35. Ana

1.6K 91 3
                                    

Teraz dopiero miała rozpocząć się zabawa, związane ręce nieco utrudniały mi zadanie. Rick z Glennem bardzo szybko połapali się o co chodzi. Rick z całej siły uderzył w nogi pierwszego mężczyzny a Glenn drugiego. Ja w tym czasie pochyliłam się do ostrza w bucie i przecięłam sznur, od martwego mężczyzny wzięłam nóż. Rzuciłam się na pierwszego mężczyznę i wbiłam ostrze w jego głowę. Nóż utknął w jego czaszce, szarpałam się z nim źle oceniając odległość drugiego gościa. Uderzył mnie w plecy kijem bejsbolowym, ryknęłam z bólu i upadłam obok ciała. Nim zdążyłam się ocknąć i móc ruszyć mężczyzna był już martwy. Leżałam twarzą do ziemi, każdy ruch sprawiał mi okropny ból. Zacisnęłam zęby i odetchnęłam głęboko, poczułam dłoń na ramieniu.

- Nic Ci nie jest ? - Daryl klęknął przy mnie.

- Dajcie mi chwilę - mruknęłam.

- Nie mamy jej - Rick podszedł do stołów.

Oparłam się rękoma o podłogę i dźwignęłam się powoli. To było dobre uderzenie, wiedział co robi. Poczułam dłonie kusznika w pasie który powoli ciągnąć mnie ku górze. Stanęłam na nogach i spojrzałam na mojego mężczyznę. 

- Kto Cię tak urządził ? 

- Nikt ważny, musimy iść. 

- Daryl idź do Ricka ja jej pomogę, nie walczę tak dobrze jak Ty - Bob spojrzał na niego. 

Brązowowłosy mruknął coś pod nosem i poszedł do Ricka, Bob pozwolił mi się na sobie wesprzeć. Objął mnie delikatnie w pasie i zerknął na Daryla. 

- Nie zrobi Ci krzywdy - uśmiechnęłam się lekko.

- Wolę nie sprawdzać na własnej skórze. 

Daryl z Rickiem szli przed nami, a Glenn za nami. Widziałam co jakiś czas wzrok kusznika na sobie, jakimś cudem udało nam się przedostać do lasu, weszliśmy w głąb. Tam czekała na nas już reszta grupy, przywitałam się z nimi i oparłam się o drzewo. 

- Wszystko ok ? - Rick podszedł do mnie. 

- Da się przeżyć - uśmiechnęłam się lekko - przejdzie mi w końcu. 

- Pokaż te plecy - podszedł bliżej. 

- Nie czas na to teraz - pokręciłam głową - musimy znaleźć jakieś schronienie na noc. 

- Jakieś 4 kilometry stąd jest kościół, myślę że tam możemy się schować. - wysoki rudy mężczyzna spoglądał na nas. 

- Dasz radę ? 

- Mhm - potwierdziłam głową. 

Spojrzałam ponad Ricka i uśmiechnęłam się szerzej. Spojrzałam na kusznika który prawie biegiem rzucił się w jej stronę. Tęsknił za nią i to było widać, objął ją mocno, a twarz wtulił w zgięcie jej szyi. Ona również przytuliła się do niego, tęsknili za sobą. Mnie nie przytulił jak go Rick uwolnił, pokręciłam lekko głową. Wszyscy rzucili się w jej stronę, po chwilowej euforii wszystkich dopadło zmęczenie. Wspierając się na ramieniu Boba powoli dreptałam za grupą w stronę kościoła, kusznik rozmawiał z Carol. Ona opowiadała mu co się z nią działo podczas nie obecności, czułam zazdrość ale nie chciałam się z nią obnosić. 

- Tęsknił za nią - Bob zerknął na mnie.

- Przyjaźnią się - spoglądałam na nich - muszą pogadać. 

- Jesteś zazdrosna prawda ? - zwolnił trochę. 

- Jego wybór - wzruszyłam ramionami.

Po przejściu 3 kilometrów myślałam że zniosę jajko z bólu. W końcu udało nam się dotrzeć do kościoła, w progu przywitał nas czarnoskóry ksiądz. Rick z nim rozmawiał, oparłam się delikatnie o płot i dotykałam pleców. Daryl podszedł do mnie i delikatnie objął w pasie przytulając się. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. 

- Przepraszam - szeptał. 

- Za co ? - wsunęłam dłonie pod jego kamizelkę. 

- Że Cię nie ochroniłem, że nie ochroniłem Beth. Że Cię zawiodłem - wtulił twarz w moje włosy. 

- Ej, ej - odsunęłam go od siebie - nie zawiodłeś mnie. Nigdy bym tak nie pomyślała, wierzę w to że zrobiłeś wszystko co tylko mogłeś. 

- Starałem się. 

- Wiem to. 

- Chodźcie do środka - Rick krzyknął. 

Powoli weszliśmy do środka, kusznik pomagał mi. 

- Ona musi się położyć - Bob spoglądał na Gabriela. 

- Na zakrystii jest tapczan, poduszka, koc i tam może odpocząć. 

Położyłam się na wspomnianym tapczanie na brzuchu. Carol weszła do pomieszczenie i uklękła przy mnie. Podwinęła moją koszulkę, gdy dotknęła pleców to ryknęłam z bólu.  

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz