65. Daryl / Michonne

1.2K 62 6
                                    

Daryl

- Rick! - krzyczałem przez krótkofalówkę. 

- Jestem - odpowiedział mi szybko. 

- Co tam się dzieje ? - spoglądałem za siebie. 

- Połowa stada idzie na Aleksandrię. 

- Na was ? - rudy siedział w samochodzie. 

- Jesteśmy przed nimi, na wschodzie słychać klakson. 

- Zawrócę, będę tam przed wami - oddychałem głęboko.

Zostawiłem tam An, a teraz coś jej zagrażało. 

- Jedź dalej, trzeba odciągnąć resztę stada. 

- Aleksandria potrzebuje pomoc, tam są nasi. - krzyczałem.

- Teraz najważniejsze jest dla Ciebie stado. Prowadźcie je dalej. 

- Cały plan wziął w łeb - fuknąłem.

- Jeśli reszta stada zwróci , będzie jeszcze gorzej. Daryl ? 

- Słyszałem - położyłem dłoń na kolanie.

Mogłem Cię zabrać przynajmniej mógłbym mieć wpływ na to co Ci zagraża. - mruczałem pod nosem.

Uderzyłem mocno ręką o kierownicę. Byłam wściekły, nie przewidziałem tego że Aleksandria jest zagrożona. Podjechałem bliżej samochodu. 

- Zrobiliśmy już osiem kilometrów ? - krzyknąłem do Abrahama.

- Około, dlaczego pytasz ? 

- Na następnym skrzyżowaniu zawracamy. 

- Jeszcze 25 przed nami - Sasha spojrzała na mnie. 

- Osiem musi wystarczyć - spoglądałem to na nich to na drogę przed nami.

- Miało być 35. Musimy mieć pewność że przez resztę życia będą pożerać szopy a nie nas. 

- Nie zatrzymamy Cię, wiem ile dla Ciebie znaczy An i Aleksandria. Ale bez Twojej pomocy one mogą zatrzymać nas. 

Spoglądałem przed siebie i wahałem się. Mogłem zostać tutaj i prowadzić to pierdolone stado albo sprawdzić co się dzieje z An. Spoglądałem na znak Aleksandrii który stał przy drodze, nasz nowy dom. 

- Wierzę w was - ruszyłem z kopyta. 

Musiałem sprawdzić co się tam dzieje, musiałem mieć pewność że An jest bezpieczna. Że Aleksandria stoi cała i mam gdzie wracać. Może działałem nie rozważnie ale to dla mnie było bardzo ważne. 

- Daryl - usłyszałem w krótkofalówce. 

- Jestem - zwolniłem.

- Jeszcze chwila, zaraz tu będą. Poprowadzę ich prosto na was. 

- Co Ty na to Daryl ? - fuknęła Sasha - jedzie w naszą stronę. 

Zatrzymałem się i uderzałem pięściami w bak. Byłem rozdarty do tego stopnia że nie wiedziałem co mam dalej robić. 

- W osadzie słychać strzały, miejmy nadzieję że im się uda - spojrzałem w kierunku Aleksandrii.

- Mają An i Carol, dadzą radę - Abraham się odezwał. 

- Robimy to wszystko dla nich. Nie możemy zawrócić ze strachu, robiąc to ratowalibyśmy siebie a nie ich. - na chwilę zamilkł - stado zaraz tu będzie. 

Usłyszałem strzały w krótkofalówce, kilkukrotnie wywołałem go ale nie odezwał się.

- Dacie sobie radę - mruknąłem pod nosem.

Ruszyłem z powrotem do stada, Abrahama i Sashy. Spotkaliśmy się idealnie na krzyżówce, dalej prowadzili stado. 

- Rick - chciałem go wywołać przed krótkofalówkę. 

- Tak ? 

-  Zaopiekujcie się naszym domem - zerknąłem na samochód, chciałem coś dodać ale Rick był szybszy.

- I An, masz to jak w banku bracie.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

Michonne

Udało nam się wrócić do Aleksandrii, na wejściu spotkałam Maggie.

- Co tutaj się stało ? - spoglądałam na nią.

- Napadli nas, zaatakowali znienacka. Krótko po tym jak odjechaliście, musieli nas obserwować. - przegarnęła włosy - Luck, Carol i An zajęli się nimi.

- Gdzie oni są ? - Rick podszedł do nas. 

- Dzieciaki są w domu bezpieczne, Carol z Luckiem zajmują się tym aby żaden zabity nie powstał. A An, ona jest w lecznicy ranna.

- Mocno ? - spojrzałam na nią.

- Nie, nic jej nie będzie. 

- Połowa stada idzie w naszym kierunku, za kilka minut będą tutaj. 

Godzina później.

- Słyszycie ich ? - Rick wskazywał na płot. - Niektórzy ich widzieli. Wrócili, połowa stada. Jest ich dość aby nas otoczyć. 

Ludzie się zbierali wokoło niego, patrzyli przerażeni na niego. 

- Wiem że się ich boicie, Nigdy nie widzieliście nic podobnego, nie przeżyliście tego. Ale póki co nic nam nie grozi, część ogrodzenia w które uderzyła ciężarówka ciągle stoi. 

Usiadłam na krawężniku i spoglądałam na niego. 

- A wy ?, Pozostali wrócą do nas. Daryl, Sasha i Abraham mają auta i odciągają stado. 

Spojrzałam na An która kuśtykała w naszym kierunku, podeszłam do nich. 

- Nic Ci nie jest ? - spojrzałam na nią.

Usiadłam obok mnie i patrzyła na Ricka. 

- Glenn i Nicholas po wszystkim wejdą tutaj przez bramę. Wiedzą co robić, my też wiemy i to zrobimy. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz