Wyrwałam się jak by ze snu, chciałam złapać tchu ale coś utknęło mi w krtani. Gdy dotknęłam rurki wystającej mi z ust moje dłonie chwycił Bob.
- Zaraz Ci to wyciągnę, spokojnie.
Spoglądałam jak nachyla się nade mną.
- Zaboli Cię - uśmiechnął się.
Gdy ją wyciągnął miałam ochotę zrobić mu krzywdę, kaszlałam dłuższą chwilę.
- Jeśli komuś wpadnie do głowy aby zrobić to ponownie kiedyś to niech to przemyśli - usiadłam.
- To było konieczne, gdyby nie ta rurka to pewnie byś udusiła się własną krwią. Więc doceń to co dla Ciebie zrobiliśmy - prychnął.
Chciałam się podnieść ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa.
- Nie wstawaj, jesteś jeszcze słaba - usłyszałam głos Hershela.
Obróciłam głowę i uśmiechnęłam się do mężczyzny. Poczciwy staruszek pokroju dziadka, Bob podniósł się.
- Ja was zostawię- nawet na mnie nie spojrzał.
- Jak się czujesz ? - mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie.
- Boli mnie przełyk i płuca jak oddycham. Co się stało ? - rozejrzałam się po celi.
- Co ostatnie pamiętasz ?
- Pamiętam Beth krzyczącą coś, a potem jak przez mgłę dotyk i słowa "nie możesz odejść, nie pozwalam Ci" a potem czarna dziura.
- Daryl przyniósł Cię na rękach na wpółżywą, kaszlałaś krwią. Ktoś tam na górze ma wobec Ciebie wielkie plany że Cię ocalił.
- Ja bardziej bym obstawiała tego na dole - uśmiechnęłam się.
- Widzę że wraca Ci charakterek - podniósł się - połóż się jeszcze. Jest środek nocy, odpocznij a jutro rano pomyślimy czy możesz udać się na spacer.
- Dziękuje Hershel, dziękuję za uratowanie życia.
- Ktoś musi okiełznać Daryla - uśmiechnął się zadziornie i stanął w drzwiach - nam wszystkim było ciężko gdy tutaj Cię przyniósł ale to on przeżywał to najbardziej. Widziałem w jego oczach rozpacz. Ucieszy się gdy Cię zobaczy.
Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, położyłam się na pryczy i spoglądałam w sufit. Daryl się o mnie martwił, uśmiechnęłam się pod nosem. Poczułam że jestem dla kogoś ważna, odetchnęłam i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam dr. Caleb siedział na krzesełku przy ścianie i przysypiał.
- Można wiedzieć co tutaj robisz ? - podniosłam się na rękach.
- Czekam aż się obudzisz by móc Cię zbadać - uśmiechnął się.
- Widziałeś że śpię więc mogłeś przyjść później.
- To jest jedyne miejsce gdzie mogę odpocząć bo nikt tutaj nie wchodzi poza Hershelem.
- Rozumiem - usiadłam na łóżku - więc zapraszam częściej.
Spojrzał na mnie i podniósł się. Uklęknął przy mnie i dotknął mojego czoła, potem szyi i uciskał chwilę brzuch.
- Nie masz gorączki, szyja i brzuch również są ok, czujesz jakoś dziwnie czy coś ?
- Trochę mi słabo i boli mnie krtań- spojrzałam na niego.
- Dam Ci ostatnią kroplówkę na wzmocnienie, krtań będzie bolec po intubacji - podniósł się.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Pokiwał głową i wyszedł, po chwili wrócił z kroplówką, podłączył mi ją i usiadł.
- Odpocznę jeszcze chwilkę - przymknął oczy.
- A proszę bardzo - zaśmiałam się.
Chwilę po zamknięciu oczu usłyszałam jego chrapanie. Siedziałam spokojnie i odpoczywałam, Gdy skończyła się to ją odłączyłam i wyszłam z celi uprzednio okrywając go kocem. Nasunęłam na siebie bluzę z kapturem i wyszłam na zewnątrz. Na placu spotkałam Ricka, Michonne, Beth i Glenna, po chwili dołączył do nas Carl. Staliśmy i rozmawialiśmy nawet nie zauważyłam kiedy Beth zniknęła. Dopiero zwróciłam na nią uwagę gdy się wydarła.
- Przesuniecie się czy nie ?
Wtedy podniosłam głowę i ujrzałam ją. Stała na schodach z uśmiechem od ucha do ucha, ale mnie bardziej interesowała osoba stojąca za nią. Brązowo włosy stał w wejściu jak wryty, chyba był zaskoczony tym co zobaczył.
- Idź do niego - Michonne dotknęła mojego ramienia.
Ruszyłam powoli w jego kierunku, zsunęłam kaptur i uśmiechnęłam się lekko. Ruszył biegiem w moim kierunku, tak bardzo chciałam go dotknąć. Przytulił mnie mocno i uniósł nad ziemię, czułam jakie ciepło od niego biło.
- Wróciłaś - szeptał w moje włosy.
- Dla Ciebie.
Odstawił mnie na ziemię i pocałował. Zrobił to tak jak by bał się że mnie skrzywdzi, jego dłoń dotykała mojego policzka.
- To naprawdę Ty - patrzył mi w oczy.
- Oczywiście że ja, przecież mi nie pozwoliłeś odejść.
Cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy, nachylił się do mnie i ponownie pocałował mnie.
- Zależy mi na Tobie dlatego nie pozwoliłem Ci odejść. Nie chciałem na tym świecie zostać sam - zgarnął niesforny kosmyk z mojej twarzy.
- Masz Ricka, Michonne i wszystkich innych.
- Ale to Ciebie chce mieć u swego boku - przygryzł dolną wargę.
Patrzyłam mu prosto w oczy, nie dowierzałam że on to powiedział. Daryl Dixon chciał abym była przy nim. Uśmiechnęłam się, czułam jak moje policzki się rumienią.
CZYTASZ
Who are you?
FanfictionPostacie - The Walking Dead Charaktery - TWD Miejsca - TWD Ogólne zarys historii, wydarzeń i postaci odnosi się do serialu The Walking Dead. Jednak większość dialogów, sytuacji będzie wymyślona przeze mnie.