Rozdział 22 „Może to przypadek?"

212 31 22
                                    


      Ostatnie dni odbiły się na małżeństwie Agreste'ów. Nie dość, że cała ta konfrontacja z Mofa była kompletnym szokiem i skończyła się fatalnie, a do tego traktowano Biedronkę i Kota jak winowajców i przestępców, to przecież mieli też własne problemy. Nawet nie pogodzili się po ostatniej kłótni, po której Adrien myślał, że teraz to już tylko powinien czekać na pozew rozwodowy.

Z drugiej strony mógł też myśleć o szczęściu w nieszczęściu. Dzięki zamieszaniu z Mofa, problemy ich małżeństwa zeszły na dalszy plan. Poza tym oboje potrzebowali swojego wsparcia po tamtych wydarzeniach. Całkiem naturalnie więc wrócili do wspólnych posiłków i przytuleń przed snem. Wprawdzie ciągle dało się wyczuć w powietrzu aurę konfliktu, jednak na pewno nie była to już chmura rozwodu. Kochali się i oboje zdawali sobie z tego sprawę.

          Nieważne jednak, czy policja obserwowała ich dom, czy znała ich tożsamości – musieli żyć normalnie. Albo chociaż stwarzać pozory. Dlatego też cztery dni po ataku na Paryż wrócili do biur.

– Ale uważaj na siebie – Adrien powiedział, gdy małżonka chwytała za torbę.

– Nie martw się. Pierre zostanie dzisiaj w firmie.

Nie powiedzieli tego między sobą, ale oboje byli teraz bardzo ostrożni. Może nawet wpadali w paranoję. Bali się opuszczać dom i przebywać bez siebie. Wiedzieli bowiem, że ostatnią walkę „wygrali" tylko przypadkiem, a bez problemu przepłaciliby ją życiem.

          Gdy Adrien wysiadł na piętrze swojego biura, natychmiast powitała go szeroko uśmiechnięta sekretarka.

– Pan Agreste! Na biurku czeka na pana kosz pyszności.

– Ależ za co? – odparł prawdziwie zdziwiony.

– Za te kilka dni wolnego naturalnie. Wie pan, teraz w Paryżu naprawdę trzeba o siebie uważać. Chyba każdy z nas to bardzo przeżył.

Adrien z trudem ukrył rozrywający go żal.

– Tak... – westchnął. – Przepraszam, muszę nadgonić trochę terminów – dodał, wchodząc do gabinetu.

Rzeczywiście, na środku biurka stał wielki kosz pełen słodyczy, kawy i z jedną butelką wina. Cieszył się, że miał tak serdecznych współpracowników, ale czuł, że był to prezent, na który absolutnie nie zasłużył. Pełen poczucia winy zdjął go z mebla i ustawił tak, aby nie musiał go widzieć przez cały dzień. Następnie włączył laptopa.

Nic nie wskazywało na to, że będzie to inny dzień. Wszystko przebiegało bardzo rutynowo i nudno. Adrien przebrnął przez dopiero ¼ umów, a już miał dość. Powieki same mu opadały. Gdyby nie musiał nadgonić tych czterech dni, mógłby teraz nawet uciąć sobie drzemkę na kozetce, którą specjalnie w tym celu tutaj postawił, jednak niestety – pracy było za dużo. Gdy wstał zaparzyć sobie kawy w ekspresie, nagle zadzwonił jego służbowy telefon-sekretarka.

– Odbierz – aktywował go głosem.

– Proszę pana, jakaś pani bardzo nalega na spotkanie – recepcjonistka mówiła. – Nie była umówiona. Sekretarka powiedziała, że nie ma pan na dzisiaj w ogóle spotkań. Odprawić panią, czy ma pan chwilę?

– A to ktoś ważny? – zapytał, jednocześnie intensywnie zastanawiając się nad rodzajem kawy, którą chciałby wypić.

– Na pewno ktoś przyjezdny. Nie mówi po francusku. Chyba chodzi o te kontrakty azjatyckie.

– Nazwisko? – powiedział, wybierając americano.

– Luo.

– Luo?

– Mei Luo.

Całe americano wylądowało właśnie na podłodze. Adrien momentalnie zamarł. Mei? Ile Chinek o imieniu Mei może przebywać w Paryżu? Może to przypadek?

– Halo? Wszystko w porządku?

Mężczyzna odchrząknął, po czym zabrał się za zbieranie filiżanki.

– Tak, tak – odparł zmieszanym głosem.

– To wpuścić?

Wstał i odłożył resztki filiżanki obok ekspresu. Wpuścić? Wiedział, że wolałby nie, ale przecież żałowałby tego. Ciekawość tego niecodziennego zjawiska by go po prostu zniszczyła. Poza tym zawsze istniał margines błędu. Mogła to być inna Mei.

– Wpuścić.

Poczuł, jak na czoło wstąpiły mu kropelki potu. Jakby uciekając od stresu, który wtargnął zewsząd do jego ciała, po prostu zaczął sprzątać kawę z podłogi. Skupił się niezwykle na wycieraniu paneli tak, jakby od tego zależała cała przyszłość firmy. Gdy właśnie wrzucał brudny papier kuchenny do kosza, drzwi otworzyły się.

          Przez moment wyglądał, jakby zobaczył ducha. Cały pobladł i zesztywniał, a jego źrenice skurczyły się do rozmiaru kropki nad i. Nie mniej przerażona była Mei. Jej i tak już jasna cera była teraz niemal biała. Drobne dłonie mocno zaciskała na za długich rękawach bluzy, starając się ukryć ich drżenie. Usta lekko rozchyliła, jak gdyby miała coś powiedzieć, lecz ze strachu milczała.

Adrien spanikował. Czuł, że powinien coś powiedzieć, jakoś zagrać. Zadać pytanie: „Co tutaj panią sprowadza?". Udawać, że jej nigdy na oczy nie widział. Miał jednak nieodparte wrażenie, że te jej wielkie, czarne oczy już po prostu wszystko wiedziały. W tym swoim przerażeniu były jednocześnie bardzo świadome i przytomne.

Stali więc tak w ciszy, patrząc na siebie, jak na duchy, i oboje szukali jakiegokolwiek ratunku. Ratunek jednak nie nadchodził. Cisza tylko przytłaczała bardziej, a oddechy stawały się płytsze. Gdy Adrien zauważył, że oczy Mei zabłysły łzami, natychmiast oprzytomniał.

– Czy... – zaczął niepewnie. – Czy ja dobrze myślę?

Mei mimowolnie cofnęła się o krok. Powoli zaczynała przypominać przerażone zwierzę, co sprawiało, że Adrien poczuł się niewyobrażalnie niekomfortowo. Tak, jakby to on zrobił coś złego. Jakby ją skrzywdził. A przecież sytuacja, chociaż skomplikowana, była średnio zależna od ich obojga. Azjatka stała jednak z mocno zaciśniętymi kolanami i przeszklonymi oczyma, trzęsąc się jak osika, i z sekundy na sekundy coraz bardziej panikowała. Dodatkowo patrzyła na Adriena w sposób, który był co najmniej dziwny. Przeszywała go wzrokiem mówiącym: „wiem, kim jesteś".

– Przepraszam – wydusiła nagle z siebie, po czym zalała się łzami i wybiegła z gabinetu.

Adrien dłuższą chwilę stał w bezruchu. Z jednej strony czuł, że powinien za Mei wybiec, ale wiedział też, że byłoby to dziwnie postrzegane. Poza tym sytuacja go, lekko mówiąc, przerosła. Nie wiedział, jakim cudem zdradził swoją tożsamość, ale był pewien, że właśnie on za to odpowiadał. Nie rozumiał zatem, dlaczego Mei wybiegła stąd z płaczem i go przepraszała.

Opadł ciężko na fotel.

– Co tu się właściwie stało? – wyszeptał pod nosem.



Mini zwiastun:

Rozdział 23 „Potrzebujemy cię"

"– Rany, Mei – powiedział, wyciągając ku Chince rękę.
Kiedy dotknął jej dłoni, poczuł, że drżała. I chociaż Mei natychmiast odtrąciła jego rękę, jeszcze dłużą chwilę czuł to niecodzienne mrowienie na własnych palcach."


Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz