Rozdział 60

1.7K 101 566
                                    

Z klubu wyszli nieco bardziej pijani niż tydzień temu. Zimny, piątkowy wieczór nie przeszkadzał Liamowi w tym, by uparcie trzymać Luke'a za rękę. On sam też nie protestował, alkohol i wzajemny dotyk rozgrzewał od środka, przynajmniej tak czuł Liam. Nie było źle, choć szli w ciszy i pośród mroku, to błysk latarni ulicznych komponował się wraz z równie zżółkłymi i pomarańczowymi liśćmi, walającymi się po chodniku. W drugim tygodniu listopada niektóre drzewa były już gołe, inne jeszcze w odcieniach brązu. To Liam widział tylko przy mijanych snopach światła. Z góry przyświecał im księżyc, a auta sunące z rzadka po ulicy obok tylko psuły mu widok. Przeszedł go dreszcz, kiedy przypomniał sobie błysk reflektorów tuż przed wypadkiem Masona. Nie chciał o tym myśleć, więc spojrzał na Luke'a, on również wydawał się obserwować to, co ich otaczało.

– Możemy przejść na skróty. – Starszy wskazał ręką park słabiej oświetlony niż chodnik, którym szli.

Liam nie odpowiedział, pociągnął go tylko i wszedł w alejkę. Żwir zachrzęścił pod ich butami, przerywając ciszę, która panowała wokół. Potem dołączył do tego szelest deptanych liści i szum ich resztek w górze, poruszanych na słabym wietrze. Dunbar poczuł jak Luke potarł kciukiem jego dłoń. Uśmiechnął się i odwzajemnił gest, jednak nie spojrzeli przy tym na siebie. Szli dalej, niespiesznie, równo obok siebie. Liamowi naprawdę odpowiadała obecność chłopaka. Polubił ją, czuł się przy nim spokojny, z poczuciem, że właśnie tak ma być. Luke go rozumiał, szanował jego zdanie i potrafił wesprzeć, kiedy było trzeba. Rozumieli się też dość dobrze, a to oczarowanie i jakiś odsetek promili w jego krwi, nasuwały mu myśl, że nie potrzebuje nikogo i niczego innego do szczęścia.

No, może poza jednym. Wyplótł dłoń i sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki. Zignorował zdezorientowane spojrzenie Luke'a, który przystanął razem z nim. Liam wyciągnął papierosy i zapalniczkę, nie pamiętał kiedy ostatnio palił.

– No co ty, bello.

Dunbar dosłyszał się dezaprobaty w jego głosie i chyba tylko dlatego zatrzymał nieodpaloną używkę w połowie drogi do ust.

– No co?

Nim się zorientował, papieros zniknął z jego palców, tak samo jak paczka i zapalniczka z drugiej dłoni.

– Nie będziesz przy mnie truć się tym syfem – oznajmił Luke, chowając po kieszeniach własności Liama.

– Ale ja chcę zapalić – fuknął, marszcząc brwi. Niewiele brakowało, a tupnąłby nogą, na tyle gwałtowną irytację wywołał w nim starszy. Złożył ręce na piersi i patrzył na chłopaka, nieco zadzierając głowę.

– Mam coś lepszego.

Nim zdążył zrozumieć, co Luke ma na myśli, poczuł jego dłonie na swoich policzkach i zaraz potem ciepłe usta łączące się z jego. Liam odruchowo przymknął oczy i ze złości, przygryzł w odwecie wargę starszego. Chłopak syknął, ale wciąż próbował nadać zbliżeniu typowej dla siebie powolności. Wkrótce jego usta całkowicie pochłonęły uwagę Liama. Bo kiedy Luke go całował, Dunbar zapominał o całym świecie. Poddawał się temu powolnemu rytmowi, jakie nadawały wargi chłopaka. Jego usta smakowały słodkim alkoholem z drinków, jakie pili tego wieczoru. Całowali się tak spokojnie, subtelnie, żaden z nich ani razu nie użył języka. To sprawiło, że do myśli Liama przebił się Theo. Sposób w jaki on całował był zupełnie inny, bardziej stanowczy, może trochę agresywny. Luke robił to inaczej, delikatnie, jakby ostrożnie. Po prostu przyjemnie.

Poza ich złączonymi ustami, do świadomości Liama przebił się szum przejeżdżającego samochodu po ulicy, od której przyszli. Dotarły do niego też kroki, na których dźwięk od razu przerwał pocałunek i odsunął się od Luke'a. Rozbieganym wzrokiem spojrzał na koniec alei, z którego przyszli, tam z wolna przesunęła się sylwetka osoby, która przeszła obok ścieżki. Odetchnął i przeczesał ręką włosy, przestępując z nogi na nogę. Jednak wolałby papierosy od buziaka.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz