Rozdział 14 "Nie tym razem"

246 26 26
                                    

        Rozkaz Lisicy zdawał się przerwać pełne duszności powietrze, jednocześnie zatrzymując czas swoim ostrym, pełnym dumy brzmieniem. Nagle zaniepokojeni imigranci przestali się szamotać, a przemytnicy zastygli w bezruchu, zwalniając jedynie palce ze spustów. Nikt nie zwracał uwagi na postrzelonych. Oczy wszystkich skierowane były w stronę Lisicy i jej uniesionego podbródka. Chociaż alarm dalej wył, rozkaz kobiety dotarł do każdego.

Biedronka i Kot stali już naprzeciwko wrogów. Nieco zmachani po ucieczce przed pociskami. Zdezorientowani zachowaniem Lisicy. Gdy teraz byli już bliżej, posiadacze miraculum w niczym nie przypominali pełnych pozorów punkcików. Jawili się jako realne zagrożenie.

Pies stał nieco w tyle Lisicy, jakby chcąc pozostać w jej cieniu. Chociaż bohaterowie mieli z nim już styczność, nie mogli wyzbyć się wrażenia, że coś było w mężczyźnie inne. Bardziej niepokojące. Dopóki jednak ten stał wycofany, nie byli w stanie realnie ocenić swoich przypuszczeń. Widzieli tak naprawdę tylko kontury jego postaci. Twarz skryta była cieniem pobliskiego kontenera.

Lisica była wysoką, wysportowaną kobietą. Jej długie nogi pięły się w biało-pomarańczowym stroju, sprawiając wrażenie niewyobrażalnie silnych oraz giętkich. Dwa, długie i wąskie kucyki opadały na jej niby ogon i smukłe ramiona w jakiś pełen grozy sposób. Kobieta oparła dłonie na biodrach, płaską klatkę piersiową dumnie wypinając do przodu, i zmierzyła małżeństwo swoim pełnym chłodu wzrokiem. Sekundę później jej wąskie usta ułożyły się na kształt uśmiechu.

– Jednak odważyliście się przyjść – powiedziała głosem równie lodowatym co jej oczy.

Marinette posłała Kotu ostrzegawcze spojrzenie, gdy spostrzegła, że ten już otwierał usta, aby coś powiedzieć. Nie widziała sensu we wdawaniu się w dyskusję z tymi złoczyńcami.

– Trochę pokiereszowaliście naszego przyjaciela ostatnio, ale ma się zupełnie dobrze. Podobno — wyciągnęła zza pasa swój flet, który pogłaskała z gracją, zupełnie jakby dotykała zwierzęcia — waszym celem są miracula.

– N-naiwni – Pies wysyczał zza pleców Lisicy.

– Cicho – kobieta wtrąciła natychmiast, a mężczyzna zatrząsnął dziwnie ramionami, po czym cofnął się.

Biedronka i Kot zyskali pewność, że ich przypuszczenia były słuszne. Choć wciąż nie widzieli nic ponad kontur Psa, ten zmienił się. Zachowywał się bowiem bardziej jak oswojone zwierzę. Nie przypominał w każdym razie tego dzikiego człowieka, który bez skrupułów rzucił się na rękę Marinette.

– Macie też po swojej stronie 0457 – stwierdziła, wzdychając przy tym dziwnie.

Marinette i Adrien nie rozumieli. Kobieta za to szybko pojęła jedno.

– Ona chce zyskać czas – wyszeptała do ukochanego. – Jak przyjdzie Smok, będą mieć przewagę liczebną.

Kot przytaknął. Chociaż alarm wciąż wył, Smok prędzej czy później go wyłączy i wróci. Nawet jeżeli Mei użyje innego sposobu, aby wroga dłużej utrzymać z dala od bitwy, to nie będzie to trwać w nieskończoność. Poza tym kobieta była uzbrojona jedynie w swoje kastety. Na ile one się zdadzą w starciu z ogniem? Należało działać. Szybko i zdecydowanie.

        Niespodziewanie do uszu Biedronki i Kota dobiegła paradoksalnie przyjemna melodia. W mgnieniu oka spostrzegli, że Lisica trzyma przy ustach flet. Mei uprzedziła ich, że moc nowego posiadacza może działać inaczej, ale nie spodziewali się tego. Nagle obraz stracił na ostrości, a następnie zaczął wirować w każdą stronę, automatycznie wywołując w ich brzuchach nudności. Początkowo byli przerażeni. Gdy jednak ich majaczące oczy spotkały się, zrozumieli, że była to tylko część mocy Lisicy. Wówczas nabrali spokoju i byli w stanie pokonać wszystkie te dolegliwości typowe raczej dla poranka po suto zakrapianej imprezie niż dla pola walki.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz