9. Ana

2.4K 122 8
                                    

Gdy się ocknęłam moje ramie strasznie mnie bolało, chciałam się podnieść.

- Leż, nie podnoś się jeszcze - usłyszałam głos Maggie.

- Co się stało ? - spojrzałam na nią. 

- Straciłaś dużo krwi, mój ojciec Cię zszył. Chcesz coś na ból ? - spoglądała na mnie.

- Nie trzeba, zostaw je dla bardziej potrzebujących - uśmiechnęłam się lekko - mogę jeszcze poleżeć ?

- Tak, odpoczywaj. 

- Dziękuję - spoglądałam w spód łóżka nade mną. 

- Pójdę do małej - podniosła się - gdybyś czegoś potrzebowała to krzycz. 

Pokiwałam tylko głową i przymknęłam oczy. Wiedziałam że ból niedługo ustąpi a organizm wyprodukuje potrzebną krew do przeżycia. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, otworzyłam oczy i ujrzałam kusznika. Stał w drzwiach, opierając się o ścianę z założonymi rękoma na piersi. Jego mina sugerowała że za chwilę mi się dostanie. 

- A nie mówiłem że to niebezpieczne ? - mruczał. 

- Znowu zaczynasz? - podniosłam się lekko na rękach. 

- Gdybyś mnie posłuchała to nic by Ci nie było. 

- Ty tak serio ? Mam 24 lata, wiem jak zadbać o siebie i o swoje życie. Dwa lata przeżyłam w tym pierdolonym świecie sama. Sama rozumiesz - usiadłam na łóżku - więc przestań mi mówić co mam robić.

Otarłam łzy spływające mi po policzkach. 

Wspomnienie sprzed 4 lat. 

 - Uważaj tam na siebie - moja mama mnie przytuliła. 

- Mamo nic się nie stanie - uśmiechałam się lekko. 

- Spełniaj swoje marzenia - ojciec poklepał mnie na ramieniu. 

Żegnaliśmy się na lotnisku, to był dzień w którym miałam zacząć spełniać marzenia. Gdy wsiadłam do samolotu już nie było odwrotu. Mój przełożony nominował mnie do przeniesienia do stanów zjednoczonych. I po wszystkich testach sprawnościowych oraz psychologicznych udało się. Od tej pory moim domem miała stać się baza wojskowa w Georgii. Cieszyłam się z tego że mi się udało ale bałam się tęsknoty za rodziną.

Teraz nawet nie wiem co z moją rodziną się dzieje. Chciałam się z nimi skontaktować w dzień epidemii ale sieci były tak przeciążone że się nie udało. Miałam ich już nigdy nie zobaczyć, podniosłam się z łóżka. 

- Nie powinnaś jeszcze wstawać - kusznik wpatrywał się we mnie.

- Pierdol się - wyminęłam go.

Oparłam się o barierkę gdy zrobiło mi się słabo. Poczułam jego dłonie na biodrach. 

- Wróć proszę do łóżka póki jestem miły - mruczał mi do ucha.

- Jak tak wygląda u Ciebie bycie miłym to chyba nie chce wiedzieć jak wyglądasz gdy nie jesteś miły.

- Prawidłowo więc wróć do łóżka dobrze.

- Zaprowadź mnie na wieże proszę. Chcę tam odpocząć.

- A co Ci nie pasuje w mojej celi?

- To że jest celą, małą klatką.

- Puść się barierki.

Zrobiłam tak jak chciał. Poczułam jego rękę w zgięciu kolan a drugą powyżej lini tyłka. Wziął mnie na ręce, oplotłam ręce na jego szyi. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, słyszałam bicie jego serca. Przymknęłam oczy aby uniknąć dwuznacznych spojrzeń innych.

- Tylko mi nie zasypiaj dobrze - wydusił z siebie.

- Mhm - mruknęłam.

Czułam jak wzdycha ale dzielnie idzie dalej. Słyszałam cichy śmiech, otworzyłam oczy i ujrzałam Ricka. Stał z synem i uśmiechał się od ucha do ucha. Zatrzymaliśmy się przy schodach na wieże.

- Postaw mnie, wejdę sama - spoglądałam na jego twarz.

-  Mhm a potem Cię będę łapał jak zasłabniesz. Nie ma mowy.

Wszedł ze mną na rękach na samą górę, nogą otworzył drzwi i delikatnie ułożył mnie na śpiworze.

- Noce bywają chłodne, przyniosę Ci dodatkowy koc. Jesteś głodna? - stał nade mną.

- Chce odpocząć. - pokreciłam głową i usnęłam.

6 dni zajęło mi wrócenie do prawie pełnej sprawności. Rana dobrze się goiła, kusznik wziął za mnie każdą wartę. Krążył po wieży gdy ja spałam.

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz