Rozdział 24 "Nie musisz się już bać"

185 28 13
                                    


– I... Potem udałam się do was – mówiła, nieustannie bawiąc się wystającymi ze spodni nitkami.

Była zdenerwowana. Głos jej drżał.

Tymczasem Adrien kompletnie nie wiedział, co ze sobą zrobić. Coś na rodzaj rozpaczy rozdzierało go od środka, ale nie potrafił tego nazwać. Dziwne, ciężkie uczucie siedziało gdzieś głęboko w nim i niemal boleśnie dawało o sobie znać.

Wszystko, co właśnie Mei mu opowiedziała, było zlepkiem jakichś okrutnych i przykrych żartów. Mężczyzna nie był nawet w stanie wyobrazić sobie, jakie to musiało być bolesne, przerażające. Ale dziewczyna mówiła o tym ze względnym spokojem. Głos jej odrobinę drżał, a drobne palce mimowolnie szukały jakiegokolwiek punktu zaczepu, ale wyglądała dość błogo. Żyła ze swoim brzemieniem. A przecież było to brzemiennie pełne smutku i niesprawiedliwości. Adrien bliski był realnego wzruszenia.

– Kilka dni każdego wieczoru chodziłam po Paryżu i was wypatrywałam – kontynuowała. – Resztę historii już znasz.

Podniosła swoje duże, czarne oczy na niego i widział, że była smutna, że czuła się niekomfortowo, że cała opowieść wiele ją kosztowała. Ale jednocześnie ciągle pozostawała spokojna. Wówczas Adrien zrozumiał. Mei po prostu nie zna innego życia, przebiegło przez jego myśli.

Kiedy zdał sobie z tego sprawę, oniemiał już całkowicie. Bolesna gula na dnie gardła była teraz jeszcze większa. Mógłby wręcz przysiąc, że utrudniała mu oddychanie.

Kobieta ciągle na niego patrzyła. Ciągle mu oznajmiała, że już skończyła, że to wszystko i nic więcej nie usłyszy. Zupełnie, jakby właśnie przestała mówić o wizycie u dentysty albo o nieudanych zakupach. To połączenie – jej dziecięca spokojna buzia i okrutna historia – wbiło go głęboko w kanapę. Krztusił się nim. Nie mógł w nie uwierzyć. Bolało go, chociaż nie on musiał z nim żyć.

Tak, wiedział, że świat jest pełen okrucieństwa. Z tego też powodu nie wahał się przed angażowaniem w liczne akcje charytatywne czy przekazywanie ogromnych pieniędzy na szlachetne cele. Z odrazą oglądał wiadomości. Nie chciał słuchać o atakach terrorystycznych czy kolejnych morderstwach. Gardził również polityką, bo powszechnie wiadomo, że jest podszyta jedynie chciwością. Wszystko to rozgrywało się jednak obok niego. Nie musiał tego realnie doświadczać. I chociaż wiedział, że jego życie również nie było najłatwiejsze, to jednak nie mógł się porównywać z historiami większości ludzi. Nigdy nie miał problemu z biedą. Wychowywał się w relatywnie zdrowym środowisku. Nawet utrata mamy i historia Władcy Ciem były tylko ciężkimi epizodami, które, chociaż zostawiły w nim trwały i żywy ślad, nie mogły nosić znamion traumy. Ostatecznie został przecież człowiekiem sukcesu. Poślubił kobietę swojego życia. Wszystko jakoś się ułożyło. Dlatego też miał siły na więcej. Nie poddawał się. Widział w swoim życiu sens i chciał o niego walczyć.

A Mei? Mei została tego wszystkiego pozbawiona i prawdziwie go to przeraziło. Odniósł wrażenie, że po raz pierwszy zetknął się z rzeczywistością. Zupełnie jakby dotychczas nie był świadomy ilości zła panującego na świecie. Jakby działo się to obok niego. Jakby było fikcją. Tymczasem Mei patrzyła na Adriena spokojne i nieświadomie wniosła ze sobą zło całej rzeczywistości. Była jego realnym, bliskim przykładem. Oświeceniem.

Adrien poczuł się maluczki. Jego problemy były maluczkie, jego rozterki były maluczkie. Zrobiło mu się głupio, smutno, niekomfortowo, dziwnie – wszystko to w jednym momencie.

Niewiele nad tym myślał, ale zrobił coś bardzo ludzkiego. Przyciągnął bowiem kobietę do siebie i mocno ją objął. Tak, że nie mogła nawet drgnąć czy odwzajemnić uścisku. Po prostu pozwolił sobie na oddanie jej odrobiny dobra. Trochę tego, czego nie miała okazji zaznać. Nie mógł zresztą zrobić wiele więcej. Przecież słowa na nic by się tutaj zdały.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz