56. Ana

1.4K 66 0
                                    

Pozbierałam się, ubrałam na siebie spodnie wojskowe i koszulkę. Daryl usiadł na kanapie i spoglądał na mnie. 

- Proszę bądź spokojna w rozmowie z nią. 

- Dosadnie wybiłeś mi z głowy chęci do jakiejkolwiek kłótni - oparłam dłonie o jego kolana.

- Tak?, może powinienem robić to częściej - uśmiechał się lekko.

- Ty mój brutalu - złożyłam buziaka na jego ustach - obiecuję że będę spokojna, znaczy, postaram się. 

- Może pójdę z Tobą ? 

- Nie potrzebuje niani - wytknęłam mu język.

Poprawiłam włosy i ruszyłam na rozmowę z Deanną. Zapukałam kilkukrotnie w drzwi wejściowe. Otworzył mi starszy mężczyzna.

- Ja do Deanny - uśmiechnęłam się lekko.

- Kochanie, ktoś do Ciebie. - odsunął się od drzwi - wejdź proszę.

- Dziękuję - weszłam do środka.

Wskazał ręką na salon, weszłam do niego i przysiadłam na oparciu fotela. Rozglądałam się po pomieszczeniu, wszystko było zadbane i ułożone. Kobieta zeszła po kilku chwilach.

- Dzień dobry An - uśmiechała się.

- Dzień dobry - spojrzałam na nią i podniosłam się - przyszłam porozmawiać o tym wszystkim.

- Słucham więc - usiadła na kanapie.

- Czy Pani oferta jest nadal aktualna?

- O ochronie? - uśmiechała się lekko.

- Tak - usiadłam na fotelu.

- Aktualna, zdecydowałaś się?

- Tak, chcę zostać tutaj. Więc pewnie czymś powinnam się zająć.

- Wypadało byś czymś się zajęła. Cieszę się że w końcu się przekonałaś do nas.

- Proszę tak nie galopować, do tego to mi jeszcze daleko. Ale chce dać szansę temu miejscu i Daryl zostaje więc ja też.

- Ciesze się - podniosła się - jutro zapraszam od rana , pokażę Ci wszystko i wytłumaczę.

- Dobrze - przytaknęłam - do zobaczenia.

Przed jej domem czekał na mnie Daryl.

- A Ty co? - spoglądałam na niego.

- Czekam żeby złapać tornado - uśmiechał się szeroko.

- Zamorduje Cię normalnie - podeszłam do niego.

- Poszło wszystko po Twojej myśli? - dotknął mojej dłoni.

- Tak - splotłam nasze palce - jutro od rana zaczynam.

- Świetnie, to ja mogę zająć się motocyklem?

- Od kiedy Ty mnie pytasz o zdanie?

- Nie zapytasz się źle, zapytasz jeszcze gorzej - fuknął.

- Nie poznaje Cię - spojrzałam na niego.

- Pf - fuknął.

Zaśmiałam się i pocałowałam jego ramie. Daryl udał się do Aaron ja natomiast usiadłam przed domem na schodach. 

- Przepraszam - usłyszałam za plecami. 

- Za co tym razem ? - spoglądałam przed siebie. 

- Za to że na Ciebie naskoczyłem. Powinienem spokojnie zapytać i porozmawiać, po prostu bałem się że odejdziesz. - Rick usiadł obok mnie. 

Spojrzałam na niego a potem na Judith, uśmiechnęłam się lekko.

- Temat zamknięty i wyjaśniony więc nie wracajmy do niego. - wzięłam ją na ręce - duża dziewczynka już z Ciebie. 

Mała gaworzyła pod nosem, położyłam ją na złączonych nogach. 

- Teraz pora na was.

- Co masz na myśli ? - spojrzałam na niego.

Poruszał znacząco brwiami spoglądając na dziecko. Zmrużyłam oczy a po chwili dotarło do mnie co miał na myśli.

- Nigdy nie rozmawiałam z Darylem o tym - uśmiechnęłam się lekko - nie rozmawiamy o takich rzeczach, żyjemy z dnia na dzień. Wiesz jaki jest Dixon, pewnie nie w głowie mu takie rzeczy. Po za tym mamy małą Judith. 

Uśmiechałam się do maleństwa, dziewczynka machała rączkami i śmiała się. Oddałam ją ojcu i podniosłam się, udałam się do piwnicy. Obiecałam Darylowi że wyczyszczę jego kamizelkę, wzięłam ją i udałam się na dwór. Zabrałam ze sobą kilka przydatnych rzeczy takich jak szczoteczka, pasta i woda. Usiadłam na schodach i cieszyłam się słońcem, pierwszy raz nie musiałam myśleć i bać się śmierci. Powoli i delikatnie starałam się zmyć brud ze skrzydeł to ta kamizelka była jego znakiem rozpoznawczym i jedyna pamiątka po bracie. Dlatego nie chciałam jej zniszczyć ani naruszyć. Nie udało mi się jej doprowadzić do stanu nowości ale skrzydła z brunatnych zrobiły się szare. Teraz wyglądały o wiele lepiej, uśmiechałam się pod nosem. Resztę dnia pokręciłam się po terenie obserwując wszystko i wszystkich. 

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz