Rozdział 61 „Wojna domowa"

121 18 6
                                    

    Od zawsze nie radziła sobie najlepiej z presją, a to, co spadło na jej barki po ostatnim wydarzeniu, było już jednym kamyczkiem za dużo. Marinette wiedziała doskonale, że gdyby podjęła inne decyzje, Alya, Nino i Mei nie byliby w tak wielkim zagrożeniu. To ona była głównym prowodyrem bezczynności, a dodatkowo nie uwierzyła w słowa przyjaciółki, gdy ta do niej zadzwoniła, rozpaczliwie prosząc o pomoc.

To było dla kobiety za dużo – w połączeniu z ledwo ujarzmionym po zdradzie stanem stworzyło mieszankę... Cóż, wcale nie wybuchową, ale raczej przerażającą. Marinette z dnia na dzień popadła w stan straszliwej melancholii, z której nie potrafiła się wydostać. Wszystko było jej obojętne, a świadomość rychłej śmierci (bo nie wierzyła, że konflikt z Mofa może skończyć się inaczej) tylko ją dobijała. Szła spać, myśląc, że już nie wstanie i wstawała, myśląc, że nie położy się spać.

I to z jej winy.

Właśnie dlatego chciała jak najszybciej uciec z dzisiejszej narady. Świadomość tego, że coś znowu było na jej barkach, skutecznie sprowadzała ją na dno własnych myśli. Nie chciała być za nic odpowiedzialna, a czuła się odpowiedzialna za wszystko. Musiała więc porozmawiać o tym z kimś obiektywnym. Z kimś, kto mógł oddzielić swoje emocje od racjonalnego myślenia. A tym kimś był oczywiście Ethan. Kiedy wyszła z narady, natychmiast poprosiła go o spotkanie. Gdy była pod domem, mężczyzna już na nią czekał.

       Bała się nawet pomyśleć, co by było gdyby nie obecność Ethana. Mężczyzna zadbał o jej stan. Zmuszał do spacerów, gdy nie chciała wyjść z łóżka i serwował najlepsze obiady w mieście, gdy nie jadła nic od wieczora. Wspierał ją też w pracy i kibicował z rumieńcami na twarzy, kiedy po raz pierwszy od dawna cokolwiek zaprojektowała. Święta spędzili wspólnie: bez choinki i kolacji, ale z ciepłym kocem na kolanach i pizzą. Zdarzyło się też, że Ethan wycierał jej łzy. Znowu.

Marinette nie dała mężczyźnie za wiele w zamian, przez co czuła się ze sobą nie do końca ok. Odczuła to zwłaszcza tego popołudnia, gdy zrozumiała, że Adrien mieszkał już z Mei i najprawdopodobniej spędził z nią każdą minutę jej rekonwalescencji. Tymczasem Marinette brała uwagę Ethana garściami, w zamian raz na jakiś czas nadstawiając mu policzek do pocałunku. Była całkowicie zablokowana. Z jednej strony był jej najbliższą osobą na świecie, a z drugiej... kochankiem, z którym mogłaby wiązać przyszłość, ale niekoniecznie ją widziała.

– Widzieliście się wreszcie, prawda? – zapytał po przywitaniu Marinette. – Coś się stało?

Kobieta wyciągnęła klucze z kurtki, po czym otworzyła drzwi.

– Chciałabym się ciebie coś poradzić...

– Brzmi poważnie. Może kawy? – zareagował szybko.

Marinette przytaknęła odruchowo. To, że Ethan robił jej kawę, gdy wspólnie wchodzili do domu, było już ich mini tradycją, która miała swoje źródła przede wszystkim w mroźnych, zimowych temperaturach.

Kobieta rozebrała się z kurtki i butów, w tle słysząc, że Ethan włączył radio, a chwilę potem ekspres. Audycje do kawy – to też było już mini tradycją. Kiedy stanęła w kuchni, mężczyzna uśmiechnął się do niej i troskliwie poprawił jej grzywkę zwichrowaną przez wiatr na dworze.

– Na naradzie pojawił się pomysł... – zaczęła, widząc, że Ethan patrzył na nią pytająco. – Aby nagrać film na Biedroblog, na którym powiedzielibyśmy, w jakiej jesteśmy sytuacji.

– Sytuacji? – podał Marinette filiżankę.

– Tak... Chodzi o to, że mamy związane ręce. I też o sytuację ze Stanami Zjednoczonymi.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz