- Theo.
- Theo.
- Nawet mnie nie wkurwiaj, Raeken - Derek cały czas szturchał ramię śpiącego dziewiętnastolatka.
- Mh? - brunet przewrócił się na drugi bok, chowając twarz w poduszkę.
- Jakim cudem, śpiąc w swoim pokoju, wstałem przez twój pieprzony budzik, a ty masz go pod nosem i nie potrafisz nawet ruszyć się, żeby wyłączyć to cholerstwo? - mówił Hale, w następnym momencie sięgając po telefon młodszego i wyłączając grającą melodię.
- Takim cudem, że masz dobry słuch i łatwo cię obudzić - wymruczał Theo i uśmiechnął się, bo doskonale wiedział, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał szatyn. Przeciągnął się na łóżku, następnie podnosząc do siadu.
- Miałeś to przełączyć na inną godzinę - warknął piwnooki, ze złożonymi rękoma obserwując poczynania chłopaka. - Przecież mówiłem wczoraj, że cię podwiozę do pracy i nie trzeba wstawać o szóstej. W weekend - Derek mówił z wyrzutem, podkreślając ostatnie słowo. - A ty przytaknąłeś.
- Przynajmniej mamy więcej czasu - brunet jak gdyby nic, wzruszył ramionami, wstając z łóżka.
Założył swoje spodnie, następnie rozglądając się za koszulką, którą gdzieś zostawił.
- Kiedy pozwolisz mi wreszcie coś zrobić? - słysząc Dereka, zielonooki z zaskoczeniem spojrzał w jego oczy, w których zobaczył zmartwienie wymieszane z zaciętością.
I dopiero po chwili uświadomił sobie, o co chodzi. Teraz, rano, ból pleców nieumyślnie zignorował. Wcześniej, dzięki tabletkom, zapomniał o siniakach po poniedziałkowej kłótni z ojcem. Domyślał się, że większość śladów już zniknęła, bo w końcu była niedziela, jednak parę siniaków musiało zostać.
A Derek właśnie je zauważył.
Theo włożył ręce do kieszeni. Najpierw nieświadomie spuścił wzrok, a następnie odwrócił głowę w przeciwną stronę, wyglądając przez okno.
Nie wiedział co odpowiedzieć szatynowi.
- Nie sądzisz, że to zaszło już trochę za daleko? - Hale uniósł brew, choć zielonooki nie mógł tego zobaczyć. - W środę prawie nie mogłeś się ruszać. Co będzie następnym razem? Połamie ci rękę?
Raeken zacisnął szczękę.
Prawda była taka, że starał się nie myśleć o tym wszystkim. Zawsze skupiał się na tym, co może zrobić, żeby po kłótni funkcjonować normalnie. Bo za każdym razem, kiedy myślał o swojej sytuacji czuł, że to wszystko go przytłacza.
Dlatego nienawidził, kiedy szatyn poruszał ten temat.
Stał, nieświadomie nieco przygarbiony, jednocześnie unikając kontaktu wzrokowego. Już nie patrzył przez okno, teraz błądził spojrzeniem po podłodze, łóżku i wszystkim innym niż osoba Dereka.
- Theo.
Brunet poczuł ucisk w okolicy żołądka. Doskonale wiedział, że piwnooki czeka na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony.
- Wiesz, że mogę...
- Tak, wiem - warknął, przerywając starszemu. Nie podniósł na niego wzroku.
Czuł się zapędzony w róg, miejsce bez wyjścia. I pomimo, iż wiedział, że Derek jest po jego stronie, zaczynał panikować. A jego reakcją obronną była agresja, o czym Hale mógł się niejednokrotnie przekonać.
- Nie musisz mi wiecznie przypominać, że mogę na ciebie liczyć, cholera, wiem o tym i to doceniam, ale po prostu... - urwał, już trochę spuszczając z tonu. Wolno podniósł zmęczony wzrok na szatyna. - Po prostu nie wtrącaj się. Tak jak była umowa.
CZYTASZ
Pain In Your Soul |Thiam AU|
Fanfiction[Human AU - opowiadanie nie ma nic wspólnego z fabułą serialu, tylko postacie i miejsca są zapożyczone! Tylko ludzie i ludzkie problemy] [Pierwsze rozdziały są dość żenujące, a przez to też potrzeba cierpliwości do niektórych postaci Enjoy.] Siniaki...