51. Ana

1.4K 76 14
                                    

Jessie zabrała mnie do swojego garażu, miałam tam mały salon fryzjerski.

- Siadaj proszę - uśmiechała się przyjaźnie. 

- Niezły arsenał fryzjerski - usiadłam tak jak prosiła.

- Poprosiłam raz skoczków o przywiezienie kilku rzeczy fryzjerskich jak będą w jakimś sklepie, no cóż stanęli na wysokości zadania. W dzisiejszych czasach nikt nie zabiera takich rzeczy, a nam się przydają. Rozumiem że chciałabyś kolor niebieski na włosach ?

- Jeśli jest taka opcja to tak, zawsze taki miałam choć w wojsku ganiali mnie za to. 

- Byłaś żołnierzem ? - szykowała farbę. 

- Tak - pokiwałam głową. 

- Ścinamy ? - rozplotła mój warkocz.

- Skracamy, takie długie przeszkadzają w walce. 

- Do ramion ? - przeczesała je palcami. 

- Do łopatek, nie krócej. Muszę mieć możliwość związania ich w kucyk by nie przeszkadzały zbytnio.

- Od zawsze jesteś taka praktyczna ?

- W tym świecie inaczej się nie da. 

- Teraz jesteście tutaj, bezpieczni.

- Zobaczymy jak długo - fuknęłam - nie chce rozmawiać. Możemy to zrobić w ciszy ?

- Pewnie.

- Dziękuję. 

Siedziałam w ciszy, nie chciało mi się z nią rozmawiać. Oni wszyscy nie mieli pojęcia o tym jak niebezpiecznie jest za płotem. Nie musieli zabijać po to aby samemu przetrwać, ja to robiłam i nigdy nie zapomnę tych twarzy. Nie zapomnę min ludzi który nie wiedzieli co się dzieje i uciekali w popłochu przed tymi którzy się przemienili. Zamknęłam oczy aby nie uronić kolejnej łzy, nie chciałam już płakać. Blondynka najpierw nałożyła mi na włosy rozjaśniacz. Deanna przechodziła obok, zatrzymała się i spojrzała na mnie. 

- Widzę że się integrujesz - uśmiechała się radośnie. 

- Można to tak nazwać - spoglądałam na nią. 

- Wiem że nie jesteś do nas przekonana, że nam nie ufasz. Rozumiem Cię, widzę ile dla Ciebie i dla Twojego męża znaczą Ci ludzie. Wczoraj na własne oczy widziałam tą więź, zrozumiałam kim dla siebie jesteście. 

- Po pierwsze nie jesteśmy z Darylem małżeństwem. Po drugie i co w związku z tym ? Liczysz na to że będę Cię ubóstwiać ponad wszystko ? Że będę Ci dziękować za to że nas przyjęłaś ? Nie jestem Rickiem, co byś nie zrobiła ja Ci nie zaufam. 

- Choć jesteś porywcza i wybuchowa ja Ci ufam. Jeśli zdecydujecie tutaj zostać na stałe chciałabym abyś zajęła się organizacją wart, abyś przeanalizowała nasze zabezpieczenia i kontrolowała to kogo przyjmujemy. Kto jest bezpieczny a kto nie, chciałabym abyś stała się naszą głową ochrony. Dam Ci dwa dni, jeśli do tego czasu nie zmienisz decyzji będziesz musiała opuścić to miejsce, sama. Jeśli oni będą chcieli zostać to Ty znikniesz w nocy. Zrozumiałaś ?

- Czy Ty mnie zastraszasz ?  

- Nie, ja chce Ci uświadomić że nie możesz decydować za nich wszystkich. Rick ma dwójkę dzieci, powinien zapewnić im bezpieczeństwo. Michonne jest zmęczona tym co się dzieje, zresztą jak większość Twojej grupy. Nawet Pan Dixon zaczyna się łamać. Dziś wieczorem organizowane jest przyjęcie z okazji waszego przybycia, chciałaby abyś dołączyła do nas. 

- Nie sądzę - pokręciłam głową. 

- Nalegam - fuknęła i odeszła. 

Po ponad dwóch godzinach moje włosy były dużo krótsze i bardzo niebieskie. 

- Dziękuję - spojrzałam na blondynkę. 

- Deanna nie jest zła, musi trzymać wszystko w ryzach bo inaczej to wszystko by się rozpadło. 

Uśmiechnęłam się lekko.

- Nie mówcie mi jak mam żyć nie wiedząc co dzieje się na zewnątrz - pokręciłam głową - jeszcze raz dziękuję. 

Ruszyłam w stronę budynku w którym aktualnie mieszkaliśmy. Daryl dalej siedział na barierce tarasu i czyścił kuszę. Poprawiłam lekko włosy, spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się lekko. 

- Ładnie wyglądasz, tak inaczej - mruknął. 

- Dzięki - uśmiechnęłam się lekko i weszłam do domu. 

Nie zwracałam uwagi na słowa ludzi, udałam się prosto do piwnicy. Zeszłam po schodach, zapaliłam światło. Piwnica jak piwnica, ważne by nie było szczurów i aby było na czym spać. Usiadłam na ziemi i oparłam się plecami o kanapę, spoglądałam na szafkę stojącą przy ścianie.    

Who are you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz