Derek wszedł do kuchni, skinieniem głowy witając się z siostrą, która rozmawiała przez telefon. Nie przysłuchiwał się jej słowom, po prostu zajął się sobą, ignorując jej obecność w pomieszczeniu.
Wyciągnął z lodówki saszetkę z mokrą karmą dla kota, który już łasił się o jego nogi. Otworzył opakowanie i zawartość wycisnął do miski Crow'a, który natychmiast dorwał się do jedzenia. Wyrzucając saszetkę Derek zerknął na siostrę, która rozłączyła się z niemiłym pożegnaniem.
- Kto postanowił spieprzyć ci humor z rana? - zapytał szatyn, biorąc się za wymienianie wody dla kocura.
- Linda - burknęła, odwracając wzrok za okno. Derek nie skomentował tego, tylko odstawił miskę ze świeżą wodą i włączył czajnik.
- Kawy? - zapytał, wyciągając kubek dla siebie.
- Poproszę.
Chwilę trwali w ciszy i mężczyzna zastanawiał się, czy powinien pytać o tę rozmowę. Choć byli rodzeństwem, tak naprawdę zgrani byli tylko za młodu. Sprawy rodzinne podzieliły ich już dawno i osłabiły kontakt między nimi.
Podobnie wyglądało to w przypadku relacji z resztą rodzeństwa. Derek już sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał z Laurą albo młodszymi braćmi i siostrami. Cora z nimi miała częstszy kontakt, choć ostatnimi czasy chyba równie napięty.
- Theo wstał?
- Jeszcze nie - wymamrotał i składając ręce na piersi oparł się o blat, spoglądając w kierunku dziewczyny. - O co chodziło?
- Mówiła, że Peter już dojechał i pytała, dlaczego ja nie przyjechałam razem z nim. Bo "nawet Terry przyleciał z Buenos Aires, a Laura od siebie też wpadła" - wyjaśniła, nie utrzymując kontaktu wzrokowego. - No i pytała czy złożyłam już życzenia matce.
- A o co poszło?
- Zapytała gdzie jestem, więc powiedziałam, że u ciebie. Możesz się domyślić jak zareagowała - tu na moment zerknęła na brata, który prychnął pod nosem.
- Myślałem, że mamy bardziej tolerancyjną rodzinę - rzucił. - Zastanawiam się, jakby zareagowała matka, gdyby ogarnęła jaki zawód ma jej kochany braciszek.
- O Petera się nie martw - prychnęła. - Dobrze wiesz, że chyba tylko Laura i Terry wiedzą o prawdziwym powodzie tego całego syfu. Linda, Tamia i Tony uwierzyli rodzicom.
- Że niby to ja się zbuntowałem? - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Weź mnie, kurwa, nie rozśmieszaj.
- Dziwisz się? - wyrwało jej się, a szatyn zacisnął szczękę, odwracając głowę gdzieś na bok. - Po wyjeździe Laury na studia to ty byłeś naszym przykładem i zawiodłeś. Szanuję cię, Derek, ale po tym co wtedy odpierdalałeś to naprawdę nie dziwię się, że rodzice chcieli cię od nas odciąć. Przecież Terry miał wtedy z szesnaście lat, myślisz, że nie poszedłby w twoje ślady?
- Myślę, że ma, kurwa, swój własny rozum i nie byłem za was wszystkich w stu procentach odpowiedzialny - warknął. - To było cztery lata temu i nadal, kurwa, żyjecie przeszłością? Nic nie biorę, jestem czysty odkąd poszedłem na odwyk, a mimo to zawsze słyszę, że jestem jebanym ćpunem.
- Przypomnij sobie, ile razy okłamałeś rodziców, to może zrozumiesz dlaczego tak jest - skomentowała.
- No oczywiście, zawsze, kurwa, musisz trzymać ich stronę - zacisnął szczękę. - Nie wiem czy zauważyłaś, ale mają tendencję do przesadzania. Myślisz, że dlaczego tak łatwo puścili cię z Peterem? Też nie chcieli, żebyś miała wpływ na resztę.
CZYTASZ
Pain In Your Soul |Thiam AU|
Fanfiction[Human AU - opowiadanie nie ma nic wspólnego z fabułą serialu, tylko postacie i miejsca są zapożyczone! Tylko ludzie i ludzkie problemy] [Pierwsze rozdziały są dość żenujące, a przez to też potrzeba cierpliwości do niektórych postaci Enjoy.] Siniaki...