Rozdział 9 „Nadszedł już czas"

285 31 33
                                    


       Podróż była niezręczna. Odrzutowiec ledwo oderwał się od ziemi, a Marinette miała już po dziurki w nosie tej atmosfery. I nie chodziło wcale o nagły skok ciśnienia po wbiciu się w przestworza.

– Nǐ rènwéi zěnyàng? – Kot pytał, podając kobiecie wodę.

– Bùcuò.

Nic nie rozumiała. Miała już ochotę wyrwać sobie włosy z głowy, byle by przestać słuchać chińskich rozmówek między jej mężem a nieznajomą. Dodatkowo jej piersi! Marinette czuła ukłucie zazdrości za każdym razem, gdy spojrzała w stronę Mei, chociaż kobieta ubrana była stosowanie do misji, bo miała na sobie dopasowane spodnie taktyczne i czarny golf. Jakim cudem golf, ubranie przeznaczone dla cnotek lub zakonnic, nie spełniał swojej roli i paradoksalnie podkreślał wielki biust kobiety, Marinette nie wiedziała. Może to kwestia spiętych włosów? Nie... Biedronka naprawdę wychodziła już z siebie.

– Rozmawiacie o misji, mam nadzieję? – zwróciła się do Adriena, patrząc na niego spode łba.

– Tak – odpowiedział szybko. – Mei pytała, kiedy będziemy w Kosowie.

Marinette cofnęła się na miejsce, a wzrok wbiła w szybę naprzeciwko. Skrzywiła się też lekko. Z tonu głosu Adriena wyczytała, że to on raczej zadawał pytanie, nie Mei. Postanowiła to jednak przemilczeć. Nie chciała kolejnej kłótni, gdy nie miała żadnych solidnych argumentów.

         Odrzutowiec wylądował na miejscu po godzinie siedemnastej. Małżeństwo wyobrażało sobie Klinę bardziej jako obszar pełen pustkowi i zniszczeń. Tymczasem było to niewielkie, zurbanizowane miasteczko. Niewielu by uwierzyło, że to właśnie tam prowadzono handel uranem. Natomiast Mei nie wyglądała na zaskoczoną. Ale właściwie niewiele ją wzruszało, co było kolejną rzeczą, której Marinette nie lubiła.

Kobieta przypominała lalkę. Nie miała zbyt dużej gamy reakcji i potencjalnych min. Czasami uśmiechała się ciepło, lecz jej twarz głównie pozostawała bez wyrazu. Zupełnie, jakby nic nie czuła.

         Nim udali się na dokładne miejsce wymiany, jeszcze raz przedyskutowali plan działania. Mei nie znała całkowitego przebiegu akcji. W dokumentach, które poznała, było jedynie nadmienione, że w punkcie transakcji zjawią się przedstawiciele Bliskiego Wschodu, Chin wraz z Baranem, oraz jeden szpieg amerykański pełniący rolę pośrednika. To wszystko. Kobieta jednak znała wszystkie informacje na temat Barana, co miało znacząco ułatwić spotkanie z nim.

Baran, jako chiński znak zodiaku, odpowiednik owcy, jest z natury osobą opanowaną. Taką, która wszystko dokładnie przemyśli, nim zacznie działać. Znajduje to odzwierciedlenie w umiejętnościach posiadacza miraculum. Gdy ten uderzy swoją bronią w ziemię, jest w stanie spojrzeć trzy sekundy w przyszłość. Zna wówczas ruchy swoich wrogów, więc wie jak rozsądnie postąpić. Ponadto ta umiejętność nie posiada limitu użycia i nie jest nawet jego specjalną umiejętnością – odpowiednikiem kotaklizmu bądź szczęśliwego trafu. Mei zaznaczyła jednak, że najlepszym rozwiązaniem byłoby niedopuszczenie do momentu, w którym Baran postanowi ujawnić swoją specjalną moc. Jej, niestety, kobieta nie znała. Należało by więc skupić się na pozbawieniu wroga broni, gdyż Baran był bez niej niemalże bezbronny. Nie tylko tracił umiejętność przewidywania przyszłości, ale również z natury nie miał predyspozycji do walki wręcz. Mei pamiętała tego mężczyznę ze szkoleń i wiedziała, że nie tylko jego strój imitujący zbroję samuraja go ograniczał. Baran zwyczajnie miał problemy z własnymi umiejętnościami. O ile naginatą wyczyniał cuda, to rękoma za wiele nie potrafił.

Plan opierał się zatem na wkroczeniu do akcji, nim jeszcze dojdzie do zasadniczej wymiany uranu, i na błyskawicznym odebraniu Baranowi jego broni.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz