- Trafili cię elektromiotaczem.

- A jak z...?

- Brendą? Spoko, lepiej niż z tobą, nie oberwała tak mocno i nie potłukła się, jak się czujesz?

- Dobrze, trochę słabo, ale jest ogay.

Chłopak westchnął ciężko opierając sie wolnym łokciem (drugą ręką trzymał moją dłoń, która co chwilkę całował) na krawędzi sofy i zagarnął mi włosy za ucho.

- Tak bardzo się o ciebie martwiłem, zresztą, wszyscy się baliśmy, ale ja, odchodziłem od zmysłów, bałem się o ciebie, o dziecko... Dopiero kiedy zobaczyłem, jak cię trafili, jak krzyknęłaś, skrzywiłaś się od bólu, dopiero wtedy zrozumiałem w jakim jesteś niebezpieczeństwie. - Jego twarz była pogrążona w bólu i zmartwieniu.

- Newt, spokojnie. - Próbowałam go uspokoić, jednak ten się nakręcił.

- A co jeśli ten prąd już zaszkodził dziecku?! Jeśli będzie chore, albo jeśli byś porniła. - Był przerażony, w końcu palcem zakryłam mu usta nakazując, żeby milczał.

- Newt, wiem... Ale nie musisz się martwić, czuję się dobrze. Dziecku też nic nie jest.

- Skąd wiesz?

- Matka wie takie rzeczy. Czuję to... - wzięłam mu rękę, włożyłam pod koc i położyłam na brzuchu. Kiedy się uspokoił i westchnął ciężko, zaśmiałam się. - No choć tu do mnie.

Chłopak wstał i położył się obok, a raczej on się położył, a ja niby w rogu sofy niby bokiem, niby trochę na nim, w każdym razie głowę położyłam na jego klacie, a on ręką głaskał mój brzuch.

- Uspokoiłeś się już? Zapewniam cię, że jest dobrze.

- Teraz to dopiero się o ciebie martwię. - Westchnął przewracając oczami. 

- Ile spałam?

- 10 godzin. Jorge odleciał jakieś 60 kilometrów. Musieliśmy ci opatrzeć rany, od tych drgawek i uderzeń o ziemię lała ci się krew z potylicy, nosa i brwi. Bałem się, że będziesz miała wstrząs lub jakiś uraz mózgu.

- Czuję się dobrze - powtórzyłam poraz kolejny. - Dlaczego nie lecimy? - Z daleka widziałam okno.

- Wylądowaliśmy na chwilę, on i cała reszta ucinają sobie drzemkę. Mamy przerwę.

- Tylko ty nie śpisz?

- Musiałem przy tobie czuwać.

- Następnym razem, poprostu leż ze mną, mocno tuląc mnie do siebie - szepnęłam z uśmiechem. - Obydwoje skorzystamy.

- Dobrze - uśmiechnął sie mimowolnie - mam nadzieję, że w przyszłości będą tak wyglądały wszystkie noce, z tobą, w bezpiecznym domku, a obok łóżka kołyska...

Wzruszyło mnie jego rozmarzenie. Mocniej wtuliłam się w niego i przymknęłam zmęczone oczy.

 Mocniej wtuliłam się w niego i przymknęłam zmęczone oczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Od autorki...

Dziś koniec roku szkolnego. Właśnie skończyłam gimnazjum! Jednocześnie się cieszę i smucę, bo bardzo kocham moich przyjaciół z klasy. Chodziłam z nimi do jednej klasy od przedszkola... Heh, bite 12 lat... Wspominając ich jako małe dzieci ściska mi gardło. Tyle razem przeżyliśmy i to już jest koniec... Oczywiście będziemy się jeszcze spotykać, ale każdy poszedł do innej szkoły, każdy ma teraz inne życie. Będę za nimi tęsknić i płakać, bo mocno przywiązuję się do ludzi. Tym czasem wam życzę udanych oraz szalonych wakajci! 

KajaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz