Rozdział 38

1.6K 125 449
                                    

Theo wyłączył od razu budzik, gdy tylko zaczął dzwonić.

Peter i Cora zajęli dwa ostatnie i jedyne wolne pokoje, dlatego on skończył u Dereka, co zresztą nie robiło mu żadnej różnicy. Jednak nie chciał go obudzić, bo niewątpliwie zdenerwowałby się na niego, gdyby musiał wstawać o szóstej w sobotę. Zresztą w ogóle wolał nie narażać się starszemu - Theo już dawno mentalnie przyznał Corze rację, że szatyn ostatnio jest dość nerwowy. Bynajmniej wczoraj był, a Raeken wiedział, że gdyby chciał, to z łatwością mógłby przypomnieć sobie jeszcze jakieś sytuacje.

Dlatego kiedy wstał z łóżka, obejrzał się przez ramię, by upewnić się, że piwnooki na pewno śpi. Potem - starając się coś dostrzec w półmroku bez zapalania światła - zaczął szukać swoich spodni, a kiedy je założył, koszulkę wziął po prostu w rękę, kierując się do łazienki. Cicho nacisnął klamkę i ostrożnie otworzył drzwi, choć ani razu nie skrzypiały. Wszedł do pomieszczenia, jednak tylko przymknął je, nie zamykając ich do końca. Zapalił światło i mrużąc oczy, podszedł do umywalki, automatycznie od razu też patrząc w lustro.

Najpierw zwrócił uwagę na jeszcze gojące się rozcięcie na łuku brwiowym - i widział poprawę, bo na pewno wyglądało to teraz lepiej niż w dzień, kiedy zostało mu to zrobione - a potem przeniósł wzrok na ślady po duszeniu. Były o wiele mniej widoczne, ale wciąż na tyle, by można było je zauważyć.

O czym przekonał się zresztą, kiedy Deucalion wczoraj zwrócił mu uwagę. I wtedy sam strzelił sobie w kolano, bo jednocześnie w tym samym pomieszczeniu była Cora. Dlatego musiał powtórzyć to samo kłamstwo, co powiedział jej. A wszystko pogarszał fakt, że nic nie mówił Deucalionowi, że bierze udział w walkach.

Więc w tamtym momencie - choć traktował Corę jak własną siostrę - miał ochotę zamordować brunetkę, która wtrąciła się do rozmowy i powiedziała to tak, jakby Deuc o wszystkim wiedział. Problem był w tym, że on nie wiedział o niczym, jeżeli chodziło o Theo. Prawda, może i nastolatek mówił mu o większości rzeczy. Jednak zawsze ukrywał przed nim siniaki. Bo zwyczajnie nie chciał go okłamywać, a wyjawienie prawdy nie wchodziło w grę. Przez co teraz prawdopodobnie w poniedziałek będzie musiał mu się tłumaczyć z czegoś, co było jedną wielką ściemą.
   
  
- Racja, ta ciota na prawdziwym ringu zginęłaby w ciągu trzech sekund.
  
  
Przypomniał sobie słowa Jacksona z dnia, kiedy widział go ostatni raz. I kiedy dostał od niego to, na co zasłużył. Jednak doskonale wiedział, że ten tekst miał w sobie coś z prawdy. Theo potrafił stanąć do walki, ale unikał tego jak ognia. I w większości przypadków, kiedy już do starcia doszło, to albo strach przejmował nad nim kontrolę i nawet nie próbował się bronić, albo robił wszystko, by szybko zakończyć ową bójkę. Choć opcja pierwsza o wiele częściej mu się przytrafiała, czego czasami nie potrafił kontrolować.

Westchnął cicho i zjechał spojrzeniem na swój tors i brzuch, gdzie wciąż widniały siniaki. Niektóre już nieco się podgoiły, choć nie wystarczająco. Plus był jednak taki, że zakres jego ruchu był w miarę normalny i nie tak bardzo bolesny. Dlatego kiedy wyciągnął z kieszeni spodni fiolkę z tabletkami, chwilę tak stał i się zastanawiał.

Brać, czy nie brać? Teoretycznie nie powinien. Miał możliwość ruchu, choć mimo wszystko czuł przy tym wszystkim dość spory dyskomfort. Podniósł nieco pomarańczowe opakowanie by zobaczyć, ile jeszcze zostało mu pigułek. A było ich całkiem sporo, bo przecież cudem udało mu się kupić od Dereka jeszcze jedną paczkę w środku miesiąca.

W końcu dał za wygraną. Miał tego sporo, a przecież jedna tabletka nie zrobi dużej różnicy. Poza tym musiał iść do pracy. A tam nie mógł pozwolić sobie na rozpraszające bodźce. Bo niejednokrotnie przekonał się, jak potrafi działać na niego ból. Choć znał go dobrze, to i tak wciąż nie był w stanie się do niego przyzwyczaić. Ani zawsze ignorować z tą samą efektywnością.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz