Pierwsze chwile po walce powinny być pełne uwagi. Ulatujący z ciał stres i zdenerwowanie powinny być właściwie namacalne. Tym razem było jednak zupełnie inaczej, a to za sprawą rozbawionego Smoka, który siedział właśnie okrakiem i śmiał się prosto w twarz Kotu, mimo że ten trzymał w dłoni jego miraculum. Była to sytuacja wręcz niedorzeczna.
– No i po co wam to? Co z tym zrobicie? – mówił, odgarniając z czoła lśniące włosy. – Komu to dacie? Bo... — powiódł wzrokiem po ciągle jakby nieobecnym Ethanie — chyba nie panu Protektorowi, mam rację?
Brunet wrócił do siebie natychmiast. Wiedział jednak, że nie może za wiele zrobić poza posłaniem Smokowi nienawistnego spojrzenia. Ten w odpowiedzi uniósł dłonie na wysokość klatki, jakby chciał uniknąć konfliktu.
– Bez obrazy – rzucił rozbawiony. – Ale Mofa jest silna — tym razem spojrzał pewnie na Kota – musicie to komuś dać.
Adrien zacisnął dłoń na miraculum, które następnie schował. Wtedy też spojrzał po reszcie drużyny i natychmiastowo wezbrała w nim złość. Alya ciągle próbowała ocuć nieprzytomnego Nino, straszliwie przy tym skomląc. Marinette wciąż z trudem łapała oddech, a na jej bladych policzkach widoczne były popękane naczynka – prawdopodobnie niewiele brakowało, aby Smok ją udusił. Kobieta złożyła dłonie na ramieniu Ethana, który chociaż nie miał widocznych obrażeń, wyglądał na bardziej zgubionego niż kiedykolwiek. Drżał. Mei właśnie wycierała pokrwawione dłonie o spodnie – zraniła się, walcząc z ogonem Smoka. Tylko ojciec stał ciągle niczym niewzruszony.
Oliwy do ognia, dosłownie i w przenośni, dolał kolejny nonszalancki komentarz Smoka.
– Pan Protektor trzęsie się jak osika. Jemu chyba nie dacie, co?
Już miał ponownie zabrać głos, gdy nagle Kot zamachnął się i kopnął mężczyznę z całej siły. Prosto w twarz. Smok aż się obrócił. Nie odebrało mu to jednak dobrego humoru. Splunął jedynie krwią, po czym wstał na równe nogi.
– Przecież już się poddałem. Na co to? – powiedział olewczym tonem.
– Po co ten teatrzyk? – Gabriel niespodziewanie zabrał głos, nawet nie wiedząc, że powstrzymał tym swojego syna od kolejnego ciosu.
Smok uśmiechnął się szeroko. Widać było krew na jego zębach.
– Jak zapewne już wiecie, w Stanach jest teraz niezbyt bezpiecznie – zaczął tonem prawdziwie gawędziarskim. – I nie chodzi mi o procent strzelanin w szkołach.
– Po co ta eskapada? Przecież wiedziałeś, że nie wygrasz z sześcioma osobami – Gabriel wtrącił poważnym tonem. – Co ty nam chcesz zademonstrować?
Smok uniósł jedną brew wyraźnie zaintrygowany podejściem Władcy Ciem.
– Wygadany się zrobiłeś – skwitował, po czym usiadł na pobliskim kamieniu i teatralnym ruchem założył nogę na nogę. – W każdym razie chcę pomóc. Wiecie, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem i takie tam.
Mei przytaknęła.
– Nie wygra z sześcioma osobami, więc tym bardziej z dwunastoma – podsumowała. – Ty nie chcesz pomóc, ty szukasz pomocy.
Właściwie wszyscy poza Gabrielem zdziwili się tokiem myślenia Mei. Smok wzruszył natomiast ramionami.
– Cóż, uciekłem im już dwa razy. Najpierw z Mofa, potem w trakcie ich ataku na Amerykę, który tak skrzętnie ukryli przed światem. Ja się ich nie boję – powiedział stanowczo. – Po prostu nie chce mi się ciągle uciekać. Wolę już wam pomóc i mieć raz na zawsze święty spokój.
CZYTASZ
Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]
FanficMinęło 5 lat od pogodzenia się ze swoim naznaczeniem. 5 lat spokoju, miłości i sukcesów. Jednak co zrobią Biedronka i Czarny Kot, gdy powrócą dawne problemy, a świat zadrży w posadach? Czy pogodzą się ze swoim dziedzictwem? Kontynuacja trylogii Mira...