Cykl Mofa: 0457

258 23 13
                                    


Preludium

     Okres dzieciństwa był jedynym okresem w jej życiu, w którym zaznała szczęścia. Z radością wspominała mamine placki z kaczką i ojcowskie wypady na ryby. Mieszkali w prowincjonalnej miejscowości, która niebawem miała wymrzeć. Tak w każdym razie mawiał dziadek Mei, nim jeszcze sam umarł. Wypijał jednym duszkiem ryżową wódkę, po czym powtarzał, że niedługo nikt tutaj nie zostanie. Mała Mei nie wiedziała, jak się do tego ustosunkować, ale brak innych dzieci w całej wsi tylko potwierdzał, że najprawdopodobniej większość osób się stąd wyniosła lub po prostu tkwi w fazie umierania ze starości.

Jednak Mei w ogóle się tym nie przejmowała. Uwielbiała dziewicze łąki swojej wsi i rozległe stawy, w których ciągle pachniało rybami. Nie przeszkadzały jej kostki zatopione w błocie ani wiecznie bijący chłód od licznych pasm górskich. Dzieciństwo miała w gruncie rzeczy bardzo beztroskie. Niemal idealne. Większość czasu spędzała z matką, która w wolnej chwili starała się uczyć córkę co ważniejszych przedmiotów. Czasami powtarzała, że jak „załatwią swoje sprawy", to wyjadą i Mei pójdzie do szkoły. Chinka jeszcze wtedy nie znała tych spraw ani ich smutnego zakończenia. Oczyma wyobraźni widziała więc swoją przyszłą szkołę, a póki co próbowała opanować czytanie i kaligrafię. Ojciec bywał w domu rzadko, bo cały dzień spędzał albo na polu, albo w górach. Mei nie wiedziała, co wtedy robił, ale była przekonana, że wykonywał z pewnością jakiś rodzaj pracy, który dawał im pieniądze, a potem za te pieniądze jedli placki z kaczką.

     Kiedy miała sześć lat ich dom odwiedziła pewna bogato ubrana kobieta. Miała na sobie dziwne ubrania. Takie, jakich Mei nigdy nie widziała. Miały niecodzienny krój i niecodzienne wzory. Początkowo wydały jej się brzydkie, lecz już kilka tygodni później zmieniła zdanie. Kobieta mówiła po chińsku jakoś inaczej. Potem mama wytłumaczyła małej Mei, że był to po prostu akcent, bo nieznajoma nie była Chinką. Rzeczywiście, skórę miała zdecydowanie bledszą od jej, ale oczy wciąż azjatyckie. Bardzo ładne zresztą.

Kobieta przyniosła do ich domu telewizor. Mei wiedziała, czym była telewizja i na czym mniej więcej polegała, lecz w jej wsi tego nie było. Podobno jeszcze kiedy mieszkało tutaj dużo osób, to i telewizja była na porządku dziennym, ale od dłuższego czasu ludzie zdawali się pozapominać o takich wygodach. Mei nie rozumiała wówczas, że panowała tam wielka bieda i zarówno reszta mieszkańców, jak i jej rodzice nie mogli sobie na to pozwolić. Tymczasem nieznajoma przyniosła im telewizor, podłączyła go, ustawiła nawet satelitę i tak oto ich skromny dom lśnił telewizyjnym blaskiem kilkunastu kanałów.

      Kobieta w międzyczasie zalewała się łzami, mówiąc swoją dziwną chińszczyzną, jak to bardzo jest wdzięczna za tajemniczy ratunek. Mei nie wiedziała jaki ratunek, ale była zbyt zajęta ruchomymi obrazami, aby się tym przejąć. Zresztą rodzice kazali jej nie podsłuchiwać tej rozmowy.

O co chodziło, dowiedziała się, mając dziesięć lat. Do ich domu wpadli agresywni mężczyźni w dziwnych strojach i skuli małżeństwo w kajdanki. Był to ostatni raz, kiedy Mei widziała swoich rodziców.

      Świat już nigdy nie był prosty. Brutalnie zerwano resztki naiwności z pulchnej buzi Mei. Dziecięca percepcja została wyraźnie zaburzona na rzecz niewyjaśnionych zdarzeń i obcych spojrzeń. Dziesięciolatka długo czekała na jakiekolwiek słowa prawdy, lecz nikt nie potrafił jej nic powiedzieć. Ludzie o martwych oczach wydawali tylko rozkazy „połóż się tutaj", „zjedz to", i zachowywali się tak, jakby Mei nigdy nie miała rodziców. Tymczasem dziewczynka budziła się w nocy zalana potem, wrzeszcząc „Mamo, mamo!" tak samo intensywnie i rozpaczliwie, jak w dniu, w którym agresywni mężczyźni zabrali jej jedyną rodzinę.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz