Adrien kompletnie nie wiedział, co zrobić. Marinette przepadła jak kamień w wodę. Chociaż wybiegł za nią dosłownie pół minuty później, nawet nic nie mówiąc całkowicie zdezorientowanej Mei, to nie był w stanie znaleźć ukochanej. Wspiął się na najwyższy dach w pobliżu i wyostrzył wszystkie swoje zmysły. Po lince jojo Biedronki nie było nawet śladu na paryskim horyzoncie, zaś jej zapach szybko rozproszył się w kilku kierunkach, bo tego dnia akurat bardzo wiało. Wściekły i na siebie, i na małżonkę, i na wszystko właściwie, przeklął pod nosem, po czym wrócił na klatkę kamienicy. Tam przysiadł na chłodnych schodach, czując, że musiał odetchnąć.
Z coraz większym trudem dogadywał się z Marinette. Niegdyś nie różniło ich właściwie nic. We wszystkim się zgadzali, a swoje reakcje byli w stanie przewidzieć bez najmniejszego problemu. To było jednak nieaktualne od kilku tygodni, a mężczyzna przestawał sobie z tym radzić. Nie wiedział już nawet, czego ukochana od niego oczekiwała. Jego zdaniem zachowywała się po prostu irracjonalnie i uciekała od tego problemu, licząc, że Adrien z powietrza dowie się, o co jej chodzi. Zwykle tak było, ale nie tym razem. Blondyn naprawdę jej nie rozumiał i go to przerażało. Patrzył w te jedyne fiołkowe oczy, nic z nich nie wyczytując. No, może poza złością, bo tego Marinette ostatnio nie brakowało.
Czy to możliwe, że już się nie rozumiemy? Na tę myśl cały zadrżał. Tyle walczył o ukochaną. Tyle wycierpiał. Byłby w stanie życie za nią oddać. Tymczasem ta się od niego oddalała i nie potrafił temu zapobiec. Nie w sytuacji, gdy mieli też obowiązki. Gdy musieli ratować ludzi. A może i świat? Wszystko mu się wymykało spod kontroli. Jęknął przeciągle, czując, że łzy napływały mu do oczu.
– Przepraszam? – usłyszał nagle zza pleców.
Od razu wrócił do siebie. Z szerokim uśmiechem wstał migiem ze schodów i obrócił w stronę kobiecego głosu, którego kompletnie nie przypisał Mei w pierwszej chwili. Chinka jednak stała kilka schodów nad nim, wychylając się nieznacznie zza drzwi, i patrzyła pytającymi oczyma wprost w jego twarz.
– Aaaj, to ja przepraszam – rzucił, drapiąc się po głowie. – Tak nagle wybiegłem. Ale cóż... tak to jest z kotami, prawda?
Mei zdawała się kompletnie nie kupować kociego entuzjazmu. Wciąż patrzyła na niego pytająco swoimi dużymi czarnymi oczami.
– Zaszło małe nieporozumienie – powiedział już poważnie, po czym podszedł bliżej kobiety. – I obawiam się, że dzisiaj niestety nie dokończymy tej rozmowy.
Oczekiwał, że Mei jakoś zareaguje, lecz ta jakby zastygła w bezruchu, ciągle przeszywając go swoimi oczyma. Poczuł się wręcz niezręcznie. Odnosił bowiem wrażenie, że Chinka czytała z niego jak z książki i wiedziała jasno o tym, jakim beznadziejnym był mężem. To z kolei budziło ukryte w nim pokłady wstydu. Gdy już miał ponownie zabrać głos, Mei niespodziewanie odezwała się. Mówiła jednak bardzo cicho, jakby niepewnie, a jej głos był wyjątkowo kojący.
– Jeżeli mogłabym jakoś pomóc...
Od razu pokręcił głową i uśmiechnął się szeroko.
– Nie, nie. Nie trzeba. Aaalee dziękuję za zainteresowanie — mrugnął okiem — to się ceni.
Chinka uśmiechnęła się nieznacznie, niespodziewanie przypominając tym Adrienowi o swojej urodzie. Blondyn wziął głęboki wdech i obrócił się na pięcie.
– Wpadniemy jak najszybciej. Przepraszam za zamieszenie. I — pomachał Chince ręką — do zobaczenia!
Spieszyło mu się do domu. Nie wiedział, czy małżonka w nim już będzie, ale jedyne, co mógł zrobić, to właśnie na nią czekać. Zastanawiał się też, czy mówiła prawdę. Jeżeli poszła komuś dać miraculum, to było to nie tylko szalone, ale też pochopne. No i mogło jej zająć trochę czasu. Nastawił się więc psychicznie na to, że nie zastanie jej w domu i układał plany na to, jak ją przywitać.
CZYTASZ
Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]
FanfictionMinęło 5 lat od pogodzenia się ze swoim naznaczeniem. 5 lat spokoju, miłości i sukcesów. Jednak co zrobią Biedronka i Czarny Kot, gdy powrócą dawne problemy, a świat zadrży w posadach? Czy pogodzą się ze swoim dziedzictwem? Kontynuacja trylogii Mira...