3. Daryl

3K 153 25
                                    

Nie miałem pojęcia dlaczego Rick to robi ale nie podobało mi się to. Ta dziewczyna była inna niż ludzie których spotykaliśmy. W jej oczach zauważyłem gniew, żal i furię. Miałem zamiar ją obserwować całą noc licząc na to że nic nie wywinie. Ułożyłem się na balkonie naprzeciwko jej klatki. Widziałem stąd wszystko i wszystkich, Carol podała jej kanapki i szklankę wody. Dziewczyna nawet na nią nie spojrzała, siedziała w kącie obejmując nogi rękoma. Carol weszła na balkon i usiadła obok mnie.

- Co myślisz? - zerknąłem na nią.

- To jeszcze dziecko, dobrze przygotowane do życia w takim świecie ale to nadal dziecko. Ona pewnie nie ma nawet 17 lat.

Przyglądałem się dziewczynie, poprawiłem opadające mi na oczy włosy.

- Uważasz że powinna zostać?

- Nie wiem Daryl. Nie wiem czy mamy możliwości przyjąć następną osobę. Kiepsko wyglądamy z zapasami. Blok B nadal jest nie oczyszczony i nie możemy go przeszukać. Jak tak dalej pójdzie to będziemy głodować.

-Z samego rana ruszę na polowanie może uda się coś złapać.

- Mam pokaźne zapasy w mieście - przerwał nam głos dziewczyny.

Carol spojrzała na nią i podniosła się.

- Dla jednego człowiek wystarczyło by puszek pewnie na rok jak nie lepiej. Mam tam też śpiwory, suchy prowiant a wiem również gdzie stoi samochód z baniakami z wodą - patrzyła przed siebie.

- Dlaczego nam o tym mówisz? - siwo włosa schodził na dół.

Wzruszyła tylko ramionami nawet na nas nie spoglądając.

- Carol powiemy o tym Rickowi z samego rana. Niech on zdecyduje co robimy.

- Mi to śmierdzi podstępem. - podeszła do celi - za grosz Ci nie ufam.

- Nie proszę o Twoje zaufanie. Mówię to abyście nie głodowali. Macie w swojej grupie dziecko i kobietę w ciąży a to dla nich nie jest zdrowe. Dzieciak ciągle rośnie i musi jeść, a kobieta w ciąży jak to kobieta w ciąży je dużo. - podniosła wzrok na nią - ja jestem jedna i dawałam sobie radę. Was jest więcej a nie dajecie sobie rady.

Nasunęła kaptur na głowę i poprawiła się przy ścianie. Carol jej nie ufała i ja chyba też nie. Nie dałem rady wysiedzieć za długo, obudził mnie trzask krat. Zerwałem się na równe nogi i rozejrzałem. Rick szedł z dziewczyną do wejścia do bloku B. Coś jej tłumaczył i wymachiwał rękoma. Zszedłem z góry i podszedłem do nich.

- Jest ich tam z dwudziestu plus minus oczywiście. - Rick podał jej katany i ostrze - zgodnie z umową.

- Dobrze - pokiwała głową.

Zerknęła na mnie, nasunęła kaptur i długie rękawice. Z pochew wyciągnęła broń białą i poprawiła je w dłoniach. Na jej usta wpełzł uśmiech, jak by rajcowało ją to co za chwilę się stanie. Na twarz nasunęła chustę i weszła do korytarza który prowadzi do bloku B.

- Wiesz o tym że ona tam zginie ? - spoglądałem na Ricka. 

- Wtedy będzie sprawa rozwiązana - uśmiechnął się lekko.

- A jeśli wróci ? - odezwał się Glenn. 

- Nie sądzę, jest ich tam za dużo. Wystarczy jak wybije połowę z nich, to z resztą damy sobie sami radę. 

- To okropne - Lori weszła do sali. 

- Nie Ty tutaj decydujesz - warknął na nią. 

Od kiedy musiał zabić przyjaciela na polanie, nie potrafi rozmawiać z żoną. Najczęściej albo w ogóle się do niej nie odzywał albo warczy na nią. Wyszedłem na dwór do swojego motocyklu, musiałem trochę przy nim pogrzebać. Po ponad trzech godzinach zobaczyłem postać wychodzącą z budynku po drugiej stronie placu. Odrzuciłem szmatę na bok i podniosłem się. To była ona, skubana przeżyła to. To się Rick zdziwi jak ją zobaczy, uśmiechnąłem się pod nosem.  

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz