Rozdział 1

2.5K 154 268
                                    

Brunet, ze swoim lunchem, opuścił stołówkę. Prawie nigdy nie jadał w tej wiecznie zatłoczonej sali.

Unikając najbardziej uczęszczanych korytarzy, trafił wreszcie na schody. Schody prowadzące na dach szkoły.

Wyciągnął z kieszeni swoje klucze i wybierając ten odpowiedni, otworzył drzwi. Swobodnie wyszedł na dach, zamykając je za sobą. Jak zwykle, oparł się o ścianę, tackę układając sobie na kolanach.

Już miał zabrać się za jedzenie, kiedy usłyszał otwieranie tych samych drzwi, przez które sam wszedł.

- Czy to nie jest najlepsze w życiu "A nie mówiłem"? - odezwał się woźny, siadając obok nastolatka.

Mężczyzna w zielonym uniformie pracowniczym był o wiele starszy od bruneta. Zielonooki nigdy nie pytał o dokładny wiek, ale obstawiał, że woźny ma około czterdzieści lat.

- Błagam cię, Deucalion, odpuść - nastolatek przewrócił oczami, zabierając się za jedzenie.

Sam nie pamiętał, kiedy przeszli na "ty". Znali się odkąd dziewiętnastolatek rozpoczął naukę w tym liceum.

- Mówiłem ci, żebyś bardziej się przykładał, synu - starszy nie mógł pozbyć się tryumfalnego uśmiechu.

Zwracał się tak czasami do młodszego, jednak nie było pomiędzy nimi żadnego pokrewieństwa. A Theo nie zwracał na to większej uwagi.

- Tak tak, miałeś rację, jak zwykle - kolejny raz przewrócił oczami.

- Nie miałeś przypadkiem oddać mi kluczy na dach, po tamtym roku? - Deucalion uniósł brew, lustrując młodszego wzrokiem. - Nie ładnie, Raeken.

- Wiedziałem, że nie zdam, więc nie widziałem w tym sensu, skoro i tak potem przyszedłbym po niego - wzruszył ramionami.

Znajomość Theo z Deucalionem była opłacalna dla młodszego. To właśnie on dał mu klucze na dach do dorobienia. To właśnie on cztery lata temu zainterweniował, kiedy chłopak wpakował się w bójkę sam przeciwko trójce starszych od siebie. Krótko mówiąc, gdyby nie on, dla bruneta mogło to się skończyć o wiele gorzej.

Raeken czasami też miał wrażenie, że nauczył się od niego więcej niż od własnego ojca.

- A widzisz sens w czymkolwiek? - Deucalion uniósł brew, patrząc z rozbawieniem na bruneta.

- To już inna sprawa - westchnął młodszy, kończąc swój lunch.

Odłożył tackę na bok, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.

- A jak tam twoje papiery rozwodowe? - Theo zmienił temat, częstując woźnego papierosem.

- Sprawa prawie zakończona - odpowiedział, podpalając tytoń.

- A prawa rodzicielskie? - Raeken zaciągnął się, po chwili uwalniając dym z płuc.

- Wygryzła mnie totalnie - prychnął starszy, ze słyszalną irytacją. - Zresztą dzieciaki nawet nie chcą mnie widzieć.

Theo nic nie odpowiedział. Po prostu siedzieli tak na tym dachu, co jakiś czas strzepując żar swoich papierosów i rozmyślając o własnych sprawach.
       

***

       
Brunet przeszedł przez furtkę, wchodząc na posesję i po chwili znalazł się przed drzwiami domu.

Nie różnił się od pozostałych z ulicy. Niewysoki, jednorodzinny, z przydzieloną działką. Jedynie szaro-niebieska elewacja budynku wyróżniała się od sąsiednich, które akurat były białe.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz