Rozdział 75 "Czyli jednak musimy się pozabijać"

156 15 27
                                    

      Mężczyzna oparł się nonszalancko o latarnię, po czym żachnął się, spoglądając głęboko w oczy dawnej rywalki. Stała jak zawsze niepozornie, czym okrutnie go irytowała.

– Oczywiście – oświadczył uroczyście – kogo by mi mogli zesłać jak nie słynną panią kurkę!

Drobna Azjatka odgarnęła z czoła kolorową, kogucią grzywę i zacisnęła mocniej usta. Nie zamierzała wdawać się w dyskusje ze zdrajcą.

– No proszę, kurczak się obraził — przystanął z nogi na nogę — przyznaj, że trochę się cieszysz.

Kobieta uniosła wielką pałkę imitującą kogucie pióro, sygnalizując tym samym, że zaczyna walkę. Smok uśmiechnął się więc szeroko. Czuł, że przyjdzie mu walczyć właśnie z panią Kurką, bo tak nazywał posiadaczkę miraculum koguta. Była jego jedyną prawdziwą rywalką. Dzięki swojemu miraculum mogła kontrolować wszystkie żywioły. Wprawdzie w dość ograniczonej formie, ale mimo wszystko – on do dyspozycji miał tylko ogień. Rzadko wygrywał z Kurką. Jeśli już w ogóle mu się to udawało, to tylko dzięki sprytowi.

Poza tym z Kurką łączyły go raczej specyficzne relacje. Nie znosił tej drobnej, ledwo mówiącej po angielsku Azjatki, ale z drugiej strony była jedyną kobietą, do której czuł respekt. Nie był więc w stosunku do niej aż tak bezczelny i nie odmawiał sobie też pojedynków z nią, chociaż wiedział, że najprawdopodobniej przegra. Nie przyznawał tego przed sobą, ale chciał po prostu spędzać czas z panią Kurką. Po swojej ucieczce z Mofa liczył na to, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczy jej irytującą grzywę, to albo ją zabije, albo poprosi o rękę. Jednak gdy teraz przyszło mu z nią walczyć na poważnie, przestraszył się trochę. Wcale nie chciał jej zabijać.

– Kurko, może spróbujemy to jeszcze naprawić – rzucił, gdy kobieta skierowała w jego kierunku ogromne krople wody, które ten przecinał kolejno ogonem. – Myślałaś może o ślubie?

Kobieta machnęła pałką, wywołując tym samym tnący wiatr. Smok uniknął spotkania z żywiołem w ostatniej chwili, odskakując kilka metrów dalej. Zrozumiał wówczas, że Kurka faktycznie była zła. Może była obrażona, bo uciekł? Zwykle lubiła w trakcie walki wdawać się w konwersacje z Jaredem. Nie odpuszczała sobie obrażania go, a teraz rzucała w niego ostrzami wiatru z realną chęcią mordu.

– Czyli jednak musimy się pozabijać – odparł, imitując dramatyczny ton głosu.

I chociaż Azjatka po raz kolejny wycelowała w niego serię wietrznych ostrzy, Jared bez problemu dostrzegł na jej twarzy lekkie drgnięcie ust. Uśmiechnęła się. Na swój sposób i prawie niezauważalnie, jednak dla mężczyzny oznaczało to tyle, że mógł wyciągnąć wszystkie asy z rękawa.

Pierw postanowił jak najbardziej oddalić się do placu. Jedną ze słabości Kurki było bowiem to, że mogła korzystać tylko z tych żywiołów, które były pod ręką. Jeśli akurat nic się nie paliło, nie mogła skorzystać z ognia. Jeśli nie wiało, wietrzne ostrza nie wchodziły w grę. Największym wrogiem ognia jest natomiast woda, a tej nie brakowało w fontannach. Pozbawienie Kurki dostępu do nich było więc podstawą. Istniało wprawdzie małe ale – w każdej chwili mogła użyć mocy specjalnej, dzięki której zyskiwała zdolność kreacji żywiołów, jednak Jared wiedział, że było to dla niej skrajnie męczące. Odciągał więc Kurkę dalej, wykonując proste sekwencje. Oboje znali je na pamięć, a jednak – kobietę coś hamowało. W efekcie nawet podstawowe ciosy wytrącały ją z równowagi. Smok zdziwił się tą zależnością, ale nie omieszkał jej wykorzystać. Póki Kurka wydawała się wybita z rytmu, uderzał mocniej i sprawniej. Dumny ze swojej przewagi postanowił się też nieco popisać. Z szelmowskim uśmiechem użył ogona, aby zyskać więcej impetu w ciosie. Dzięki temu kopnął kobietę z nadzwyczajną siłą – została wybita w powietrze na wysokość budynków wokół, a jej ciało przypominało przez moment kukłę. Gdy Jared myślał już, że Kurka postradała wszystkie rozumy, poddając się tak łatwo, dostrzegł jak ta wyciąga swoją pałkę. Jeszcze będąc w powietrzu, machnęła nią zamaszyście. Wkrótce Smok musiał się zmierzyć ze znacznie silniejszymi ostrzami wiatru. Wiedział, że przecięłyby wszystko na swojej drodze. Azjatka wykorzystała bowiem fakt, że te kilkanaście metrów wyżej wiatr był po prostu silniejszy. Jared w ostatniej chwili nadął się cały i zionął ogniem. Wietrzne ostrza nie tylko go nie dosięgły, ale nawet się cofnęły. Drobne ciało Kurki zostało spowite jej własną bronią i ogniem Smoka.

Kiedy skończył ziać, jego oczom ukazał się żałosny widok. Kurczak leżał już na ziemi, wijąc się i jęcząc niemiłosiernie. Jared widział już wielu przypieczonych ludzi, bo tak ich określał, ale nigdy nie robiło to na nim wrażenia. Nawet pierwszy mord był mu zupełnie obojętny. Tymczasem widok Kurki obudził w nim prawdziwy żal. Wywracając oczami, podszedł bliżej i uśmiechnął się pobłażliwie.

– Słuchaj, to nie musiało się tak skończyć, ale nie chciałaś inaczej – powiedział, kucając i teatralnie rozkładając ręce. – Chyba muszę cię przeprosić.

Kurka nagle ucichła. Zniknęły wszystkie pojękiwania, a jej ciało zupełnie znieruchomiało. Smok myślał przez moment, że właśnie umarła, jednak było to tylko złudzenie. Kobieta niespodziewanie podniosła się na kolana.

– Też przepraszam – syknęła, obłapiając mężczyznę.

        Cywile, którzy z przerażeniem oglądali walkę Gabriela z Bawołem, odnosili wrażenie, że ta zmierzała donikąd. Mężczyźni wydawali się być sobie równi, chociaż różniło ich tak wiele. Szczupła sylwetka Władcy Ciem z gracją unikała ogromnych pięści przeciwnika. Bawół bez problemu blokował każdy atak szablą. Niekiedy ich postacie zdawały się tworzyć chaotyczną kulę, którą przecinały jedynie świsty i huki. Przełom nastąpił dopiero, kiedy do walki dołączyła trzecia strona. Na ramiona Bawoła wskoczył mężczyzna, który zdawał się wziąć zupełnie znikąd. Po reakcji Władcy Ciem widać było jednak, że jako jedyny był na to przygotowany. Natychmiast przerwał zwarcie z Bawołem i odskoczył kawałek dalej.

Cywile bardzo szybko zrozumieli, że byli właśnie świadkami tego, czym jeszcze kilka lat temu żyła cała Francja. Na ramionach Bawoła zawisł zaakumanizowany. Jego strój był dość specyficzny – przywodził na myśl stroje komiksowych superbohaterów. Szybko stało się więc jasne, że ten człowiek chciał po prostu zostać bohaterem, a Władca Ciem to wykorzystał. Blady strach spadł na ludzi pochowanych w restauracjach. Zdali sobie bowiem sprawę, że to mógłby być każdy z nich. Wszyscy przeżywali teraz silne emocje. Wszyscy mogli zostać potencjalnie wykorzystani.

Gabriel nie myślał takimi kategoriami. Widział, że Bawół był zdziwiony całą sytuacją. Najprawdopodobniej w amoku walki zupełnie zapomniał, co jest główną bronią Władcy Ciem. Dodatkowo miał duży problem ze zrzuceniem drobnej sylwetki zaakumanizowanego – zupełnie jakby ten miał jakąś nadzwyczajną, ale kompletnie nieokreśloną moc. Wół wkrótce zrozumiał, o co chodziło, bo mężczyzna szybkim ruchem ściągnął jego hełm. Gabriel uśmiechnął się pod nosem. Właśnie tak miało się to potoczyć. Pobladł jednak, kiedy zaakumanizowany został chwycony za nogę. Przeciwnik cisnął nim o ścianę pobliskiego sklepu, a ta zamieniła się w gruz. Władca Ciem zacisnął dłonie na szabli. Nie chciał narażać żadnej osoby, ale zrobił to świadomie. Żałował i czerpał z tego przyjemność jednocześnie.

W tym samym momencie, w którym zaakumanizowany spotkał się ze ścianą, do ucha Bawoła wleciał pojedynczy motyl. Wróg tylko przez chwilę stał spokojnie. Całe jego ciało przeszył piorunujący ból – zupełnie jakby każdy nerw właśnie płonął. Nie minęła minuta, nim z ucha mężczyzny trysnęła stróżka krwi, a ten padł na kolana.

Władca Ciem triumfował,jednak próżno było szukać śladu dumy na jego twarzy. Bez martwienia się omiraculum, bez zbędnego myślenia o zaakumanizowanym, ruszył na pomoc reszciegrupy. Zapomniał o Bawole tak szybko, jak tylko walka się skończyła.




Mini zwiastun:

Rozdział 76 "Więc to jest twoja moc specjalna"

"Ze świstem przejechał szablą tuż pod kolanami mężczyzny. Ten drgnął, achwilę potem mimowolnie padł. Widać było, że kompletnie się tego niespodziewał. Kiedy tylko wejrzał w oczy Władcy Ciem, w okamgnieniu wstał narówne nogi i zaczął biec w stronę placu. Gabriel uśmiechnął się pod nosem, bowiedział, że czeka go łatwa walka. Już miał wypuścić spod swych palcówposłuszne motyle, gdy nagle poczuł tępy ból pleców".

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz