62. Ana

1.3K 63 19
                                    

Chyba nie powinnam słyszeć wyznania Carol wobec Daryla. Spoglądałam na niego jak spokojnie śpi na boku plecami obrócony w moja stronę. Przewróciłam się na plecy i spoglądałam w sufit, położyłam rękę pod głowę. Carol i Daryl pasowali by do siebie ale na samą myśl że mogła by go mieć, zaczyna mnie nosić. Usiadłam na brzegu łóżka i wpatrywałam się w ciemność.

- Carol Dixon - szepnęłam i uśmiechnęłam się pod nosem - absurd.

Podniosłam się, nasunęłam spodnie, bluzę i wyszłam na zewnątrz uprzednio podkradając Darylowi papierosa. Usiadłam na schodach i zapaliłam. Nie paliłam często ale przy papierosie najlepiej mi się myślało.

- Pusto bez Ciebie w łóżku - mruczał za moimi plecami.

- Nie mogę spać, a o drugiej i tak zaczynam warte.

- Do drugiej jest jeszcze kilka godzin.

- Wiem. Muszę wziąć prysznic, chciałam zacząć wcześniej i obejść teren wokoło płotu.

- Uciekasz ode mnie?

Obróciłam się do niego, stał oparty o framugę. Przecierał twarz rękoma, był jeszcze zaspany.

- Idź spać bo wymyślasz.

- Chcesz się spotkać z Luckiem sam na sam.

- A co jesteś zazdrosny? - podniosłam się.

- Nie - fuknął.

Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Jak zwykle chował oczy za włosami. Robił tak zawsze gdy coś mu się nie podobało.

- Daryl Dixon jest zazdrosny. - położyłam ręce na jego ramionach.

- An - warknął.

- Jesteś zazdrosny że jakiś młodzik odbije Ci dziewczynę - uśmiechałam się coraz szerzej.

- Przeginasz - położył dłonie na moich biodrach - chyba muszę Ci przypomnieć kto rządzi w tym związku.

Wpił się w moje usta, całował mnie brutalnie i nachalnie. Zostałam przyparta do framugi, czułam jak napiera na mnie swoim ciałem. Po kilku chwilach oderwał się ode mnie.

- Zrozumiała?

- Może - przygryzałam dolną wargę. 

- Żaden gówniarz nie tknie mojej kobiety - dotknął mojego policzka - a jeśli to zrobi to bardzo powoli będę wypruwał mu flaki. Zrozumiano ?

- Brutal. 

- An ja nie żartuje - spoglądał na mnie. 

- Już, już - pocałowałam go - jestem tylko Twoja, ale czy Ty jesteś mój ?

- O czym Ty mówisz ? - oparł się ręką obok mojej głowy. 

- Ciągle tylko powtarzasz że ja jestem Twoja, że nikt nie może mnie tknąć bo go zabijesz. Ale czy Ty jesteś mój ? tak w stu procentach ?

- Oczywiście że jestem - patrzył mi w oczy.

- To dobrze, idę na obchód - wywinęłam się.

Udałam się do bramy, szłam wzdłuż płotu, ale nawet na niego nie patrzyłam. Po prostu musiałam pobyć sama ze swoimi myślami. Obeszłam całą osadę i wróciłam pod dom, Daryl siedział na schodach. Podniósł się gdy mnie zobaczył, poszedł do mnie szybkim krokiem i pocałował. Zrobił to dokładnie tak samo jak pierwszy raz przy wszystkich. 

- Jestem Twój, tylko i wyłącznie Twój. Nigdy w to nie wątpij, nigdy - przytulił mnie. 

Wtuliłam się w jego ciało, wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Było spokojne i powolne, on był spokojny. 

- Jedźmy gdzieś, na zewnątrz. Na jedną noc, na kilka godzin - odsunęłam się lekko od niego - mam dość bycia tutaj zamkniętą.

- A co z wartą ? 

- Poproszę Sashę aby mnie zastąpiła. 

- Dobrze, pójdę po kurtkę i kluczyki. 

- Dziękuję.

Udałam się do wieży do Sashy, wdrapałam się na samą górę.

- Musze już schodzić ? - usłyszałam jej głos.

- No właśnie ja w tej sprawie - spojrzałam na nią - zastąpisz mnie do przyjścia Noah ?

- Tak - odparła bez wahania.

- Dziękuję. 

Zeszłam do Daryla który czekał na mnie przed bramą na motocyklu. Wręczył mi swoją skórzaną kurtkę, założyłam ją i zapięłam. 

- Usiądź za mną, obejmij w pasie i trzymaj się. 

- Mhm - mruknęłam.

Zaczęłam żałować tego że wyszłam z taką propozycją. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz