4. Ana

2.7K 137 60
                                    

To było coś co w tych czasach sprawiało mi przyjemność. Nie bałam się sztywnych wystarczyło trzymać ich na dystans. Zawsze mi mówiono że nie do końca jestem normalna. Zdjęłam chustę z twarzy i rękawiczki. Wszystko nadaje się do wypłukania w wodzie lub wyrzucenia. Zsunęłam bluzę i zwinęłam ją w kłębek. Usiadłam na środku placu i czekałam aż przydupas brodatego go zawoła. Jak to ludzie potrafią sobie podporządkować innych, widać kto jest liderem a kto zerem. Nie minęło pewnie pięć minut jak mężczyzna wyszedł z budynku. Jego mina była świetna, na sam widok uśmiechałam się od ucha do ucha.

- Zdziwiony ? - podniosłam się - słyszałam waszą rozmowę gdy weszłam do korytarza. I wy śmiecie się nazywać dobrze nastawionymi ludźmi ?

Spoglądali po sobie, kusznik stał i wpatrywał się we mnie. Dziwny typ, z jego twarzy nie szło wyczytać żadnych emocji. Zmierzyłam go od stóp do głów i uśmiechnęłam się lekko. 

- Oddajcie mi torbę, muszę wracać do miasta. Do swoich zapasów i lokum.

- Może jednak zostaniesz ? - Rick podszedł do mnie. 

- Po co ? - cofnęłam się o krok - żeby któryś z Twoich ludzi mnie pobił? a może żebyś sam wysłał mnie na pewną śmierć ?

- A nie mówiłem ? - skośnooki podszedł do nas - przydałaby nam się taka osoba w grupie jak Ty. 

Rozejrzałam się po osobach wychodzących z budynku. Starszy mężczyzna o lasce, kobieta o siwych krótkich włosach, drobna blondynka o długich włosach, czarnoskóra kobieta z dredami, skośnooki mężczyzna i kusznik. Każde z nich jest inne, pochodzi z innego świata a jednak dają radę trzymać się razem. Wszyscy mi się przyglądali, jak by czekali na moją decyzję. 

- Najpierw wybiorę się do miasta. Jeśli mam tu zostać trzeba zabrać moje zapasy. Tutaj bardziej się przydadzą. 

- Ja z nią pojadę - kusznik zbliżył się o dwa kroki.

- Ale ja nie potrzebuje niańki - spojrzałam na niego - doskonale radzę sobie sama. 

- I chcesz wszystko przynieś w rękach ? - prychnął. 

- Mało samochodów jest w mieście ? - spoglądałam mu w oczy.

- Ale żaden nie posiada paliwa, ściągnąłem je ze wszystkich aut w promieniu 35 mil.

- Czy Ty na każde moje zdanie masz odpowiedź ? - wzięłam się pod boki. 

- Sprawdź - po jego ustach prawie nie zauważalnie przemknął cień uśmiechu. 

- Życie z tym dwojgiem pod jednym dachem może być ciekawym doświadczeniem - Glenn uśmiechał się.  

- Czy dowiemy się jak masz na imię ? - Rick spoglądał na mnie. 

- Ana - podniosłam bluzę z ziemi - więc jedźmy wszechwiedzący.

Nasunęłam rękawice kierując się za brązowowłosym do samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera poprawiając rękawice i mocowanie ostrzy. Całą drogę milczeliśmy, nawet na niego nie spojrzałam. Spoglądałam za okno i zastanawiałam się czy ta decyzja nie odbije się na mojej przyszłości. Gdy byłam sama decydowałam tylko o sobie tylko za siebie byłam odpowiedzialna. Musiałam chronić swój własny tyłek nie obracając się na innych. 

- W piwnicach sklepu zoologiczne są moje zapasy - zerkałam na niego. 

- Nie mam zamiaru żreć psiej karmy - spojrzał na mnie. 

Westchnęłam tylko i przewróciłam oczami. Zatrzymaliśmy się przed wejściem do sklepu, wysiadłam z samochodu i udałam się do wnętrza. Nic nie wyglądało na naruszone, otworzyłam drzwi do piwnicy i weszłam tam. Czułam jego obecność, był zdenerwowany. Zapaliłam lampę naftową i rozejrzałam się dokoła siebie. Wszystko było tak jak zostawiłam to, aż dziw że ten kutas nie przeszukał tego miejsca gdy mnie zabierał. 

- W szafie po lewej są puszki z jedzeniem. Zapakuj ile się da do skrzynek, będzie trzeba obrócić pewnie kilka razy. 

- Nie muszę Cię słuchać. - fuknął. 

- To spadaj do samochodu - spojrzałam na niego. 

- Nie odzywaj się do mnie tak - podszedł bliżej. 

- Bo co mi zrobisz ? - patrzyłam na niego. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz