31. Daryl

1.7K 83 16
                                    

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie zobaczyłem. Joe mierzył do Ricka, dwóch trzymało Michonne a jeden zastraszał Carla w samochodzie. Moja nowa grupa napadła moich przyjaciół, to ich tropili od kilku dni. 

- Joe, zaczekaj. 

- Daryl zatrzymałem się na ósemce. 

- Chwila - podszedłem do Ricka.

- Dobrze mamy czas, mów Daryl. 

- Wypuść ich, to dobrzy ludzie. 

- Lou by się nie zgodził, zabili go z zimną krwią. 

- Chcesz krwi, rozumiem - odrzuciłem kuszę na bok - weź mnie. 

- On udusił naszego przyjaciela a Ty mówisz że to dobrzy ludzie. To jedno wielkie kłamstwo.

Jeden z mężczyzn podbiegł do mnie uderzył mnie kolbą broni w brzuch. Zgiąłem się w pół, drugi zaatakował mnie od tyłu. Zaciągnęli mnie za samochód i zaczęli tłuc, w pewnym momencie było mi wszystko jedno. Upadłem na kolana, dłońmi oparłem się o ziemię, miałem dość. Najpierw straciłem An potem Beth, nie zasłużyłem aby żyć. Przestałem walczyć, kopali mnie w brzuch i po całym ciele. Gdy byłem na skraju wytrzymałości wszystko ustało, podniosłem głowę. Dwóch mężczyzn leżało obok mnie już martwych. 

- Wszystko ok ? - uklękła przy mnie Michonne.

- Mhm - mruknąłem i usiadłem opierając się plecami o samochód. 

Wytarłem krew z ust rękawem koszuli, oddychałem płytko. Byłem cały obolały, Rick usiadł obok mnie. Spojrzałem na jego twarz, byłą cała we krwi. Wyciągnąłem z kieszeni bandanę, polałem ją wodą i podałem mu. 

- Nie marnuj wody - spojrzał na mnie. 

- Nie wiesz jak wyglądasz, przetrzyj twarz. - spoglądałem w ziemię - nie wiedziałem co to za jedni. 

- Jak trafiłeś do ich grupy ? - spoglądał na mnie. 

- Uciekłem z więzienia z Beth.

- A An ? 

- An wymyśliła że mam zabrać Beth bo ona sama nie przeżyje, gdy uciekaliśmy ona nas osłaniała. Umówiliśmy się że spotkamy się w jej domu, w tym samym którym byliśmy we dwoje. Po trzech dniach udało nam się z Beth tam dotrzeć ale jedyne co znaleźliśmy to dwóch martwych mężczyzn i jej ostrze - wyciągnąłem je z kieszeni.

- Czyli była tam i czekała na Ciebie. 

- Owszem, ale coś musiało się wydarzyć. Szukaliśmy jej po okolicy, potem po dalszej. Tak się zatraciłem w poszukiwaniach że straciłem również Beth. 

- Nie żyje ? 

- Żyje ale przepadła. Potem oni mnie znaleźli, wiedziałem że są źli ale mieli swój kodeks. Prosty, był głupi ale zawsze coś. 

- Byłeś sam. 

- Szukali jakiegoś faceta ale gdybym wiedział że to o Ciebie chodzi to zrobił bym wszystko by ich zmylić. 

- To nie Twoje wina. Liczy się to że jesteś z nami i tylko to - chwilę się zawiesił - Jesteś dla mnie bratem. 

Spojrzałem na niego i pokiwałem lekko głową. Byłem mu wdzięczny z to co powiedział, podbudowało mnie to trochę. Teraz byłem świadomy tego jak bardzo ważny jestem dla nich. 

- Nie martw się o An, da sobie radę. Może jest w Terminusie i tam się znajdziecie, wszystko się ułoży jakoś - podniósł się - właź do samochodu, musimy odpocząć. 

Pokiwałem głową i podniosłem się. Obracałem w dłoni ostrze Any i myślałem o tym co się tam musiało wydarzyć. Nie znalazłem żadnego jej śladu dalej niż na trawniku przed domem. Potem tylko świeże ślady opon na drodze. Ktoś ją musiał zabrać i na pewno nie w przyjaznych celach. Obgryzałem skórkę palca wskazującego spoglądając na ostrze. Tak bardzo chciałbym móc przytulić ja do siebie i poczuć jej usta na swoich. Zerknąłem we wsteczne lusterko, Michonne opierała głowę o ramię Ricka, a Carl spał na ich kolanach. Wysiadłem z auta po cichu, krążyłem po drodze myśląc. Najpierw straciłem An, a potem Beth. Miałem jej pilnować, chronić by nic się jej nie stało. Nawet nie zauważyłem kiedy Michonne wysiadła z auta. 

- An Cię znajdzie, ona żyje rozumiesz ? - spoglądała na mnie. 

- Jakim jestem facetem skoro nie potrafię ochronić własnej kobiety co ? Nie zasłużyłem na nią, powinienem zostać tam z nią, a nie uciekać jak szczur. 

- An wiedziała że sobie poradzi sama, zadbała o to aby Beth była bezpieczna. Zadbała o swoją rodzinę, wiedziała co robić. 

- A ja i tak zawiodłem, straciłem Beth - usiadłem na ziemi. 

- Znajdziemy ją, udamy się najpierw do Terminusa, może tam coś znajdziemy jeśli nie, będziemy szukać dalej - uklękła przede mną - znajdziemy je obie i resztę grupy. 

Rano ruszyliśmy do Terminusa, trzymałem się za Rickiem, Carlem i Michonne. Nie miałem ochoty na rozmowę, przybiła mnie strata Beth. Moje ciało nadal odczuwało skutki nocnej bójki, pod prawym okiem zaczęło mi wychodzić wielkie limo.  


Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz