Rozdział 71 "Stał się po prostu zwierzęciem"

124 16 8
                                    

    Chociaż tłum turystów ciągle utrudniał mu zadanie, nie spuścił Marinette z oczu nawet na sekundę. Widział, jak nerwowo spoglądała na kościół św. Agnieszki i jak wzdrygnęła się, gdy przemówił do niej podejrzany mężczyzna w białym garniturze. Adrien nie był pewien, czy to na pewno ten sam Doktor Fictitious. Nie czuł wcale ulgi, widząc go zamiast Mofa. Miał wrażenie, że to niemożliwe, że żaden Doktor nie zjawił się bez broni, jak gdyby nigdy nic, w biały dzień i nie miał złych zamiarów. Uważnie obserwował wszystkie jego ruchy – odsunięcie krzesła Marinette, złożenie zamówienia u kelnera, nonszalanckie założenie nogi na nogę. Nie wierzył. Był pewien, że to za proste, że ten mężczyzna musi coś kryć.

Kiedy zobaczył, jak Marinette kładzie dłonie na stole, czas zdawał się zwolnić. Czuł dokładnie bicie swojego serca, a pierścień zaczął go niemal parzyć. Plagg nie zdążył się nawet wysunąć spod jego koszuli, gdy do Adriena dotarło, że Marinette uniosła lewą rękę.

W tym samym momencie Piazza Navona zamieniła się w wielką scenę, na której odgrywano jakieś cudowne przedstawienie, o którym nikt nie został poinformowany. W kilku miejscach w pobliżu słychać było charakterystyczne świsty, a kryształowe, magiczne lśnienia oślepiły pojedynczych przechodniów. Stało się jasne, że doświadczali tego, co dotychczas widywali tylko w telewizji. Słynni superbohaterzy byli teraz niemal na wyciągnięcie ręki i... wszystkich to zmroziło.

Jeszcze kilka miesięcy temu ci wszyscy turyści wyciągnęliby swoje ramiona, aby wpaść w uściski niedoścignionych wzorców. Niektórzy prosiliby cicho o autografy, inni piszczeli z radości. Dzieci krzyczałyby głośno, że to superbohaterzy, których tak bardzo kochają. Teraz było jednak zupełnie inaczej. Mamy intuicyjnie zakryły oczy dzieciom, aby te nie wpadały w nagły entuzjazm. Dłonie wyciągnięte były tylko po to, aby dzierżyć w nich smartfony i nagrywać przebieg dziwnego zdarzenia. Oczy co poniektórych pełne były jadu i chęci zemsty.

Kiedy Kot krzyczał głośno, że jest niebezpiecznie, że wszyscy muszą się natychmiast ewakuować, zdecydowana większość wpadła w panikę. Nikt nie wiedział, czy superbohaterzy pojawili się po to, aby im zagrozić, czy też pomóc. Wszyscy ciągle mieli z tyłu głowy obrazy z Ameryki, gdzie za zamach stanu odpowiadali najprawdopodobniej posiadacze miraculów. Gdy do prowadzonej przez Kota ewakuacji dołączyli też Lisica, Żółw, nikomu nieznany Smok i – co gorsze – Władca Ciem owiany tak złą legendą, wszyscy rozbiegli się dookoła.

Z Piazza Navona można było uciec w wiele pobocznych uliczek, a z nich w głąb miasta. Superbohaterzy, zgodnie z planem, zajęli się największymi przejściami, aby tam odprowadzić większość ludzi. Mei, która ze względów bezpieczeństwa stała na pobliskim dachu, na wprost kościoła, widziała dokładnie, że ewakuacja była chaotyczna. Część ludzi ufała superbohaterom, słuchając ich wskazówek, lecz znaczna większość uciekała w popłochu tam, gdzie nie było śladu po paryskiej drużynie.

      Marinette zerwała się z miejsca niemal od razu, gdy na placu wybuchła panika. Nie odwracała się za siebie. Nie sprawdzała, czy Doktor miał coś w zanadrzu i czy ją gonił. Wtopiła się między ludzi i w pośpiechu przedostała do fontanny. Podczas gdy wszyscy zajęci byli chaotyczną ucieczką, ona wypatrywała Alyi. Przyjaciółka pojawiła się chwilę później, w dłoni dzierżąc miraculum Biedronki.

– Nic ci nie zrobił? – zapytała mimochodem.

Marinette przytaknęła, jednocześnie zakładając kolczyki. Jeszcze nigdy tak nie drżała w trakcie przemiany. Gdy otworzyła oczy, Alyi już przy niej nie było. Mulatka pognała w stronę Nino, obok którego stał teraz Baran. Zrobiło jej się słabo, bo natychmiast zrozumiała, że Smok miał rację. Mofa wszystko przygotowała i chciała to rozwiązać raz na zawsze właśnie teraz.

     Już kilka sekund później wokół Marinette nie było żadnych turystów. Brodziła stopami w fontannie, a cały świat zdawał się wyciszyć. Patrzyła na kawiarenkę, z której dopiero uciekła. Doktor Fictitious ciągle siedział niczym niewzruszony. Wyglądał karykaturalnie – zupełnie jak bogaty turysta, który udał się na kawę do miasta opuszczonego przez ludzi.

Niespodziewanie ciszę przecięło warczenie. Pierw było krótkie i prawie bezgłośne, potem zamieniło się w skomlenie. Biedronka uniosła głowę wysoko i wbiła swoje przerażone oczy w niebo. Na czubku fontanny siedział Pies. Wyglądał jeszcze gorzej, niż ostatnim razem. Trudno było znaleźć w nim ślady człowieczeństwa. Zdawał się być już całkowicie dziki, a rozkaz Doktora tylko to potwierdził. Posiadacz miraculum psa stał się po prostu zwierzęciem.

– Zabij ją.

Postać natychmiast zareagowała na wydany rozkaz. Pies rzucił się na Marinette, szczerząc swoje zębiska. Kobieta w ostatniej chwili odskoczyła na bok i uniknęła ugryzienia. Ciągle pamiętała piekący ból dłoni, gdy po raz pierwszy walczyła z Psem.

Ale teraz był już pozbawiony własnej woli. Nie myślał samodzielnie i paradoksalnie dzięki temu stał się bardziej groźny. Biedronka musiała natychmiast reagować na jego dzikie skoki, smagnięcia ogonem i zęby. Ilekroć twarz Psa cała znajdowała się zbyt blisko jej oczu, czuła dreszcze. Oblicze mężczyzny było całe w ranach i krwawych pęknięciach. Nie przypominało ludzkiej postaci – przypominało raczej przerażającą maskę zrobioną z czyjejś skóry.

Początkowo Marinette dobrze radziła sobie z atakami Psa. Po raz pierwszy poczuła, że ostatnie treningi naprawdę coś dały. Umiała więcej. Znała techniki, dzięki którym bez problemu się broniła. Niestety do czasu. Ludzkie sztuki walki nijak się miały w spotkaniu z Psem. Jego ataki były nieprzewidywalne, bo ludzie nie poruszali się w ten sposób. Gdy Biedronka poczuła na swojej twarzy ostre pazury, pisnęła mimowolnie. Sięgnęła po jojo i wymierzyła nim prosto w łapy Psa, który na ten atak wycofał się chwilowo.

Byli w swego rodzaju impasie. Pies wiedział, że musi być blisko, aby walczyć skutecznie. Marinette nie miała wtedy jednak żadnych szans, wiec odpierała mężczyznę za pomocą jojo, dzięki czemu mierzyli się w walce długodystansowej. Było to niestety pozbawione sensu. Biedronka musiała w jakiś sposób unieruchomić Psa, aby móc zabrać mu miraculum. Tylko jak to zrobić, kiedy ten ciągle próbował wgryźć się w jej tętnicę?

Wtedy przeszła do działania. Ponownie wbiegła w fontannę, gdzie zręcznie zalawirowała między rzeźbami. Pies wpadł w dziką pogoń za nią, gwałtownie zbijając wszystko, co napotkał na swojej drodze. Woda rozbryzgiwała się dookoła i z dala cała ta maskarada mogłaby wyglądać, jakby dobrze się bawili. Biedronka miała jednak plan. W trakcie biegu po fontannie owinęła jojo wokół jej centralnej części – wysokiego cokołu, na którym Pies stał, gdy wszystko się zaczęło.

Wkrótce znalazła idealny moment. Gwałtownie wyhamowała i pozwoliła Psu wpaść w linkę jojo z całym impetem. Wtedy mocno za nią pociągnęła i przycisnęła zdezorientowanego wroga do cokołu. Wykonała jeszcze kilka okrążeń, aby umocnić wiązanie. Udało się. Pies był unieruchomiony.

Gdy miała już do niego doskoczyć, aby szybko pozbawić go miraculum, ten zrobił coś, czego Biedronka nie znała. Z jego zdeformowanych ust wydobyło się wycie. Był to przeraźliwy dźwięk, który wdzierał się pod skórę i paraliżował swoją grozą.

Kobieta zrozumiała, że była w tarapatach. Pies właśnie użył swojej mocy specjalnej, a według relacji Mei była ona wyjątkowo skuteczna w walce jeden na jednego. Zmieniała bowiem rozkład sił trwającej potyczki. Obok Psa pojawił się drugi Pies.



No i się zaczęło. Jak myślicie, jak się to  wszystko skończy? :D  (wszystko, wszystko, nie tylko Biedra i Pies)


Mini zwiastun:

Rozdział 72 "Liczył się tylko czas"

"Nie uśmiechnął się nawet. Natychmiast pognał w stronę placu, aby pomócMarinette. Dzierżone w dłoniach miraculum w ogóle nie dodało mu animuszu"

Uuu... jakie miraculum? Hmmmm

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz