Rozdział 18 „Zostawiamy Paryż w waszych rękach"

209 25 14
                                    

      Już następnego dnia stało się jasne, że za włamaniem stało Mofa.

       Wczoraj żadne z państwa Agreste'ów nie było w stanie choćby kopnąć rzeczy walających się po podłodze. Adrien długo tkwił w sypialni, dokładnie w tym samym miejscu, w którym małżonka go zostawiła. Następnie wybuchnął głośnym szlochem, który relatywnie szybko sobie zadusił, i przez resztę dnia siedział obok łóżka, tępo wpatrując w przeciwległą ścianę. Ciągle na nowo przetwarzał słowa ukochanej, za każdym razem czując, że coś w nim umierało. Marinette natomiast udała się do salonu, gdzie przyjęła pokaźną dawkę środków nasennych. Potrzebowała wyłączenia się. Odpoczynku. Perspektywa przespania kilkunastu godzin była więc bardzo kusząca. Kobieta w efekcie zapadła w głęboki sen, ale gdy nazajutrz wstała, na jej twarzy wciąż można było znaleźć ślady płaczu.

Oboje z rana wzięli się za sprzątanie. Nie wiadomo skąd pojawił się między nimi prosty podział obowiązków – Adrien sprzątał na górze, Marinette na dole. Nie zamienili ze sobą nawet słowa, a ujrzeli tylko mimochodem w kuchni, lecz kwestia porządków była niemal naturalnie jasna. W miarę postępu sprzątania coraz to dosadniej rozumieli, że z domu nie zniknęły żadne kosztowności. Włamanie było zwykłym pokazem. Środkiem do zastraszenia. A tylko Mofa mogłoby na tym zależeć.

Mężczyzna dopiero po południu znalazł w sobie odwagę, aby sprawdzić monitoring. Kamery mieli tylko dwie, tuż przy wejściu. Umiejscowione były w taki sposób, aby objęły cały front domu. Działały bezproblemowo, ale ku zdziwieniu Adriena nic nie zarejestrowały. Widać było jedynie, jak w pewnym momencie w drzwiach wejściowych zbito szybę, a następnie otworzono je od środka. To z kolei mogło oznaczać dwa scenariusze. Albo jakimś cudem dostano się do domu nie od jego frontu, chociaż technicznie byłoby to niezwykle trudne i wymagało by specjalistycznych narzędzi, albo maczał w tym ręce ktoś z nadzwyczajnymi zdolnościami, prawdopodobnie z miraculum. Tak czy inaczej, obie te wersje zakładały udział Mofa, nie przeciętnych wandali.

Adrien miał wrażenie, że grunt uciekł mu spot stóp, gdy odkrył, że małżonka miała rację. Byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I to z jego winy.

        Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Bał się niewyobrażalnie o dobro ukochanej, lecz naprawdę nie wiedział, jak powinien zareagować. Pierw przyszła mu na myśl Mei, bo kto inny mógłby mu doradzić w kwestii jakiegokolwiek planowania, lecz szybko tę myśl przekreślił. Chociaż ciągle ufał Chince, to Marinette zasiała w nim nie tyle, co ziarno niepewności, ale ziarno rozsądku. Doszedł do wniosku, że może byłoby lepiej, gdyby Mei jednak wszystkiego nie wiedziała. Pozostał zatem sam z głową pełną niewiadomych. Na dodatek rozmowa z Marinette nie wchodziła w grę. Mężczyzna nie wiedział bowiem, czy przypadkiem ich związek się nie rozpadł, a ukochana nie pomacha mu przed nosem pozwem rozwodowym przy najbliższej okazji. W końcu Marinette nawet na niego nie patrzyła, gdy raz znalazł w sobie odwagę i zszedł na dół.

Inną jeszcze sprawą było, że ciążyła mu bardzo bolesna myśl. Nie zasługuję na nią. Jak więc miał znaleźć w sobie odwagę na rozmowę o temacie, który do tej sytuacji doprowadził?

        Nie jest przesadą stwierdzenie, że Adrien tamtego dnia spanikował. Usilnie próbował wymyślić cokolwiek, co ochroniłoby ich przed Mofa, lecz głowę miał zupełnie pustą. Wariował. Raz miał ochotę wrzeszczeć, raz płakać. Innym jeszcze razem realnie rozważał oddanie się w ręce Mofa. Wszystko wydawało mu się bez sensu i nie potrafił sobie z tym bezsensem poradzić.

        Zdziwił się, gdy późnym wieczorem usłyszał kroki ukochanej po schodach. Wchodziła na górę. Tam, gdzie był. Robiła to z jakiegoś powodu. Chciała porozmawiać? A może spakować walizkę i go zostawić? Szybko jednak okazało się, że chodziło o pierwszy scenariusz.

Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz