Epilog

1.7K 75 11
                                    

Gdy zobaczył furię w jej oczach uświadomił sobie jak mało o niej wiedział. Jak mało rzeczy potrafił dostrzec podczas wspólnej służby. Bardzo często rozpamiętywał czasy sprzed epidemii, wracał wspomnieniami do wspólnych wart. Do wygłupów w kantynie, do tego jak razem spędzali czas. Ale ona nie dostrzegała w nim kogoś kto mógłby zostać jej chłopakiem. Z czasem odpuścił i pokochał Megan. Uczucia do An zamknął w głębi siebie, schował je przed światłem dziennym. Teraz wiedział że w codzienności wojska zakładała maskę i ukrywała to co naprawdę czuła. A w tym świecie nie musiała tego robić, nie musiała się chować. Przy kuszniku mogła być taka jak jest naprawdę. Błąkający się po jej ustach uśmiech przerażał go, obserwował ją z daleko. Nie miał tylko odwagi co An, Rick, Michonne, Beth i inni. Nie potrafił by wejść prosto w stado tylko po to aby ich wytłuc. Tylko po to aby ochronić to miejsce, po prostu stał w oknie i przyglądał się temu wszystkiemu. Przyglądał się jak raz za razem sztywni lądują w kawałkach na ziemi, jak odcięte głowy giną w tłumie. Grupa zgrabnie poruszała się w kole, stali plecami do siebie i po porostu zabijali. Każde z nich było inne, ale łączyła ich jedna rzecz. Byli rodziną i chronili się nawzajem. Rick nimi dowodził, robił to bardzo dobrze, szli za nim w ciemno. Ufali sobie bezgranicznie choć tak naprawdę pochodzili z innych środowisk, a pewnie i z innych krajów. W tym świecie nie ważne było jakiego pochodzenia jesteś, w jaką religię wierzysz czy też jakie koloru masz skórę. W tych czasach liczyło się to czy potrafisz zaufać ludziom którymi się otaczasz. Czy potrafił byś oddać za nich życie, walczyć do upadłego. On taki nie był, nie potrafił poświęcić się dla sprawy. Pewnie dlatego od samego początku był skoczkiem. Wyjeżdżał na dwu, trzy albo też czterotygodniowe wypady. Tam nie musiał się poświęcać życia dla nikogo, tam jego głównym zadaniem było szukanie. Z zamyślenia wyrwał go warkot silnika, spojrzał w kierunku nadjeżdżającej cysterny. To Sasha, Abraham i Daryl, podjechali samochodem do stawu. To co stało się później było czymś tak nie realnym że gdyby ktoś mu o tym opowiedział to popukał by się w czoło. Staw zapłonął żywym ogniem, okolice rozświetlił blask płomieni. Po kilku sekundach zrozumiał po co to wszystko. Sztywni jak za dotknięciem magicznej różdżki znikali w płomieniach. Ci którzy nie padli od ciosów grupy po prostu znikali. Grupa parła do przodu zostawiając po sobie tylko śmierć. Dopiero nad ranem tak naprawdę wszystko się uspokoiło. Wyszedł na ganek i usiadł na schodach, obserwował jak brązowowłosy podchodzi do An i dotykając jej policzka i ją całuje. Nie zważając na to że jest cała we krwi, że wygląda niczym sztywny. W tym momencie dla nich nie było świata zewnętrznego. Dla niej liczył się tylko on, ten za którego oddała by życie. Czuła jego wargi na swoich, dotknęłam delikatnie jego brzucha. Uwielbiała gdy ją całował, uwielbiała jego dotyk, tak bardzo go pragnęła. Była od niego wręcz uzależniona. Oderwał się od niej i oparł czoło o jej czoło przymykając oczy.

- Kocham Cię jak szalony - wyszeptał.

- Daryl - szepnęła cicho. 

Otworzył oczy i spojrzał w jej pięknie niebieskie źrenice. 

- Jesteś tym jedynym - przygryzła dolną wargę. 

Bez ostrzeżenia wpił się w jej usta, nigdy nie liczył na to że jakaś kobieta skieruje do niego takie słowa. W tym pojedynku to serce wygrało, serce pokochało ją z całej swojej siły. Objął dłońmi jej twarz i całował bez opamiętania. Gdy zabrakło im tchu po prostu ją do siebie przytulił opierając brodę o jej głowę. Mieli siebie, mieli rodzinę i mieli to miejsca. Miejsce które stało się ich domem, ale także klatką. Bo czy tak naprawdę dwie wolne dusze potrafią żyć w zamknięciu ? Czy dwoje ludzi z bliznami przeszłości potrafiło trwać u swego boku ? 





💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙


Tak nastał ten czasy gdy damy An i Darylowi chwilę odpocząć w ich małym prywatnym świecie nim ponownie rzucę ich w okrutny świat zombie. Pozwolę im nacieszyć się swoją obecność. 



🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠🧠

Drodzy czytelnicy, dziękuję wam za to że czytaliście moje wypociny, że znosiliście moje nie zawsze trzymające się kupy rozdziały. Dziękuję za każdy komentarz, za każdą gwiazdkę to napędzało mnie to rozwijania tego opowiadania. Pozwalało mi na oderwanie się od świata rzeczywistego i zatracenie się w fantazji. Na chwilę zostawiam świat zombie, Daryla i An, aby móc zagłębić się w inny świat.


Wrócę jeszcze do Daryla i An. Przecież świat zombie stoi przed nami otworem, jeszcze tak wiele może się wydarzyć. Jednym słowem będzie część druga 😘😘😘😘



Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz