Rozdział 29

1.9K 124 519
                                    

Raeken wyłączył od razu budzik, kiedy tylko zaczęła grać melodia. Opadł z powrotem na poduszki, wlepiając mętny wzrok w sufit. Środa przyszła Theo stosunkowo szybko. Za szybko. Nie miał ochoty wstawać z łóżka, najchętniej zamknąłby się w swoim pokoju, nie dając znaku życia. Przetarł twarz dłońmi, karcąc się za to prymitywne myślenie.

Musiał wstać i iść do szkoły. Musiał znowu wieczorem pójść do pracy. Musiał dalej funkcjonować. Leżał w bezruchu wiedząc, że jego rodzice jedzą śniadanie na dole w kuchni. Słyszał ich rozmowę, jednak nie potrafił wyłapać żadnych słów.

Po chwili usłyszał śmiech swojego ojca.

Theo nie potrafił tego zrozumieć. Mężczyzna zdawał się żyć normalnie i nienawidzić tylko swojego syna. Dokładnie tak, jakby obwiniał go za to, co się stało. I kolejny raz podczas ostatnich kilku lat Theo zastanawiał się, jakim cudem to wszystko tak się potoczyło. Pamiętał czasy, kiedy byli normalną rodziną.

Szczęśliwą.

Wzdrygnął się, słysząc trzask drzwi, z jakim zawsze wychodził jego ojciec. Podniósł się wreszcie do siadu, przecierając twarz dłońmi. Stanowczo się nie wyspał, jednak dzisiaj przynajmniej nie było treningu, tak jak wczoraj. Kochał lacrosse'a, ale nie był w stanie grać z zaangażowaniem, kiedy nie miał energii ani ochoty na nic.

Wreszcie wstał z łóżka i znalazł swoje joggery, które od razu założył. Chwilę później już ubrał koszulkę oraz bluzę. I dopiero zorientował się, że plecy przestały go boleć. Nieznacznie uśmiechnął się pod nosem i założył szkolną torbę na ramię. Przynajmniej nie musiał już brać tabletek, których zostało mu stosunkowo niewiele. A był przecież dopiero początek miesiąca.

Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z każdym stopniem, gdy schodził po schodach, jego nieznaczny uśmiech malał, aż w końcu kiedy stanął w przedpokoju na parterze, jego twarz była wyparta z jakichkolwiek emocji.

Nawet nie spojrzał na matkę. Jak zawsze, po prostu założył buty i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.

Parę minut później już przechodził przez ulicę, w oddali widząc przystanek.

Szedł wolno, z każdym następnym krokiem czując coraz większą niechęć do czegokolwiek. Powiewał chłodny wiatr, przez który mimo wszystko brunet schował ręce do kieszeni swojej bluzy.

W myślach starał sobie ułożyć plan na dzisiejszy dzień. Musiał spotkać się z Derekiem, potem przekonać Lydię, a na sam koniec zobaczyć się ze Stilinskim.

Szybko przypomniał sobie, ile marihuany dokładnie chciał Stiles. Jednocześnie pomyślał o tym, jak ostatnim razem syn szeryfa kupował pięć gramów.

I wpadł na nowy pomysł.

Przecież mógł kupić od Dereka więcej, niż musiał. Wtedy może ten dzień nie skończyłby się aż tak źle, jak myślał.

Dotarł na przystanek i usiadł na jednej z ławek, wyciągając telefon z kieszeni.

Ja: Spotkamy się wieczorem na trzy godziny?

Nie spodziewał się szybkiej odpowiedzi. Była szósta czterdzieści jeden i szczerze wątpił, by Hale już wstał. Dlatego zdziwił się, kiedy jego smartfon po chwili zawibrował, powiadamiając o nowej wiadomości.

Derek: Czemu?

Theo niemal od razu wyczuł, że piwnooki nie jest zadowolony z tego pomysłu. Mieli ustalone, kiedy się spotykają, czego szatyn rygorystycznie przestrzegał, skutecznie ograniczając młodszemu dostęp do używek.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz