Ethan intuicyjnie oszacował, że na pewno znajdują się gdzieś niedaleko stolicy, bo krajobraz nie uległ jakieś ogromnej zmianie, więc nie mogło to być południe, ale nie potrafił na podstawie samych drzew stwierdzić, który to stan. Faktem było natomiast, że przetrzymywano ich w silnie zalesionym miejscu, całkowicie oddalonym od wszelkich śladów cywilizacji, a budynek-cela w rzeczywistości nie był nawet rozległy. Miał wielkość przeciętnego, choć obskurnego domu i wyrastał pośrodku niczego. Zresztą nie mieli też czasu mu się dokładnie przyjrzeć. Ruszyli jak najszybciej przed siebie, od razu omijając szerokim łukiem jedyną ścieżkę prowadzącą do budynku – żwirową i wyjeżdżoną przez jakiś potężny samochód. Przedzierali się więc długo przez gęsty las, aby w pewnym momencie zrozumieć, że poruszali się zwyczajnie za wolno. Poza tym byli też zmęczeni.
Biedronka i Kot wiedzieli doskonale, że gdyby nie Ethan, mogliby poruszać się szybciej. Jojo i Kij znacząco odciążyłyby ich mięśnie. Prawdopodobnie byliby już dawno poza tym dzikim terenem. Ale z Ethanem? Przecież Kot nie wziąłby go na barana, a Biedronka to już tym bardziej.
Kiedy zaczął zapadać zmrok, zaczęli się prawdziwie niepokoić. Nie dość, że nie mieli już zbyt wielu sił, to krajobraz w ogóle nie ulegał zmianie. Mieli wrażenie, że pokonywali ciągle tę samą drogę, mijali te same drzewa i stąpali po tych samych gałęziach. Wówczas Ethan przystanął i, nie podnosząc wzroku na towarzyszy, oświadczył:
– Idźcie beze mnie. Spowalniam was.
Małżeństwo nie mogło temu zaprzeczyć, ale nawet Kot, który przecież nie chciał nigdzie z Ethanem podróżować, wiedział, że był to idiotyczny pomysł. Nikt jednak mężczyźnie nie odpowiedział. Marinette tylko ciężko opadła na drzewo obok i drżącą ręką odgarnęła włosy z policzków.
– Może powinniśmy rozejrzeć się za jakimś schronieniem... – wymamrotała ochryple.
Była nie tylko zmęczona, ale też przerażona. Czuła, że zagrożenie ciągle siedziało na ich plecach, a byli niemal bezbronni. Przerastało to ją.
Naturalnie Kot pocieszyłby małżonkę, która wręcz sypała się jak stos z kart, ale już nic nie było jak wcześniej. Sam się sypał. Sam nie wiedział, co powinien zrobić. Wszystko go zresztą irytowało, a najbardziej Ethan. Gdy Adrien miał już zabrać głos, stwierdzając, że spać pod gołym niebem nie mogą, nagle do jego uszu dobiegł odległy, ale znajomy dźwięk. Warkot silnika niemal od razu ucichł, lecz był wyraźny, prawdziwy. Przeciął leśną ciszę na tyle głośno, że nawet jakieś ptaki odpowiedziały mu swoim świergotem. Kot natychmiast obrócił głowę w stronę tego dźwięku, oczyma lustrując swoją małżonkę. Zrozumiał wówczas, że tylko jego kocie zmysły zdołały wychwycić ten dźwięk.
– Auto – rzucił, ruszając biegiem w stronę warkotu tak, jakby bał się, że lada moment straci orientację.
Marinette poderwała się, lecz wcale nie ruszyła za małżonkiem. Była w amoku.
– Adrien! – krzyknęła, choć krzyczeć nie powinna.
Tylko Ethan zauważył, że zwróciła się do blondyna po imieniu. I jakoś to nim wstrząsnęło. Zupełnie jakby po raz pierwszy realnie doświadczył tego, że Kot był Adrienem. Zrobiło mu się niedobrze.
– Usłyszałem – mężczyzna oświadczył, obracając się przez ramię, lecz wcale nie hamując. – Tam gdzieś są ludzie.
Marinette ruszyła do biegu, a Ethan tuż za nią.
– A co jak to ktoś z nich? – rzuciła, będąc już na metr od małżonka.
Adrien zwolnił.
CZYTASZ
Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]
FanficMinęło 5 lat od pogodzenia się ze swoim naznaczeniem. 5 lat spokoju, miłości i sukcesów. Jednak co zrobią Biedronka i Czarny Kot, gdy powrócą dawne problemy, a świat zadrży w posadach? Czy pogodzą się ze swoim dziedzictwem? Kontynuacja trylogii Mira...