Czy to jakiś przykry żart? Pytał siebie, gdy mężczyzna opuścił celę, aby wydać oświadczenie. Został sam na sam z małżonką, której jeszcze godzinę temu bezgranicznie ufał. Teraz już w nic nie wierzył.
Ukrywała przed nim dwa miracula. DWA. A doskonale wiedziała, że wszystko, do czego zmierzał przez ostatnie miesiące kręciło się wokół miraculów – zdobyć ich jak najwięcej, mieć przewagę nad Mofa, pokonać Mofa. Plan był jasny! Mężczyzna wypruwał sobie żyły, żeby tego dokonać. Na klatę przyjmował wszystkie porażki. Ryzykował ich przyszłością. Wszystko to, by wreszcie mogli zasnąć ze spokojem na twarzy. Żeby mogli założyć rodzinę. Niczym się nie martwić.
Tymczasem Marinette go perfidnie oszukała. I w imię czego? Hah, wiem doskonale w imię czego, myślał gorzko. Nie trzeba było być detektywem, żeby zrozumieć, że po prostu chciała mieć nad nim przewagę. Miraculum jego ojca ukryła już niemal sześć lat temu – może nawet nie zakładała, że kiedykolwiek jej się przyda.
Tata uciekł skruszony, przeszło przez jego myśli. Dotychczas sądził, że Gabriel zniknął wraz ze swoim miraculum, co stawiało go w jeszcze gorszym świetle. On jednak zostawił Ćmę. Świadomie się jej zrzekł. Oznacza to, że żałował, że uciekł z poczuciem żalu. A tego wszystkiego Adrien nie miał prawa wiedzieć – karmił się więc nienawiścią do własnego ojca przez tyle lat! Myślał, że Gabriel pozbawiony był sumienia, moralności. To było jednak nieprawdą. I tylko Marinette o tym wiedziała.
A więc ukryła miraculum ćmy, znacząco wpływając na światopogląd Adriena. Nie wyjawiła mu prawdy. Ba, nie zamierzała jej wyjawić. Dlaczego? Dlaczego chciała mieć to tylko dla siebie? Adrien nie potrafił tego inaczej umotywować – Marinette chciała mieć po prostu haczyk na niego. Jakąś przewagę. To tak nie pasowało do jej niewinnej, dziecięcej buzi, że miał ochotę załkać z żalu.
Drugie miraculum było jeszcze większą zagadką. Skąd je wzięła? Adrien przez mgłę pamiętał, jak usłyszał od Mistrza Fu, że miraculum pawia zaginęło. Ale Marinette je miała. I świadomie nikomu o tym nie powiedziała.
Zostali sami. Chciałby wybuchnąć i nakrzyczeć na ukochaną. Chciałby żądać wyjaśnień. Zapytać dlaczego. Chciałby dowiedzieć się, jak zamierzała pokonać Mofa, ukrywając tak potężne wsparcie. Chciałby z niej zadrwić, bo przecież kompletnie nie rozumiał jej motywacji. Ale nie mógł.
Był wściekły, lecz nie potrafił dać temu upustu. Patrzył więc na twarz Marinette, rozumiejąc, że w ogóle tych fiołkowych oczu i malinowych ust nie znał. Wydały mu się fałszywym obrazkiem czegoś, co kochał, a co go oszukało. Żal utkwił mu głęboko w gardle. Dusił się nim.
Ostatni raz czuł się tak na Wulanwuli.
Obrócił się tyłem i usiadł na łóżku. Nie mógł już dłużej patrzeć na tę twarz, która nie była twarzą jego jedynej. Wszystko wydało się teraz krzywym zwierciadłem. Słyszał, że Marinette wypowiadała jego imię, że próbowała coś z siebie wydusić, ale szybko to uciął. Nie chciał rozmów. Nic od „ukochanej" nie chciał.
Nie trzeba też chyba dodawać, że obecność Ethana była tylko dodatkowym gwoździem do trumny. Kiedy mężczyzna wrócił z oświadczenia, od razu zdał Marinette całą relację. Plan był idealny! Alya i Nino musieli zrozumieć informację. Teraz pozostało tylko czekać, aż znajdą miracula, stworzą wsparcie i jakoś ich stąd wyrwą. Adrien wysłuchiwał tego wszystkiego w ciszy, nie rozumiejąc tylko jednego.
Dlaczego Ethan wiedział więcej od niego? Jakim prawem w to wszystko wtargnął, stał się częścią ich historii? Jakim prawem w ogóle rozmawiał z Marinette w obliczu takiej sytuacji? Dlaczego oczy mu lśniły, gdy na nią patrzył? Dlaczego ufała mu, nie swojemu małżonkowi?
CZYTASZ
Miraculum: Dziedzictwo [SKOŃCZONE]
FanfictionMinęło 5 lat od pogodzenia się ze swoim naznaczeniem. 5 lat spokoju, miłości i sukcesów. Jednak co zrobią Biedronka i Czarny Kot, gdy powrócą dawne problemy, a świat zadrży w posadach? Czy pogodzą się ze swoim dziedzictwem? Kontynuacja trylogii Mira...