Rozdział 70

1.4K 77 94
                                    

Theo wysiadł z pociągu. Zirytował się, w tej całej masie ludzi ciężko było rozpoznać kogokolwiek. Do tego poczuł się bardziej obco niż wcześniej, był szturchany przez mijające go osoby, jego irytacja tylko się wzmogła. Musiał zapalić. Sprawdził godzinę, jego pociąg był dosyć opóźniony. Powinien stanąć gdzieś z boku peronu i poczekać, Tyler na pewno zaraz będzie. Ale serce biło mu szybciej na myśl o papierosie. Dłonie to zaciskał w pieści, to zaraz prostował, by jakoś pozbyć się skumulowanej energii, którą złość tylko potęgowała.

– Pieprzyć to – wymamrotał pod nosem i skierował się za innymi ludźmi, w stronę zejścia z peronu.

Poprawił swoją sportową torbę na ramieniu, jeszcze raz ktoś o niego zahaczy, to dostanie w pysk, Theo aż świerzbiła ręka. Zszedł ze schodów i skręcając za róg, wpadł na kogoś. Odepchnął go od siebie automatycznie, już miał komentować, ale jego spojrzenie natrafiło na piwne oczy. Mógł tylko zacisnąć szczękę.

– Gdzie tak się spieszysz? – Uśmiechnął się Tyler. – Mówiłeś, że w razie czego poczekasz na peronie.

– Weź mnie stąd wyprowadź, bo kurwicy dostanę. – Rozglądnął się za wyjściem.

– Coś się stało?

– Nie paliłem przez kilka godzin, zaraz mnie coś rozniesie – warknął i zaczął iść za ludźmi.

– Do wyjścia to w tę stronę. – Tyler złapał go za ramię i pociągnął.

– Weź mnie, kurwa, nie dotykaj. – Strzepnął z siebie jego rękę.

Starszy spojrzał na niego tym samym wzrokiem, którym dwa dni temu mierzył jego reakcję na szturchnięcie łokciem. Theo udał, że tego nie zauważył. Paczkę papierosów wyciągnął jeszcze przed progiem dworca. Za nim odpalił pierwszego, przystanęli i zaciągnął się głęboko. Smak nikotyny pozwolił mu się uspokoić, przymknął oczy. Opuściły go siły, kiedy pomyślał, że miałby rzucić palenie. Potarł skronie. Przecież to będzie cholerne piekło, gorsze od tego, które przeszedł podczas detoksu.

– Zastanawiam się, jak bardzo jesteś uzależniony, skoro tak na ciebie działa trochę czasu bez papierosa.

– Bardzo.

Mimo woli, wspomniał dzień, w którym przez ulewę siedział u Liama. Doskonale pamiętał, jak Dunbar z jego pomocą sięgał po rzeczy swojego taty, z których wyciągnął kilkuletnie papierosy. Uśmiechnął się. Były jednymi z lepszych, które palił.

– Kiedy zacząłeś? – Tyler zadał następne pytanie.

– Jak miałem trzynaście lat.

Starszy pokręcił na niego głową.

– W jakie towarzystwo ty wpadłeś, że się tak stoczyłeś?

Theo dłuższą chwilę bez słowa wpatrywał się w jego oczy. Wkrótce odwrócił wzrok, wciągnął więcej dymu do płuc. W odpowiedzi wzruszył ramionami, gardło miał ściśnięte. Stoczyłeś. Zacisnął szczękę. To określenie całkiem do niego pasowało, jednak pomimo tej świadomości, w pewien sposób poczuł się urażony. Przyłożył papierosa do ust, kolejna dawka nikotyny pomogła mu odzyskać nad sobą kontrolę. Odchrząknął.

– Wtedy chciałem spróbować czegoś nowego. – Znów wzruszył ramionami. – Taki wiek. Najpierw paliłem okazyjnie, potem na stres, bo... – urwał, opamiętał się. – W sumie nie tylko na stres, ale tak mi zostało.

– Dostałeś od tego astmę i dalej akceptujesz, że „tak zostało”? – Uniósł brew.

– Tak i daj mi z tym spokój – oznajmił tonem, dzięki któremu Tyler skończył temat.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz