Rozdział 35

2K 126 561
                                    

Liam wpatrywał się mętnym wzrokiem w sufit.

Był środek nocy, ale on nie mógł spać. Ani jeść, o piciu już w ogóle nie wspominając. Głowa bolała go od płaczu i od kiedy tylko musiał wyjść ze szpitala, nieprzerwanie towarzyszyła mu niepewność. Niepewność tak dołująca, jakby był już w żałobie.

Na samą myśl, że jego przyjaciel mógłby odejść, blondyn poczuł jak jego oczy zachodzą nowymi łzami.

Widok znowu mu się rozmazał, choć i tak nie widział nic w tej ciemnocie. Nic konkretnego.

W duchu błagał, by Mason nie widział teraz żadnego światła.

Od matki Liam wiedział, że ciemnoskóry jest teraz w stanie śpiączki farmakologicznej. Informacja byłaby może bardziej uspokajająca, gdyby nie fakt, że jak na razie, nikt nie wiedział, kiedy miałby z tej śpiączki zostać wybudzony.

Dunbar skulił się, przekręcając na bok. Bardziej naciągnął na siebie pościel i myślał.

Tak samo jak przez te ostatnie dwa dni. Nie robił nic innego, tylko myślał. Nad tą samą rzeczą, przez bite czterdzieści osiem godzin.

Chłopak pociągnął nosem, a spod jego powiek niekontrolowanie uciekły łzy. Znowu.

Tak bardzo chciałby cofnąć czas. By nie musieli być akurat tam. By nie mogli się pokłócić. By mógł najpierw pomyśleć i zapanować nad nerwami.

Ale zrobił to. Popchnął przyjaciela wprost pod koła samochodu. To była jego wina. Nikogo innego.

Jego. Wina.

Zacisnął mocniej powieki, uderzając pięścią w poduszkę.

Był taki głupi. Przez niego się pokłócili. Przez niego Mason teraz cierpiał. Przez niego Mason teraz walczył o życie.

Schował twarz w poduszkę i płakał. Po prostu znowu płakał i modlił się, by Mason jak najszybciej wrócił do zdrowia. By przeżył.

- Przepraszam, Mase... tak bardzo przepraszam...

Rozpacz odbierała mu oddech i bezczelnie panoszyła się po domu, sercu i okrutnie okaleczonej duszy.

Załkał cicho, wylewając kolejne łzy.

Tak bardzo chciał, żeby znowu razem pojechali do szkoły. Żeby Mason wrócił. Żeby wszystko wróciło do normy.

Ale na ten moment to były tylko marzenia. Jego przyjaciel leżał w szpitalu po operacji, krwotoku wewnętrznym, z połamanymi kilkoma żebrami, ręką i nogą.

Nie było mowy o żadnym powrocie do normy.

Pociągnął nosem, mocniej wtulając się w poduszkę.

- Tak bardzo cię przepraszam, Mase...
   
   
***
   
   
Theo przewrócił się na drugi bok i od razu tego pożałował. Skrzywił się z bólu, chowając twarz w poduszce.

Stanowczo nie cierpiał poranków.

Leżał chwilę nieruchomo, stwierdzając, że łóżko rano jest jakoś tak bardziej wygodne. Właściwie to wszystkie łóżka w domu Dereka były wygodne. Brunet czuł zapach starszego, pomimo tego, że to nie była sypialnia Hale'a.

Po wczorajszym spotkaniu ze Stilesem, z racji późnej godziny Derek pozwolił mu zostać u siebie na noc.

Theo westchnął pod nosem.

Nie czuł się dobrze z myślą, że tak często nocował u szatyna. Na dobrą sprawę, Hale dawał mu wszystko, czego potrzebował, podczas gdy on nie wiedział jak odpłacić się w drugą stronę. I, choć teoretycznie prawda była nieco inna, miał wrażenie, jakby wykorzystywał starszego.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz