Był to kolejny poranek, w którym ujrzała jedynie puste łóżko. Adrien wciąż nie wrócił. Podniosła się więc z kwaśną miną, aby szybko dojść do wniosku, że to będzie kolejny koszmarny dzień. Na dodatek nie mogła zasnąć przez nowe rewelacje ze Smokiem.
Bała się, że Adriena przy niej nie będzie, kiedy wydarzy się coś naprawdę tragicznego.
Ale nie myślała o tym tego ranka, kiedy wstała tylko po to, aby pójść po kawę i wrócić do łóżka. Bo co innego jej pozostało? Nim jednak wyszła z sypialni, sprawdziła telefon. Niestety, Adrien ani nie zadzwonił, ani nie wysłał smsa. Zrezygnowana tym odkryciem zeszła na dół.
Natychmiast się rozbudziła, widząc blond włosy małżonka w kuchni. Siedział tyłem do niej, przy blacie, a głowę miał nisko spuszczoną. Przez moment bała się, że Adrien tak zasnął, lecz gdy tylko weszła do kuchni, szybko zapomniała o tym.
Stanęła obok blatu, ale w sporej odległości od małżonka. Kiedy ten tylko ją zauważył, podniósł nieco głowę i spojrzał na Marinette zblazowanym wzrokiem. Kobietę przeszły dreszcze. Adrien wyglądał bowiem tragicznie. Gdyby nie znała kontekstu, sądziłaby, że zmagał się z jakąś wyniszczająca chorobą. Skórę miał suchą i bladą, oczy podkrążone, a źrenice majaczące – zupełnie jakby go coś bardzo bolało.
Marinette skrzyżowała dłonie na piersi, wiedząc, że Adrien miał jej coś do wytłumaczenia. Nagle znów nabrała postawy osoby, która nie miała sobie nic do zarzucenia. Bo to w końcu ona od kilku dni znosiła milczenie mężczyzny i dziecinne ucieczki od rozmowy. Zdawała się zupełnie zapomnieć o swojej części winy. Wszystko to tylko wzmogło stan, w którym zastała Adriena.
–Ma... Marinette – zaczął słabo.
Słysząc głos Adriena, postawa Marinette znowu uległa zmianie. Czuła teraz całą sobą, że usłyszy coś strasznego. Nie rozpoznawała głosu małżonka. Nie rozpoznawała jego oczu, włosów, ramion. W sekundę wydał jej się obcy.
–Zrobiłem coś... coś strasznego.
I nie musiał kończyć. Marinette doskonale wiedziała, o co chodziło. W jej głowie znikąd zamajaczył obraz Adriena sprzed pięciu lat. Kiedy stali na swoim dachu, a on deklarował jej dozgonną miłość po wyrwaniu kobiety z rąk Ethana. Zrobiło jej się słabo. Widziała dokładnie tamte rozmarzone, zielone tęczówki i usta delikatnie uniesione w uśmiechu. Usta mówiące przepiękne rzeczy. Usta, których wtedy całą sobą zapragnęła i którym oddała się kilka godzin później. Słońce zachodziło. Nogi jej drżały.
Teraz te usta całowały kogoś innego.
–B-byłem u Mei dwa dni temu i...
Marinette wyszukała po omacku ściany za sobą i oparła się o nią. Jedną rękę złożyła zaś na czole tak, aby nie patrzeć na małżonka.
–Wyjdź – powiedziała cicho.
Adrien zastygł. Patrzył więc w bezruchu na Marinette, czekając aż może coś jeszcze doda, lecz to się nie wydarzyło. Gdy miał już kontynuować, ta niespodziewanie mu przerwała.
– Wyjdź – powtórzyła raz jeszcze, lecz o wiele ostrzej i bardziej oschle.
Mężczyzna spuścił głowę i bezszelestnie wstał od blatu. Kiedy był już u progu wyjścia z kuchni, spojrzał jeszcze przez ramię.
– Kiedy będziesz chciała-
– Wyjdź!
Piskliwy krzyk Marinette pozbawił go już wszelkich nadziei na rozmowę. Obrócił się i wyszedł, jeszcze nim małżonka niespodziewanie wybuchła płaczem. Szloch rozrywał jej klatkę i wiedziała, że były to emocje nagromadzone ostatnimi dniami. Potrzebowały tylko katalizatora. Niestety, katalizatorem okazała się zdrada. Osunęła się więc na podłogę i tak przepłakała najbliższą godzinę.
CZYTASZ
Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]
FanfictionMinęło 5 lat od pogodzenia się ze swoim naznaczeniem. 5 lat spokoju, miłości i sukcesów. Jednak co zrobią Biedronka i Czarny Kot, gdy powrócą dawne problemy, a świat zadrży w posadach? Czy pogodzą się ze swoim dziedzictwem? Kontynuacja trylogii Mira...