Rozdział 87 „Stał się bohaterem"

95 11 3
                                    


     Kilkanaście metrów od nich, niedaleko jednej z bocznych uliczek, pojawił się starszy mężczyzna. Nie o własnych nogach. Siedział na nowoczesnym elektrycznym wózku dla niepełnosprawnych. Kierował nim rękoma, które były sprawne, a przynajmniej na takie wyglądały. Mężczyzna podjechał jeszcze kilka metrów, bliżej superbohaterów, po czym bezszelestnie zatrzymał się i podniósł na nich swoje starcze już, ale pełne siły oczy.

– Kto istnieje, kto to jest?! – Adrien zwrócił się do Jareda, który jako jedyny sprawiał wrażenie poinformowanego.

Ale Amerykanin długo milczał. Grupa po raz pierwszy widziała go bez tego denerwującego, ignoranckiego uśmiechu. Wpatrywał się w starca na wózku, jakby widział ducha.

– Myśleliśmy, że to legenda. Ale on istnieje.

– Kim jesteś – Gabriel przejął pałeczki, zwracając się beznamiętnie do przedziwnego przybysza.

Mężczyzna na wózku uśmiechnął się delikatnie.

– Pan Agreste jak zawsze poważny i profesjonalny – odparł przeciągle.

Po głosie starca zrozumieli, że mają do czynienia z kimś wyrafinowanym.

– Renzao, prawda? Prawdziwy Renzao – Jared powiedział, podnosząc wskazujący palec na mężczyznę.

Starzec znowu się uśmiechnął. Tym razem pokazał rząd białych, na pewno sztucznych zębów.

Adrien wbił swoje tęczówki w mężczyznę i skrzywił się. Renzao? Przypuszczał, że mężczyzna, z którym Marinette spotkała się w kawiarni, był kimś podstawionym, ale teraz już nic nie wiedział. Był pewien, że Renzao to tylko jakiś twór, który miał wpędzić ich w pułapkę.

– O czym ty mówisz? – zwrócił się do Jareda z irytacją w głosie.

Amerykanin zacisnął usta. Wyglądał, jakby obawiał się mężczyzny na wózku, ale nikt nie rozumiał dlaczego.

– To on stworzył Mofa.

Grupa spojrzała na mężczyznę, który siedział niewzruszony tym wyznaniem. Wszyscy zdawali się myśleć to samo, ale znowu tylko Adrien zabrał głos.

– I co z tego? Dlaczego my w ogóle marnujemy na niego czas? To facet na wózku do cholery. Musimy się zająć kwami, żeby-

– Dopóki ja tu jestem, kwami nie wrócą.

Renzao wyciągnął spod koszuli niewielki wisiorek. Mienił się jak diament, ale był czarny jak topaz. Wyglądał jak... miraculum. Jared przełknął głośno ślinę i mimowolnie cofnął się o krok.

– Więc to prawda.

– Co jest prawdą?! O co chodzi?! – Alya stanęła ramię w ramię z Adrienem.

Widziała, jak stan Marinette pogarsza się z minuty na minutę i, podobnie do blondyna, miała już dość marnowania czasu.

– Mówili nam, że on istnieje, że wszystko zaczął i posiada coś silniejszego od naszych miraculów, że sam to stworzył, ale nikt temu nie wierzył – Jared mówił szybko i bez składu. – Myśleliśmy, że to taka historia, że dzięki temu chcą nas bardziej przekonać, że można więcej, lepiej... Nikt nie wierzył, że miraculum da się stworzyć, ale to... Nie mamy szans.

– Co ty pieprzysz?!

– To miraculum stworzone w laboratorium, ze wszystkich miraculów, są na tyle silne, że kwami się go boją, powinniśmy uciekać.

– Przepraszam. Macie rację. Należą się wam wyjaśnienia – Renzao zabrał wreszcie głos. – Tak, stworzyłem miraculum. Pracowałem na to całe życie. Myślicie, że po co mi były wszystkie miracula?

Bohaterowie spojrzeli po sobie. Absurd sytuacji uderzył ich w tym samym momencie i to ze zdwojoną siłą. Tymczasem mężczyzna kontynuował.

– Oczywiście Chiny miały w tym trochę inny cel, ale to bez znaczenia, bo ja wreszcie osiągnąłem swój. Stworzyłem to – mówił z dumą w głosie. – Kiedy pierwszy raz zobaczyłem tę moc, użytą zresztą przez jednego z waszych mistrzów, wiedziałem, że poświęcę życie badaniu tego. Udało się. Okiełznałem tę moc, a w tym wisiorku — zatrząsnął miraculum — mam moc całego stworzenia. Jest tak silna, że kwami nie są w stanie przebywać wokół niej. To niesamowite, prawda?

– Czego chcesz? – Gabriel przerwał mężczyźnie.

– Jak to czego? Oddajcie mi swoje miracula, a was oszczędzę. Niczego więcej nie pragnę.

Adrien żachnął się.

– Jeśli tego nie zrobicie – mężczyzna zmienił ton na ostrzejszy – i tak je dostanę. Ale siłą. Wystarczy kilka metrów, a wasza krew zacznie mrowić. Najpierw tylko w okolicach waszych miraculów, potem wszędzie. Zrobi się wam gorąco i nagle w sekundę was nie będzie. Eksplodujecie jak przebity balonik.

– O-on nie żartuje – Jared wymamrotał, cofając się. – Ja tego nie potrzebuję – zdjął miraculum i rzucił nim w stronę Renzao.

Nikt się tego nie spodziewał, ale biżuterię w locie pochwycił... Nino. Mulat zupełnie ignorując konsternację grupy i ostrzeżenia Renzao, ruszył w jego stronę. Szybko, dynamicznie, bez zastanawiania się. Ryzykował wiele, ale czuł, że właśnie to powinien zrobić. Zawsze był w tyle, zawsze mógł tylko chronić innych. Nie robił dużych postępów. Nie przydał się szczególnie na polu. Stracił swoje miraculum. Marinette i Mei prawdopodobnie oddały swoje życie za innych. A on? Małpa, chociaż nim manipulowała, trafiła w samo sedno. Czuł się słabym tchórzem, ale teraz – teraz miał okazję pokazać, że stać go na więcej. Jeszcze nigdy w życiu nie był tak bardzo pewien, że robi to, co powinien.

Zerwał Renzao wisiorek z szyi i wywrócił wózek mężczyzny. W tej samej sekundzie obrócił się w stronę grupy, dumnie pokazując odebrane miraculum. Przez ten moment był najszczęśliwszą osobą na ziemi. Wreszcie stał się bohaterem, którym zawsze chciał być.

Potem poczuł tępy ból wszyi. Krew trysła mu na poliki. Padł na ziemię, ciągle się uśmiechając.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz