11. Ana

2.3K 120 0
                                    

Oni coś knuli i ja dobrze o tym wiedziałam. Obserwowałam młodszego Dixona jak nerwowo krąży po placu. Gryzło go sumienie dlatego był taki nie spokojny. Chyba poczuł że go ktoś obserwuje bo zaczął rozglądać się po placu. Zatrzymał wzrok na mnie, opierałam się plecami o bramę i patrzyłam wprost na niego. Stał tak przez chwilę po czym kopnął kamień leżący na ziemi i wszedł do więzienia. Tutaj coś się dzisiaj szykuję i trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Usiadłam w mało widocznym miejscu i obserwowałam to co dzieje się na terenie. Jakie było moje zdziwienie gdy starszy Dixon szarpał Michonne za ramię i wyprowadzał tylnym wyjściem. To będzie ciekawy dzień, narzuciłam na siebie długi płaszcz, na plecach zawiesiłam jedną katanę, a do paska uczepiłam trzy ostrza. Nasunęłam kaptur na głowę i ruszyłam za nimi. Ciekawe co mnie spotka u celu. Po godzinie weszliśmy do jakiegoś miasteczka. Szłam za nimi jakieś 50 metrów tak by mnie ani nie zobaczyli ani nie usłyszeli. 

- Chce być z bratem. A on chce być w więzieniu, może dzięki tej wycieczce zyskamy spokój. Może mi wybaczą. 

- Nie jesteś zbyt pewny. 

- Trzeba grać takimi kartami jakimi daje nam los. 

Pod jednym z moteli znaleźli samochód, Merlowi udało się go uruchomić. Gdy odjechali nie było szans abym ich dogoniła. Samochód może i jest szybszy ale bardzo łatwo go wytropić. Co jakiś czas tylko wychodziłam na drogę aby sprawdzić czy idę w dobrym kierunku. Moją uwagę przykuły strzały który bardzo szybko ucichły. Weszłam głębiej w las i dotarłam do pierwszych zabudowań. Wielu sztywnych żywiło się świeżo umarłymi. Kątem okiem zauważyłam Daryla biegnącego w stronę trupów. Podeszłam bliżej i to co zobaczyłam z jednej strony mnie ucieszyło ale z drugiej wiedziałam że będzie nam ciężko. Starszy Dixon się przemienił, młody siedział na nim i uderzał nożem w jego czaszkę. Rozejrzałam się dookoła, nikogo nigdzie nie zobaczyłam. 

- Będę tego żałowała.

Wybiegłam spomiędzy budynków i chwyciłam Daryla za ramiona. 

- Ej wystarczy, on już nie żyje - szarpał się mocno - Daryl wystarczy. 

- Zostaw mnie - zamachnął się mocno i ciął mnie nożem po policzku. 

Odskoczyłam od niego chwytając się za ranę, czułam ciepłą ciecz po nim spływającą. Z torby wyciągnęłam szmatkę i butelkę wody. Polałam nią materiał i szybko wycierałam ranę, jeśli to był ten sam nóż którym zabił zombie to mógł mnie zarazić. Moje dłonie drżały, nie mogłam się uspokoić. Wycofywałam się bardzo szybko, obróciłam się napięcie i zaczęłam biec w stronę więzienia. Nikt nie może się dowiedzieć o tym co się tutaj wydarzyło. Miałam nadzieję że Daryl jest w takim amoku i szoku że nie zarejestrował mojej obecności. Zatrzymałam się przy jednym z drzew i upadłam na kolana. I po co mi to było, trzeba było zostać na dupie a nie szlajać się za tym gnojem. Oddychałam ciężko a z mojego policzka cały czas sączyła się krew. Usiadłam pod drzewem, widziałam biegnącego drogą kusznika. Zatrzymał się, rozejrzał dookoła jak by szukał czegoś. Złapał oddech i pobiegł dalej, nie miałam zamiaru tam wracać dopóki nie będę pewna że mnie nie zaraził. Nie chciałam ich narażać, przesiedziałam w lesie ponad trzy dni na szczęście żadne objawy nie pojawiły się u mnie. Podeszłam do bram więzienia gdy już zrobiło się ciemno.  

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz