12. Daryl

2.3K 114 4
                                    

- Była tam, jestem tego w 100% pewny. 

- To gdzie jest teraz ? - Michonne dość dosadnie dawała mi do zrozumienia że nie jest zadowolona z tego się zdarzyło.

- Nie wiem gdzie jest. Przecież nic jej nie zrobiłem, może mnie wkurzała ale nie do tego stopnia - rzuciłem kuszę na ziemię. 

- Ani słowa nikomu że była tam z Tobą. Przejdę się po okolicy może ją gdzieś znajdę, jeśli nie pojawi się za trzy doby to powiem Rickowi że wyszła na wypad i nie wróciła. - fuknęła i odeszła. 

- Michonne wierzysz mi prawda ? - chwyciłem ją za ramię - nie jestem Merlem. 

- Jesteś Dixon - wyszarpnęła się i weszła do więzienia. 

Usiadłem na schodach prowadzących do jej wieży. Nie jestem taki sam jak mój brat, nie pójdę w jego ślady. Chce być inny, chce coś znaczyć dla tej grupy. To on ją zamieszkiwała i pełniła na niej wartę, wdrapałem się na samą górę. Wszedłem powoli do środka, w narożniku leżał śpiwór z poduszką. Naprzeciwko drzwi leżała druga katana i kilka ostrz, nie zabrała ich ze sobą bo niczego się nie obawiała. Wyszedłem na zewnątrz zamykając za sobą drzwi, kręciłem się to w prawo to w lewo. Najbardziej w tym wszystkim wkurzali mnie ocaleni z Woodbury. Chodzili po więzieniu jak by byli u siebie, nie lubiłem nowych ludzi. Anę zaakceptowałem bo coś mnie w niej intrygowało. A teraz jej tutaj nie było a to była tylko i wyłącznie moja wina. Trzy dni, dokładnie tyle minęło od momentu jej zniknięcia do chwili gdy pojawiła się przed bramą. Carl wpuścił ją do środka, zbiegłem z wieży.

- Gdzie byłaś ? - kaptur zasłaniał jej twarz. 

- Pierdol się - fuknęła. 

- Co się stało ?.

Na brodzie zauważyłem czerwoną linię, delikatnie odsunąłem jej włosy. Moim oczom ukazało się długie cięcie od brody przez policzek aż prawie do ucha. Nie patrzyła na mnie, miała zamknięte oczy. 

- Skończyłeś podziwiać swoje dzieło ? - wyszarpnęła głowę - głupia byłam że poszłam za Twoim bratem. Okazałam się idiotką gdy chciałam Ci pomóc, nie przewidziałam tego jak się zachowasz. Dlatego nie chciałam żyć w grupie. Przykro mi z powodu Twojego brata ale ja gnoja nienawidziłam.

Jej oczy były pełne żalu, poprawiła włosy i spojrzała na mnie. 

- Przepraszam - ledwo wydukałem.

- Daryl po prostu nie wchodźmy sobie w drogę. - weszła do budynku. 

Usiadłem na schodach prowadzących do jednego z wejść do więzienia. Zamachnąłem się na nią a w dłoni miałem nóż. Ten sam którym zabiłem brata, to wiele wyjaśniało. Już wiedziałem dlaczego nie wróciła do więzienia od razu, chroniła grupę. Podniosłem się i wszedłem do budynku, siedziała przy stoliku a Hershel przyglądał się ranie. Minąłem ich i zamknąłem się u siebie w celi, odłożyłem kuszę na stolik, zsunąłem buty i położyłem się na łóżku. Wróciła i to się liczyło, nie będę jej wchodził w drogę tak jak tego chciała. Byłem na siebie zły, ale przecież w tamtej chwili straciłem brata. Miałem prawo tak zareagować, nie kontaktowałem ze światem, zadziałał u mnie odruch. 

- Wróciła - Michonne stanęła w drzwiach. 

- Wiem - podniosłem się na rękach. 

- Ranna - splotła ręce na piersi. 

- Wiem - pokręciłem głową. 

- Ty jej to zrobiłeś prawda ? 

- Nieumyślnie okej? Ustaliliśmy ze nie będziemy sobie wchodzić w drogę. 

Czarnoskóra pokręciła głową i wyszła. W sumie to ona ustaliła bez konsultacji ze mną. Popaprany jest ten świat i te wydarzenia.    

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz