48. Ana

1.4K 71 2
                                    

Maraton 4/6

Nie miałam pojęcia o chodziło Darylowi, dlaczego tak się zachowywał, dlaczego chciał zastąpić Artura. Nigdy ich dwóch nie porównywałam, nawet mi to przez myśl nie przeszło, pewnie gdyby to całe gówno nie wybuchło to nie spojrzałabym na Daryla ale teraz kocham go. Tak po prostu, tak zwyczajnie. Po ponad godzinie wróciliśmy pod dom w którym mieliśmy zamieszkać, na schodach siedział Rick. Ogolony i wypachniony, obok niego siedziała blondynka w dłuższych włosach. 

- Jak Ty wyglądasz? - Dixon prawie wybuchł śmiechem. 

Sama nie potrafiłam powstrzymać chichotu, wyglądał jak dziecko. Rick uśmiechał się coraz mocniej.

- Na was też przyjdzie kolej - wskazał palcem to na mnie to na kusznika. 

- Na pewno nie dam się ogolić tak jak Ty - Dixon wycofał się. 

- Zobaczymy, a tak poza tym to jest Jessie. Pracuje w spiżarni ale także jest fryzjerką. 

- Hej - uśmiechnęła się szeroko - mogę zająć się i waszymi włosami. 

- Od moich wara - warknął.

Roześmiałam się głośno, słodko marszczył nos jak się złościł. 

- Nikt nie ruszy tej Twojej czupryny - spojrzałam na niego. 

- A niech spróbuje. 

- Posiadam farby do włosów - podniosła się. 

Zainteresowało mnie to zdanie, spojrzałam na swoje włosy, były w opłakanym stanie. Przydałoby im się porządne mycie, a farba dla nich to już marzenie. 

- Niebieską też ? - zbliżyłam się do niej. 

- Tej to mam ponad stan, nikt się raczej nie farbuje na ten konkretny kolor. A skoczki jak byli na wypadzie to przywieźli wszystko co znaleźli. Po za tym przydałoby się je trochę podciąć, Deanna prosiła abyś przyszła do niej. Chce porozmawiać i poznać Cię. 

- Zaprowadzisz mnie ? - spoglądałam na nią. 

- Pewnie, chodź - uśmiechnęła się. 

- Uważaj na siebie - szepnął Daryl i pocałował mnie w skroń. 

- Jestem już duża - uśmiechnęłam się lekko. 

Ruszyłam za dziewczyną, dorównałam jej kroku. 

- Długo jesteście razem ? - spoglądała na mnie. 

- Jakiś czas - uśmiechnęłam się lekko.

- On jest przystojny ale dziwny, nie obraź się taki trochę z niego gbur.

- Zgadza się, ale ma to swój urok. 

- To tutaj - wskazała na dom - Deanna czeka na Ciebie w środku. 

- Dzięki - weszłam powoli do domu. 

Wszystko było piękne, lśniące i wysprzątane. 

- Witaj, jestem Deanna Monroe - starsza kobieta weszła do salonu. 

- Ana - spojrzałam na nią.

- Samo Ana? - usiadła na kanapie.

- Tak się przyjęło po epidemii i tak zostało - wzruszyłam ramionami. 

- Mogę filmować ? - spojrzała na mnie.

Spojrzałam na kamerę i wzruszyłam ramionami. 

- Siadaj - kiwnęła głową na fotel przed sobą. 

- Postoję - mruknęłam. 

- Ja byłam kongresmenką , z Ohio. a Ty ? 

-Czy to ma znaczenie ?

- Owszem. 

- Służyłam w wojsku.

- Gdzie widzisz swoje miejsce ? - patrzyła mi prosto w oczy. 

- W tym społeczeństwie ? - spojrzałam na nią. 

- Owszem - pokiwała twierdząco głową. 

- Nie wiem - pokręciłam głową, nawet nie wiedziałam czy chce tutaj zostać a ona pyta się co chce robię. 

- Uważasz że powinniście tutaj zostać ? - uśmiechnęła się. 

- Carl i dziecko zasługują na dom. Powinni dostać szansę na miarę normalne życie. 

- A Ty ? 

- Ja od rozpętania tego całego gówna byłam sama. Dwa lata przeżyłam na zewnątrz, gdy wy nawet nie wiedzieliście co się dzieje. Oni powinni tutaj zostać, ja nie wiem - podniosłam się - za szybko na takie decyzje. 

- Rozumiem - pokiwała głową.

- Nic Pani nie rozumie, wy nie wiecie co się dzieje na zewnątrz. Nie wiecie jak przeżyć tam dłużej niż godzinę może dwie podczas wypadów, a i tak najczęściej trzymacie się tych terenów które są czyste od sztywnych. Wy potrzebujecie nas tylko po to aby zapewnić sobie lepsze zapasy, ochronę. Widzisz w nas potencjalnych ludzi od czarnej roboty. A my jesteśmy rodziną, oddałabym życie za tych ludzi. Poświęciłabym się aby oni mogli dalej żyć. Jeśli zrozumiesz co to jest rodzina w tych czasach to wtedy możemy porozmawiać - udałam się do drzwi - w tym momencie nie mamy o czym. 

Wyszłam trzaskając drzwiami, ta kobieta nic nie rozumiała. Pani Kongresmen która większość życia podczas epidemii spędziła za wielkimi stalowymi płytami, bezpieczna od tego wszystkiego, chciała z nas zrobić swoich parobków. Maszerowałam w sobie tylko znanym kierunku, zatrzymałam się gdy Daryl chwycił mnie za ramię. 

- Co się stało ? - mruknął. 

- Zostaw mnie - nie spojrzałam na niego. 

- An - warknął głośniej. 

- Odpierdol się ode mnie - wyszarpnęłam się - po prostu mnie wszyscy zostawcie w spokoju. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz