46. Ana

1.5K 67 2
                                    

Maraton 2/6

Tuliłam dziecko do piersi, nie miałam pojęcia co Rick wyprawia. Spoglądałam to na mężczyznę do na Daryla. 

- Dla jasności moja mina nie sugerowała "zaatakujmy go" tylko "facet jest w porządku". - Michonne warczała na Ricka. 

- Trzeba go związać, przekonamy się kim jest. - wskazał na sznur - reszta niech obserwuje teren. przyjdą tutaj tylko nie wiemy kiedy. 

- Nie zauważyłyśmy go z Sashą, gdyby chciał mógłby nas skrzywdzić, a nie zrobił tego - Maggie podeszła do niego. 

Mężczyzna dopiero po godzinie się ocknął, siedziałam w narożniku z dzieckiem na rękach. Spokojnie spało, nie zdawało sobie sprawy z tego jakie zagrożenie przynosi ten świat. Zaraz po przebudzeniu roześmiał się. 

- Mocny prawy sierpowy - usiadł - jesteś ostrożny, rozumiem. 

- Ilu was jest ? - Rick wyciągnął pistolet ostrzegawczy - miałeś ich zawiadomić. Ilu ich jest ?

- Czy to ważne ? - wzruszył ramionami. 

- Tak.

- Oczywiście, ale jakie znaczenie ma to co wam powiem ? Nie ważne jaką liczbę wam podam, 8, 32, 444 czy zero i tak mi nie uwierzysz. 

- Trudno ufać komuś, kto uśmiecha się po ciosie w nos. 

- Ile czasu nas śledziliście ? - Daryl podszedł do niego. 

- Dość długo by zauważyć, że ignorujecie stada tych łajz. I że mimo braku wody i jedzenia nie rzucaliście się sobie do gardeł. Wiecie jak przetrwać i jesteście ludźmi. Mam nadzieję że nie dasz mi za to w twarz ale ludzie są teraz najważniejszą wartością na tym świecie. 

- Ilu was tu jest ? - Rick warczał

- Jedna osoba. - pokręcił głową - wiedziałem że mi nie uwierzysz. Jeśli słowa i zdjęcia to za mało, co was przekona ?

Podniosłam się i podeszłam do Ricka. 

- Może uwierzylibyśmy gdybyśmy ujrzeli to wszystko na własne oczy. Dużo rzeczy możesz mówić, ale jeśli nie przekonamy się na własne oczy to nie uwierzymy. - podałam dziecko Rickowi - jedno albo dwoje z nas mogło by z nim jechać. Przekonać się na własne oczy co tam się znajduje. 

- Na pewno to nie będziesz Ty - Daryl fuknął. 

- Weź nie zaczynaj - spojrzałam na niego - mogłabym jechać razem z Sashą i z Aaronem. Gdyby wszystko było ok, to wrócilibyśmy po was. 

- Wszyscy możecie to zobaczyć na własne oczy, jeśli wam się nie spodoba po prostu odejdziecie.  

Spojrzałam na Ricka, sam nie do końca był przekonany tym wszystkim.

- Ty tutaj rządzisz. Ty zdecydujesz a my pójdziemy za Tobą - podeszłam do Daryla. 

Objął mnie, położyłam głowę na jego ramieniu. Rick rozejrzał się po nas wszystkich, byliśmy rodziną a to on był jej głową. On decydował za nas wszystkich, zerknął na swoją córkę, chciał dla niej jak najlepiej. 

- Dobrze - spojrzał na Aarona - pójdziemy z Tobą.  

Michonne, Glenn i Rick wraz z Aaronem jechali samochodem przed nami. Całą resztą jechaliśmy camperem. Siedziałam obok Carla który trzymał na rękach siostrę, Daryl siedział naprzeciwko mnie. Zerkał na mnie co jakiś czas, widziałam w jego oczach że sam nie jest przekonany do tego wszystkiego. A ja w końcu chciałabym się poczuć bezpieczna, nie musieć ciągle martwić się o jedzenie, wodę i sen. Usiadłam bokiem do kierunku jazdy i patrzyłam za okno, a jeśli będzie to drugi Terminus i znowu wszyscy będziemy zagrożeni. Nie chciałabym przechodzić przez to po raz drugi. Poczułam na kolanie rękę, spojrzałam na Dixona, wpatrywał się we mnie nachylając się w moim kierunku. Nic nie mówił po prostu patrzył na mnie, dotknęłam jego dłoni. Splótł nasze palce, uśmiechnęłam się delikatnie. Miałam go przy sobie i to było najważniejsze, samochody zatrzymały się kilkanaście metrów przed bramą. Wszyscy wysiedliśmy, rozglądałam się dookoła. Przed nami rozciągał się wysoki płot i wielka brama, stałam z tyłu całej grupy. Wpatrywałam się w bramę nie mogłam uwierzyć że tam mieszkają ludzie którzy są bezpieczni. Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk. Spojrzałam na Daryla, dotykał mojej dłoni.

- Jestem przy Tobie, też nie jestem do tego przekonany ale jestem obok - splótł nasze dłonie - będziesz bezpieczna. 

Uśmiechnęłam się lekko, spojrzałam na bramę jak się otwiera.

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz