Hershel
Przyjmowałem kolejnych chorych których przyprowadzała Carol albo Maggie. Glenn pomagał mi rozkładać chorych po celach. Caleb siedział przy An i starał się ja utrzymać jak najdłużej przy życiu. Podawał jej leki na zbicie gorączki, była rozpalona ale jednocześnie się trzęsła. Wszyscy robiliśmy wszystko aby przeżyła, nikt nie chciał mieć do czynienia z Dixonem. Usiadłem na łóżku aby chociaż chwilę odetchnąć. Pierwszy raz widziałem Daryla w takiej odsłonie, prawie popłakał się. Zależało mu na An i przestał się kontrolować. Widziałem czasami jego ukradkowe spojrzenia w jej kierunku. Może jestem stary ale umiałem jeszcze rozpoznać prawdziwe zaangażowanie. Zależało mu na niej tylko nie umiał się przełamać i odezwać. Ale to co robił dla niej po cichu było czymś bardzo dobry. Kusznik ewoluował po jej przybyciu do więzienia, oddalił się obrazu dupka. Uśmiechnąłem się pod nosem, Daryl się zakochał ale nie potrafi się do tego przyznać. Gdy odetchnąłem podniosłem się i wszedłem do celi gdzie leżała An.
- Jak ona się czuje ? - oparłem się o ścianę.
- Zbiłem jej trochę gorączkę, ale nie mogę utrzymać by nie wracała. Mam nadzieje że znajdą potrzebne leki bo tak to kiepsko widzę. A chyba nie chciałbym mieć Daryla na głowie .
- Ja też nie - pokręciłem głową.
- Zobacz co ona zrobił z nami. Zastrasza nas - zaśmiał się.
Zaśmiałem się razem z nim, w pełni się z nim zgadzałem.
- Wezmę Glenna i posprzątamy ciała.
-Glennowi się pogorszyło, nie sądzę aby był w stanie Ci pomóc. Lepiej poproś Sashę, ona jeszcze najlepiej się trzyma.
- Dobrze.
Poprosiłem Sashę o pomoc, wynosiliśmy ciała przed więzienie gdzie złapaliśmy Maggie.
- Kochanie weź kogoś i ułóżcie proszę ciała na jednej kupie i je spalcie, zakryj twarz chustą.
- Dobrze tato - uśmiechnęła się lekko.
Trochę się ich uzbierało, ponad trzy godziny nam zajęło wyniesienie wszystkich. Wziąłem wodę i mop, musiałem trochę posprzątać. Krew była prawie na całej podłodze. Bob wrócił z lekami w nocy, coś poszło nie tak. Ponoć ktoś z nich oberwał, nie miałem czasu nawet zapytać czy to coś poważnego. Udałem się za Bobem do celi, po chwili dołączył do nas Caleb.
- Co udało wam się zdobyć ?
- Wszystko to co się przyda.
Przeglądali wspólnie buteleczki i opakowania.
- Zajmę się An i Glennem oraz Sashą, wasza dwójka niech ogarnie resztę. - Caleb zgarnął kilka buteleczek i kroplówek.
Pokiwałem tylko głową, Bob przygotował kroplówki a ja chodziłem i podawałem je chorym. Miałem nadzieję że to pomoże.
Daryl
Zaraz po powrocie Bob udał się na blok b aby podać leki. Usiadłem przed więzieniem trzymając się za ramię. Pierdolony gówniarz mnie zranił, straciłem czujność.
- Pokaż to ramię, opatrzę Ci je - Michonne uklękła przede mną.
Rozpiąłem delikatnie koszulę aby miała dostęp. Cięcie było od barku po ramię i cholernie piekło.
- Jest dość głębokie, chodź do środka zszyje tą ranę - podniosła się.
Udałem się za nią, zastanawiałem się co z Aną i jak się czuje. Usiadłem przy stoliku a Michonne operowała przy mojej ranie. Zacisnąłem zęby i spoglądałem na Ricka który krążył po pomieszczeniu. Chodził w tą i z powrotem z nietęgą miną.
- Carol nie wróciła z wypadu z Rickiem - Michonne mruczała pod nosem.
- Jak to ? - spojrzałem na nią.
- Nie wiem, nie chce mi powiedzieć. - wzruszyła ramionami.
Czarnoskóra kobieta zszyła moją ranę i ją obandażowała, podniosłem się i ruszyłem do Ricka.
- Gdzie Carol? - spoglądałem na niego.
- Odeszła, sama zdecydowała. Nie zatrzymywałem jej - warknął na mnie i wszedł w głąb budynku.
Coś mi nie pasowało, Carol sama z siebie by nas nie zostawiła. Poszedłem za nim, złapałem go przed jego celą.
- Nie wierzę Ci - oparłem się o barierkę.
- Nie musisz - spojrzał na mnie.
- Gadaj jaka jest prawda.
- To ona zabiła Karen i Davida, musiała odejść. Nie mogła z nami zostać, była zagrożeniem.
- Nie mogłeś zaczekać aż wrócimy? - krzyczałem na niego.
- I Tyreese się dowie ? - spoglądał na mnie.
- Załatwił bym to - chodziłem w tą i z powrotem.
- Daryl, ona zabiła dwoje z naszych. Nie mogła tutaj zostać, poradzi sobie. Ma wóz, zapasy, broń i wie jak przetrwać.
- Mówisz to tak jak byś sam w to nie wierzył - patrzyłam na niego - zrobiła to dla nas.
- Tak to sobie tłumaczyła, nie żałowała tego.
- Nie była sobą. - zbliżyłem się do niego - co zrobimy z dziewczynkami którymi się opiekowała?
- Obiecałem jej że się nimi zajmiemy.
Oparłem się rękoma o barierki i patrzyłem w ziemię. Nie mogłem uwierzyć w to że jej już nie ma.
- Tyreese jeszcze nie wie. Nie wiem jak to przyjmie. - spoglądał na mnie.
- Przekonajmy się. - wyminąłem go.
Byłem wściekły na niego za to co zrobił bez naszej wiedzy.
CZYTASZ
Who are you?
FanficPostacie - The Walking Dead Charaktery - TWD Miejsca - TWD Ogólne zarys historii, wydarzeń i postaci odnosi się do serialu The Walking Dead. Jednak większość dialogów, sytuacji będzie wymyślona przeze mnie.