Rozdział 64

1.6K 103 312
                                    

Jeszcze tego samego dnia, w poniedziałek, po powrocie do domu Raekena dopadły pierwsze objawy odstawienne. Wystarczyło, by wszedł na ich piętro z zakupami, jakie zrobili na ten tydzień, i bicie jego serca zgubiło swój prawidłowy rytm. Do tego doszły duszności, podobne do tych, jakie miewał na siłowni po zmniejszeniu dawki. Trudno było mu uspokoić oddech, po raz kolejny miał wrażenie, że udało mu się to tylko dlatego, że wyobraził sobie Liama, który mówi do niego spokojnym głosem.

- Naprawdę musimy robić ten detoks? - jęknął Theo, błagalnym wzrokiem patrząc na Deucaliona, który robił im kolację.

- Tak, synu, musimy - odpowiedział łagodnie. - Wziąłem już wolne na ten tydzień, ty zresztą też, no i zgodziłeś się. Będziesz chciał zmienić zdanie jeszcze pewnie parokrotnie, bo odzywa się twoje uzależnienie psychiczne. 

- Nieprawda - fuknął Theo. - Po prostu głowa mnie już tak cholernie boli.

Mężczyzna zaprzestał swojej czynności i podszedł do niego, pokrzepiająco układając dłonie na jego ramionach.

- Nie będę cię okłamywać i powiem wprost, że będzie gorzej. Ale wyjdziesz z tego, synu, bo nie chcesz, żeby cię to kontrolowało, prawda? - Theo skinął głową, nie patrząc mu w oczy. - A ja ci w tym pomogę. Rozmawiałem ze specjalistą, powiedział mi co i jak. Całe szczęście, że nie zacząłeś brać czegoś mocniejszego. 

- Derek wyszedł z gorszego syfu - zastanowił się na głos Theo.

- Detoks to nie koniec leczenia uzależnienia - zaznaczył Deucalion. - Ale to jeden z najważniejszych procesów w tym wszystkim, dlatego nie możemy go sobie odpuścić.

Theo wcale nie był pocieszony, upewnił się tylko w tym, że już nie cofnie swojej impulsywnej decyzji. Wielokrotnie potem tego żałował, stał się jeszcze bardziej drażliwy, a ból głowy tylko się nasilił. Mimo to siedział z Deucalionem, po kolacji znaleźli pierwszy odcinek jakiegoś serialu w telewizji.

- Ale skoro zostajemy w domu do końca tygodnia, to co z Alexem? - Theo spojrzał na mężczyznę zaniepokojonym wzrokiem.

- Powiem mu, że ten weekend nam odpada. - Wzruszył ramionami. - Nic się nie stanie. Wiem, że niekomfortowo czułbyś się, gdyby miał tu przyjechać. 

- Ale przecież to twój syn, a ja...

- Ty też jesteś dla mnie synem, Theo. Już ci to mówiłem.

Tak jak wtedy, tym razem do Raekena także to nie dotarło. W głowie miał swoje ostatnie spotkanie z ojcem i to, że nie zasłużył na nic lepszego. Choć teraz to tak go nie dobijało, to wciąż siedziało mu w głowie. Jednak ból skutecznie rozpraszał jego myli. Automatycznie chciał sięgnąć po jakieś leki, najlepiej te, które miał odstawić. Kusiły go niemiłosiernie, bo w końcu przeszłyby mu objawy. Zaczynał bać się tego, na co sam się zgodził. I tylko ten głupi odcinek, który razem oglądali i komentowali pozwalał mu nie tracić zmysłów.

     
***
     

W nocy obudził go ból głowy, a suchość w ustach i cierpki język sprawiły, że poczuł się jak na kacu. Ciężkim kacu, tak mocnym, że chyba pierwszy raz taki przeżywał. Pomyślał o alkoholu, zaraz po tym o tabletkach. Tak cholernie ich potrzebował. Spróbował ugasić pragnienie, jednak kolejne łyki wody tylko potęgowały ból głowy. Otworzył okno na oścież, spocił się pod tą kołdrą. Wyszedł z pokoju, światło z salonu raziło jego oczy, ale przyciągało, bo wiedział, że tam siedzi Deucalion. Dźwięki z telewizora były dla niego zbyt głośne. Mrużył oczy, sam nie wiedział czy ze światła, czy z tego napięcia jakie miał w głowie.

- Deuc, mogę coś na ból? - jęknął, opierając się o framugę. Wciąż było mu cholernie gorąco. Momentalnie przypomniało mu się, w której szafce Deucalion trzyma różne leki.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz