14. Daryl

2.3K 120 18
                                    

- Michonne naprawdę myślałaś że nie zauważę jej odejścia ? - spoglądałem na nią.

- No właśnie zdziwisz się, bo bardzo dobrze wiedziałam że to zauważysz. I liczę na to że pójdziesz za nią - uśmiechała się szeroko.

- Co ty kombinujesz ? 

- Nie gadacie ze sobą od trzech lat. Myślę że to pora abyście porozmawiali i się pogodzili.

Pokręciłem głową i poszedłem za nią. Nie mogłem pozwolić na to aby cokolwiek jej się stało, nikomu z nas nic się nie mogło stać. Byłem zły na Michonne że ją puściła, ale może miała rację. Trzymałem się za An jakieś 20 metrów, nie chciałem by mnie zauważyła. Schowałem się za jednym z budynków gdy wchodziła do domu. Do swojego domu, zamknęła za sobą drzwi. Po kilku chwilach ruszyłem za nią, otworzyłem drzwi i wszedłem powoli do środka. Nagle poczułem zimne ostrze na szyi.

- Po co za mną szedłeś ? - dociskała ostrze.

- Aby mieć pewność że trafisz cała do domu. 

- Nie wracam tam dziś - kręciła głową. 

- Jak to ? - zdziwiłem się. 

- Normalnie, więc daruj sobie i wracaj do grupy.  - schowała ostrze. 

Dotknąłem szyi, sprawdzając czy mnie nie skaleczyła. Spojrzałem na nią gdy wschodziła na piętro. 

- Zostanę - mruknąłem i rozglądałam się. 

- Jak chcesz - machnęła ręką i zniknęła mi z oczu. 

Sprawdzałem każde pomieszczenie na parterze, szukałem sztywnych. Na szczęście dom był czysty, wszedłem na górę szukając jej. Chciałem ją przeprosić za to wydarzyło się trzy lata temu. Sprawdzałem pokój po pokoju, znalazłem ją w łazience, siedziała na brzegu wanny i płakała.

- Ej co się stało ? - uklęknąłem przy niej. 

Dotknąłem delikatnie jej dłoni, tak by zwróciła na mnie uwagę. Spojrzała na mnie ocierając łzy, w dłoni ściskała srebrny łańcuszek. 

- Przepraszam - podniosła się i otarła łzy - już jest ok. 

Wyszła z łazienki, słyszałem jak schodzi na parter. Zwiesiłem głowę i chwilę trwałem w tej pozycji. Tak ciężko było mi powiedzieć że ją przepraszam. Że gdy kładę się spać to widzę jej twarz, gdy budzę się jest pierwszą osobą o której myślę. Zrobił bym bardzo dużo dla niej i dla grupy. W końcu coś dla nich znaczyłem, nie byłem jak mój brat, dorosłem. Zszedłem do niej, siedziała na schodach i wpatrywała się w drzwi wejściowe. Usiadłem schodek wyżej niż ona, odłożyłem kuszę na bok i objąłem ją delikatnie. Oparła się plecami o mnie i delikatnie głaskała moją dłoń.

- Tutaj mieszkałam przed epidemią. Byliśmy tutaj w czwórkę, ja, Megan, Norton i Luck. Myślałam że może znajdę tutaj chociaż by ich ciała. 

- Jeśli nie ma ciał to może żyją nadal - mruczałem jej do ucha. 

- Może - wzruszyła ramionami.

- Przepraszam - wyszeptałem. 

- Za co ? - gładziła moje dłonie. 

Nikt nigdy nie okazywał mi chociaż by ułamka takiej czułości, czułem się dziwnie ale miałem wrażenie że to jest dobre. 

- Za to co Ci zrobiłem. Nie chciałem, ja nigdy bym Cię nie skrzywdził. Nie panowałem nad sobą i swoim ciałem - spuściłem głowę. 

Delikatnie oderwała się ode mnie i obróciła się przodem. Uklęknęła na schodku, założyła moje włosy za uszy i dłonią dotknęła policzka.

- Nie jestem zła, wybaczyłam Ci. 

Podniosłem wzrok i spojrzałem na nią. Uśmiechała się delikatnie pocałowała mnie w czoło i podniosła się. Zamknęła drzwi od środka i udała się w stronę kuchni. 

- W piwnicy powinien się uchować bimber. Sprawdzisz ?.

- Tak - podniosłem się. 

Zszedłem na dół, miała rację na półce stały trzy butelki. Wniosłem je na piętro i zamknąłem za sobą drzwi. Wszedłem do kuchni gdzie siedziała. Spoglądała na zdjęcie trzymane w dłoni. Podstawiłem butelki przed nią. 

- Chce się upić i choć na chwilę zapomnieć. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz