Theo stał opierając się o płot otaczający posesję Dunbara. Wargami przytrzymywał papierosa, a rękę wyciągał z kieszeni tylko wtedy, gdy musiał strzepnąć żar. Było mu zbyt zimno, żeby cały czas trzymał dłoń poza ciepłą kieszenią bluzy. Za to dym rozgrzewał go od środka, dlatego w chłodne dni papierosy potrafiły być dla niego wybawieniem.
Nie wchodził do domu Liama, bo chłopak - chyba cudem - wstał na czas i zaraz miał do niego wyjść. Dlatego Theo stał tu tak, co jakiś czas zerkając w stronę wilczaka. Miał wrażenie, że ten pies bez problemu zdołałby przeskoczyć płot, który sięgał dziewiętnastolatkowi do łokcia.
Raeken zaciągnął się, wypuszczając dym nosem. Chmura była jeszcze większa niż zazwyczaj, bo sam jego oddech zamieniał się w parę, która mieszała się z właściwym dymem.
Przez krótki moment myślał nad tym, co mogło stać się jego matce. Przez dystans emocjonalny nie do końca się tym interesował, bo nawet nie widział w tym większego sensu. Nie zamierzał jechać do szpitala, ani tym bardziej przejmować się tym, za ile wróci. Bo w domu i tak zachowywał się, jakby jej nie było. Zresztą z wzajemnością.
Jednak, gdy tak stał, zastanawiał się jakie jest prawdopodobieństwo, że jeszcze dziś pasywność odwidzi się jego ojcu. Kiedy wczoraj wrócił ze szpitala, Theo ze swojego pokoju słyszał jak mężczyzna po prostu idzie do swojej sypialni, jakby jego nie było w domu.
Nastolatek pamiętał kilka sytuacji, kiedy jego ojciec czasami specjalnie wołał go na dół, by uderzyć go pod byle pretekstem. Brunet nigdy tak naprawdę nie wiedział czy wówczas mężczyzna miał po prostu takie widzimisię, czy miał gorszy humor i musiał się na czymś wyładować. Dlatego podobnej sytuacji Theo spodziewał się wczoraj.
Zaciągnął się.
Jednak ojciec też dziś rano nie zwrócił na niego uwagi, choć kiedy Theo się obudził, to mężczyzny prawdopodobnie nie było nawet w domu. Młody Raeken specjalnie się nad tym nie zastanawiał, tylko po prostu jak najszybciej wyszedł z domu.
I teraz stał przy posesji Liama, zastanawiając się jak bardzo ryzykowny może być powrót dziś na noc. Choć z drugiej strony pocieszał się myślą, że w razie czego miał przecież tabletki. Pomimo, że to nie zmieniało tego, jak okropnie będzie się czuł podczas samego pobicia.
Odwrócił się w stronę budynku, gdy usłyszał otwierane drzwi. Zauważył jak matka Liama jeszcze poprawia mu kurtkę i mówi coś do niego. Potem, gdy Dunbar wreszcie zszedł z ganku, Theo uprzejmie skinął kobiecie głową na przywitanie, na co odpowiedziała mu tym samym.
- Musisz palić? - spytał niezadowolony Liam, kiedy skierowali się w stronę przystanku.
- O co ci chodzi? - odpowiedział, gdy musiał wyciągnąć papierosa z ust, by strzepnąć żar.
- Rodzice nie lubią fajek - wyjaśnił blondyn monotonnym głosem. - A mama cię przed chwilą widziała.
- Jestem pełnoletni - stwierdził i zaciągnął się ostatni raz, po czym wyrzucił peta do śmietnika, który mijali. - Nic im do tego.
- Chodzi o to, że zadaję się z tobą - wymamrotał Liam, kopiąc jakiś kamyczek.
- I co, ściągnę cię na złą drogę? - parsknął. - W życiu trzeba spróbować wszystkiego. Poza dragami. Chyba, że ktoś lubi na ostro, ale to już inna bajka.
- Możliwe - rzucił niezainteresowany blondyn. - Tylko nie pal następnym razem.
Theo z rozbawieniem pokręcił głową, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
- Też byś się tak śmiał, gdyby twoi rodzice dowiedzieli się, jakich masz znajomych? - spytał sarkastycznie Liam.
Nie wiem czy w ich obecności w ogóle umiem się uśmiechnąć - prychnął w myślach. Jednak w odpowiedzi tylko spojrzał na młodszego z politowaniem. Dalej szli w ciszy, przerywanej tylko przez szum czasami przejeżdżających samochodów.
CZYTASZ
Pain In Your Soul |Thiam AU|
Fanfiction[Human AU - opowiadanie nie ma nic wspólnego z fabułą serialu, tylko postacie i miejsca są zapożyczone! Tylko ludzie i ludzkie problemy] [Pierwsze rozdziały są dość żenujące, a przez to też potrzeba cierpliwości do niektórych postaci Enjoy.] Siniaki...