36. Daryl

1.8K 84 25
                                    

Opierałem się plecami zaraz obok drzwi wejściowych do zakrystii. Carol delikatnie smarowała plecy An, które z każdą chwilę robiły się coraz bardziej sine. Widziałem jak młoda jęczy w poduszkę. Podała jej zastrzyk z lekiem przeciwbólowym.

- Przestań tak miauczeć, to zaczyna robić się irytujące - Carol fuknęła na nią. 

- Pierdol się - podniosła głowę. 

- Lekkie uderzenie, a Ty panikujesz jak by Ci nogę odrąbali - podniosła się. 

- Carol nie przeginaj - podszedłem do niej. 

Spakowała do torby lekarstwa, śmiejąc się pod nosem, podniosła się i spojrzała na mnie. 

- Zmieniłeś się, nie jesteś już tym Darylem którego znałam, zginiesz i to przez nią - spojrzała na mnie - jesteś słaby. 

Minęła mnie i wyszła, spojrzałem za nią. Wróciłem spojrzeniem do An, leżała na brzuchu twarzą do ściany. Odetchnąłem głębiej, podszedłem do niej i przysiadłem obok niej. Zakryłem jej plecy koszulką i dotknąłem ramienia. 

- Mocno boli ? 

- Bywało lepiej - obróciła głowę w moją stronę. 

Otarłem z jej policzka łzy i usiadłem na ziemi obok. 

- Zmieniłem się ? -schowałem twarz za włosami.

- Tak, ale tylko i wyłącznie na lepsze - dotknęła mojej brody - nie jesteś słaby i nigdy nie byłeś. 

Pocałowałem ją w dłoń, siedziałem przy niej do późnego wieczoru. Gabriel pozwolił nam zostać w kościele tak długo jak chcieliśmy. Stałem tyłem do An i zastanawiałem się nad słowami Carol, może młoda mnie osłabiała. Może takie życie nie było dla mnie, przegarnąłem włosy i uderzyłem ręką w ścianę. Zsunąłem kamizelkę i powoli rozpinałem koszulę, zsunąłem ją i rzuciłem w kąt. Spoglądałem na swoją klatkę piersiową na której nadal widniały siniaki. Moje ręce również nie wyglądały za dobrze, poczułem na plecach zimne dłonie. Wzdrygnąłem się, myślałem że śpi, sunęła placami po moich bliznach. 

- Kto Ci to zrobił ? - wyszeptała.

- Mój ojciec - mruknąłem. 

- Za co ?

- Za co tylko można było spuścić łomot dziecku. Tej którą teraz dotykasz powstała za rozlaną farbę w garażu. Natomiast ta pod Twoimi placami jest za to że rozbiłem swój pierwszy motocykl. Każda z nich ma jakiś powód, nie chciałem byś je zobaczyła. Jeszcze nie teraz. 

- Dlaczego ? - objęła mnie w pasie i przytuliła się do nich.

- Nie chciałem byś wiedziała o mojej przeszłości. 

- To część Ciebie, jaka by ona nie była jest przeszłością. 

- Bałem się że jak Ci pokażę blizny i powiem o wszystkim to nie będziesz chciała mnie znać. Że odwrócisz się ode mnie i że nie będę miał u Ciebie szans - odwróciłem się do niej przodem.

Dotknęła mojej brody i spoglądała w oczy. Zgarnęła z mojego czoła kosmyk włosów, pociągnęła moja głowę w dół. Pocałowała mnie gdy byłem na jej wysokości, robiła to delikatnie i czule dotykając policzka. Pogłębiłem pocałunek, dłońmi zjechałem na jej tyłek, ścisnąłem go i podsadziłem ją. Oplotła mnie nogami w pasie, podszedłem do kanapy. Usiadłem na niej z młodą na kolanach, oderwała się ode mnie. 

- Jesteś moim mężczyzną i nie ważne co się działo w przeszłości. Wszystkie tamte wydarzenia ukształtowały Twój charakter i to jakim jesteś człowiekiem. Nigdy nie byłeś słaby i nigdy nie będziesz, dla mnie zawsze będziesz zawadiackim Darylem który ma w dupie czyjeś zdanie - zaśmiała się.

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, wyprostowała się i delikatnie dotykała mojego torsu. Przyglądałem się jej skupionej twarzy, gdy myślała nad czymś przygryzała policzek od środka. Jej palce sunęły po moich siniakach, tatuażu i bliznach. Wyglądała jakby uczyła się wszystkiego na pamięć. Z transu wyrwało ją pukanie do drzwi, podniosła się z moich kolan i podeszła do okna. 

- Czego ? - warknąłem. 

- Weźmiesz pierwszą wartę ? - Michonne stała za drzwiami.

- Tak. 

Podniosłem się i zgarnąłem koszulę z podłogi, nasunąłem ją na siebie i zapiąłem. An w tym czasie położyła się na kanapie na brzuchu i odwróciła głowę w stronę ściany. Wiedziałem że te blizny nie wywołają żadnej pozytywnej emocji. Nasunąłem kamizelkę i wyszedłem z pomieszczenia z kuszą w dłoni. Nie patrzyłem na ludzi rozsadzonych po kątach, wyszedłem na zewnątrz. Na schodach stała Michonne, podała mi batonik, wziąłem go i udałem się na bok. Usiadłem w pewnej odległości od kościoła by widzieć cały teren, oparłem się plecami o drzewo. Wyciągnąłem papierosa i po prostu go zapaliłem. Moja przeszłość będzie się za mną ciągnęła do śmierci, kobiety nie chcą mężczyzn po przejściach. Gdyby nie ta cała epidemia nadal był bym nikim. Szlajał bym się za bratem, nie miał bym szans na poznanie An.   

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz