50. Ana

1.4K 76 7
                                    

Maraton 6/6

Spoglądałam na Daryla który stał tyłem do mnie w samych ciemnych spodniach jeansowych. Własnie zapinał pasek od spodni, jego plecy pokrywały liczne blizny i kilka tatuaży. Miałam szczęście że go spotkałam i że odwzajemnił moje uczucia. 

- Czuje że się na mnie gapisz - mruknął.

- Podziwiam mojego mężczyznę - oparłam się o zlew.

- A co we mnie jest takiego do podziwiania ? 

- Każdy skrawek ciała - podeszłam do jego pleców. 

Dotknęłam opuszkami palców jego skóry, spiął mięśnie. Złożyłam pocałunek na linii kręgosłupa, przeszedł go dreszcz. Lubiłam jak reaguje na mój dotyk, jak jego oddech przyśpiesza, jak bicie serca słychać z daleka.

- Chodźmy już.

- Chwila - obrócił się do mnie przodem.

Po raz kolejny wpił się w moje usta, namiętnie i głęboko. Jak by jutro miało nie istnieć, Daryl Dixon był mój tylko i wyłącznie mój. Zeszliśmy razem do salonu, Rick zadecydował że pierwszą noc spędzimy razem w jednym domu. Daryl usiadł na szerokim parapecie, usadowiłam się miedzy jego nogami i oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. Objął mnie w pasie, spoglądałam na ludzi, Sasha siedziała blisko Abrahama, natomiast Rosita była prawie wściekła. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi, Rick podniósł się i otworzył drzwi. Do domu weszła ta kobieta. 

- Nie chce wam przeszkadzać, chciałam sprawdzić jak wam idzie. - rozejrzała się po nas, na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na mnie i kuszniku - trzymacie się razem, mądrze. 

- Nie mówiłaś że nam nie wolno. 

- Jesteście rodziną. To niesamowicie że nieznajomi wywodzących się z różnych środowisk, potrafili się tak zżyć. Nie sądzisz ?

- Podobno dajesz ludziom pracę ? - Rick spojrzał na nas. 

- Tak tu jest, komunizm zwyciężył. 

- Ja nic nie dostałem - Rick uśmiechał się lekko.

- Mam coś dla Ciebie, ale jeszcze o tym nie wiesz. Dla Michonne również, myślę o czymś dla Sashy. Nie rozgryzałam jeszcze Państwa Dixon, ale uda mi się. Odpocznijcie. 

Rick zamknął za nią drzwi, państwa Dixon. Tylko te dwa słowa brzmiały mi głowie, Ana Dixon. Kusznik się poprawił, szykował się do snu.

- Odpocznij - pocałował mnie w głowę. 

- Ty też - splotłam nasze palce. 

Gdy poczułam że miarowo oddycha delikatnie się podniosłam. Przykryłam go kocem i pocałowałam w głowę. Wyszłam na dwór, usiadłam na schodach werandy i spoglądałam w ciemność. Jeśli kusznik chce tutaj zostać to ja też muszę to zacisnąć zęby i zrobić to dla niego. Gdy poczułam ciarki na ramionach wróciłam do niego, ułożyłam się z powrotem i usnęłam. Nad ranem obudziło mnie kręcenie się Daryla, podniosłam się lekko.

- Śpij jeszcze, jest wcześnie. 

- Gdzie idziesz ? - mruczałam. 

- Zapalić przy okazji obejdę teren. 

- Mhm - poprawiłam się. 

Nachylił się nade mną i pocałował w głowę. Gdy się przebudziłam prawie wszyscy byli już na nogach. Tylko Tara i Eugenie jeszcze przysypiali, podniosłam się i przeciągnęłam mocno. Wyszłam na werandę, Daryl siedział na poręczy i czyścił kuszę. 

- Wyspana ? - spoglądał na mnie. 

- Jak można się wyspać na parapecie ? - mruknęłam. 

- Rick zdecydował że rozdzieli nas po tych dwóch domach. Ja z Tobą zostajemy w tym, razem z nim, Michonne, Glenem i Maggie a i Beth. Reszta przenosi się do tego obok. Pozwoliłem sobie zająć piwnice, jest całkiem spoko zagospodarowana - uśmiechnął się lekko.

- Serio!? 

- Co ? - mruknął.

- Piwnica ? 

- Jest ustronna, cicha, jest tam duża wygodna kanapa. 

- Czy Ty uwiłeś nam gniazdko ?  - podeszłam do niego bliżej. 

- Wymyślasz - fuknął. 

- No proszę Dixon potrafi zadbać o kogoś innego niż siebie - uśmiechałam się. 

Gdyby wzrok potrafił zabić właśnie w tym momencie padła bym trupem. 

- Idę do Jessie, może ogarnie jakoś moją czuprynę - dałam mu buziaka w usta. 

Udało mi się spotkać kobietę na spacerze. 

- Hej, czy Twoja oferta jest nadal aktualna ?

- Pewnie, możemy iść zająć się Tobą i Twoim mężem od razu.

- Ja i Daryl nie jesteśmy małżeństwem - pokręciłam głową.

- Przepraszam, Deanna mówiła że jesteście. Że zachowujecie się jak byście byli wieloletnim małżeństwem. 

- Jesteśmy razem od kilku miesięcy - uśmiechnęłam się lekko - Dixona raczej nie zaciągnę przed ołtarz. A nawet sama nie chce, on nie jest taki. Ten świat nie jest już normalny. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz