Momentalnie nie wiedział nawet, co się stało. Woda niespodziewanie buchnęła mu w twarz, wdarła się do gardła, oczu i uszu, z głuchym hukiem odrzuciła w tył.
Ciągle czuł jej chłodne strużki na powiekach, gdy z trudem podniósł głowę. Leżał kilkanaście metrów dalej od Kurki, wbity głęboko w płytę chodnikową. Kobieta właśnie wstawała na równe nogi, kiedy uszy Smoka wreszcie odetkały się.
– Człowiek w 70% składa się z wody. Nie wiesz tego? – Azjatka żachnęła się.
Jared czuł piekący ból na całym ciele, ale nie mógł sobie odmówić półuśmiechu. Odniósł wrażenie, że znowu znalazł się w sali treningowej Mofa. Kurka znowu mu dogryzała, znowu triumfowała.
– Wiedziałem, że powinnaś podszkolić mnie z biologii – odparł drwiąco, chociaż słychać było, że jego gardło nie jest w najlepszym stanie.
Smok musiał przyznać przed sobą, że pomysł Kurki był niczego sobie. Zrozumiał bowiem, że kobieta, nie mając już zbyt wielu asów w rękawie, wykorzystała jego chwilę nieuwagi. Udała umierającą, aby zbliżyć się do Jareda, a kiedy tylko mogła, obłapiła go i wytworzyła potężną falę, czerpiąc siły z wody w jego ciele. Niczego nieświadomy prawie utonął.
– Już się bałem, że wyszłaś z wprawy – rzucił, czołgając się w stronę kobiety.
Kurka nie zareagowała. Odgarnęła tylko swoją kogucią grzywę z czoła i otrzepała się z piachu. Cała jej skóra była czerwona, ale wyglądało na to, że Azjatka bardzo szybko wracała do siebie.
– Więc tak się to skończy, co? – mówił, ciągle zbliżając się do obojętnej kobiety. – Inaczej to sobie... wyobrażałem.
Kiedy Jared znalazł się już przy stopach Kurki, ta wreszcie zwróciła na niego uwagę. Z nieco poirytowaną miną pochyliła się nad mężczyzną, aby lepiej usłyszeć, co mamrotał pod nosem. Nie spodziewała się jednak, że usłyszy coś tak idiotycznego.
– God bless America.
W tej samej sekundzie kobieta poczuła nagły gorąc pod swoimi stopami, a chwilę później w jej twarz buchnęła wrząca para. Kompletnie nie rozumiała, co się właśnie stało, więc szybko postanowiła wykorzystać parę i w jakiś sposób obronić się przed tym, co się działo, cokolwiek to było. Wszak para to przecież woda. Nie wiedziała jednak, że Jared wszystko zaplanował i wcale nie zamierzał pozwolić Kurce na obronę. Para była tylko pierwszym etapem projektu „Zemsta". Mężczyzna użył starej sztuczki i, emanując ciepło, doprowadził do wyparowania wody pod ziemią. Ale to byłoby przecież za mało, a nawet dawało Kurce przewagę. Dlatego gdy ta właśnie zamierzała wykorzystać parę wodną do ataku, Smok podniósł się na kolana i z dziką siłą zionął prosto w ziemię. Już pokruszone przez parę płytki chodnikowe teraz wzbiły się wysoko w powietrze, dosięgając i Kurki, i budynków dookoła. Sekundę później potężny huk przemieszał się z dźwiękiem buchającej wody i syczącej pary. Wszystko w promieniu kilkunastu metrów zniknęło w mlecznej niby mgle. Kurka, jeszcze przed hukiem, gdy dało się słyszeć tylko drżenie ziemi, zrozumiała, że Jared użył ognia, aby zwiększyć ciśnienie w rurach kanalizacyjnych. Nie zdążyła jednak zareagować – czuła pod stopami ich wybuch.
To była pewna śmierć. Wrząca woda pełna bruku, ziemi i metalu eksplodowała dokładnie w miejscu, w którym stała. Kurka odskoczyła, ale za późno. Po omacku próbowała jeszcze użyć swojej mocy specjalnej, chociaż gotowa była już na śmierć. Wtedy poczuła jednak mocne szarpnięcie za ramię.
– Życie ci niemiłe?
Smok zaklął pod nosem, widząc Królika, który przyszedł na pomoc Kurce.
Dopiero biegnąc w stronę placu, zdał sobie sprawę, jak bardzo walka z Bawołem oddaliła go od reszty grupy. Na dodatek dźwięki wybuchów, uderzeń i nieokreślone huki zwiastowały tylko najgorsze. Wiedział, że musi jak najszybciej dołączyć do reszty.
Gdy w oddali ujrzał już kawałek placu, zauważył znaną mu sylwetkę. Posiadacz miraculum świni – ten sam, który zniknął bez żadnego wyjaśnienia – stał teraz tuż przed wejściem na Pizza Navona. Wydawał się wyjątkowo zdezorientowany. Patrzył gdzieś w oddal, zupełnie nieobecny. Gabriel nie zamierzał czekać, aż ten się zreflektuje. Przecież chodziło tylko o jedno: pozbyć się wrogów jak najszybciej.
Zaatakował Świnię od tyłu – ze świstem przejechał szablą tuż pod kolanami mężczyzny. Ten drgnął, a chwilę potem mimowolnie padł. Widać było, że kompletnie się tego nie spodziewał. Kiedy tylko wejrzał w oczy Władcy Ciem, w okamgnieniu wstał na równe nogi i zaczął biec w stronę placu. Gabriel uśmiechnął się pod nosem, bo wiedział, że czeka go łatwa walka. Już miał wypuścić spod swych palców posłuszne motyle, gdy nagle poczuł tępy ból pleców. Upadł na chodnik, mimowolnie krztusząc się pyłem. Mimo to nie stracił czujności – chociaż czuł piorunujący ból w okolicach lędźwi, szybko wstał i podniósł wzrok na przeciwnika. Ze wszystkich możliwych jego spodziewał się najmniej.
– Więc to jest twoja moc specjalna – powiedział obojętnie.
Bawół stał teraz przed nim w całej okazałości. Próżno było szukać na nim jakichkolwiek oznak tego, że jeszcze kilka minut temu nie żył. Tylko stróżka zaschniętej krwi zdawała się mówić, że ten oto mężczyzna faktycznie raz już umarł. Gabriel zrozumiał, że czekała go ciężka walka. Nie mógł mieć zahamowań.
CZYTASZ
Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]
FanfictionMinęło 5 lat od pogodzenia się ze swoim naznaczeniem. 5 lat spokoju, miłości i sukcesów. Jednak co zrobią Biedronka i Czarny Kot, gdy powrócą dawne problemy, a świat zadrży w posadach? Czy pogodzą się ze swoim dziedzictwem? Kontynuacja trylogii Mira...