Rozdział 43

2.6K 137 1.6K
                                    

Theo + muzyczka w mediach, którą polecam sobie włączyć ^-^

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
       

Theo odpalił papierosa, zaciągając się głęboko.

Szedł przed siebie, a słabe oświetlenie i panujący mrok nieco utrudniały mu rozpoznanie w terenie. Choć tak naprawdę i tak doskonale wiedział, gdzie jest i jak daleko ma do swojego celu. Zmierzał na wzgórze, dzisiejsza noc była praktycznie bezchmurna, a on potrzebował odstresowania. Całe szczęście, jutro już był piątek.

Zaciągnął się nerwowo, poprawiając sportową torbę na ramieniu.

Spotkanie ze Stilesem nie przebiegło najlepiej. Syn szeryfa już któryś raz z kolei podniósł mu ciśnienie, jak zwykle stawiając na swoim. Theo poważnie zaczynał się zastanawiać, czy aby na pewno nadal jest to pożyteczny układ.

Naciągnął bardziej rękaw na rękę, w której trzymał papierosa. Już którąś godzinę chodził bez celu i jego ciało powoli cię wychładzało. Nie wspominając o dłoniach, które miał odrętwiałe od zimna. Mimo wszystko nie zamierzał wracać do domu, ani iść do Dereka. Bynajmniej jeszcze nie teraz.
    

- Zdurniałeś, T? Stiles to syn psa, co ci strzeliło do głowy?

- I dlatego warto jest mieć go po swojej stronie, prawda?

- Tak? Bo jak dla mnie, to on bardziej na tym korzysta.
     

Raeken wypuścił dym, przypominając sobie tą rozmowę z Halem. I coraz bardziej dochodził do wniosku, że starszy rzeczywiście miał rację. Pomimo, że Theo też niby miał z tego korzyści, to Stiles i tak potrafił ugrać jak najwięcej dla siebie. Brunet zaczynał zazdrościć mu tej cholernej przebiegłości i inteligencji.

Zaciągnął się, strzepując żar. Kiedy wiatr mocniej zawiał, przeszedł go dreszcz, przez co zacisnął szczękę. Wypuścił dym, odprowadzając wzrokiem mijające go auto.

Ale po jaką cholerę były mu te tabletki? Mimo starań, zielonookiemu i tak nie udało się wyciągnąć ze Stilinskiego niczego przydatnego. A może czegoś nie zauważył? Zdążył się przekonać, że detale mogą być kluczowe, jednak wciąż nie potrafił ich dostrzegać wystarczająco szybko. Wszystko łączyło się dopiero po fakcie, kiedy było już za późno.

Theo miał wprawę w kłamstwach i oszustwie, ale przeważnie nie robił tego na własną korzyść, tylko starał się zatuszować prawdę. To wymagało tylko dobrej gry aktorskiej i improwizacji. A krętactwo Stilesa zaliczało to, plus kilka innych umiejętności.

Ostatni raz przyłożył papierosa do ust i wyrzucił peta, wolno wypuszczając dym. Szybko poprawił pasek torby na ramieniu i od razu schował zmarzniętą rękę do kieszeni. Następnie krótko oglądnął się przez ramię, czy aby na pewno nic nie jedzie i przeszedł na drugą stronę ulicy. Wszedł na żużlową ścieżkę, której kamyczki zachrzęściły pod jego butami. Stawiał kolejne kroki, a im głębiej wchodził w las, tym ciemniej było dookoła.

Zaledwie kilka chwil później światła z latarni ulicznych już nie było widać, a on skręcił na dobrze mu znaną dróżkę. Szedł pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami, uważnie patrząc pod nogi, by nie potknąć się o żaden korzeń. Przyzwyczajone do mroku oczy pozwalały mu też na lepsze rozeznanie w terenie, choć i tak wiedział gdzie jest.

Uchylił się pod jedną z gałęzi i przystanął wraz z linią drzew, zawieszając wzrok na lśniącej panoramie miasta. Było niewiele przed północą, dlatego najbardziej świeciły wieżowce w centrum. Przedmieścia zdawały się nie istnieć.

Wyszedł spomiędzy drzew na wzgórze, odrywając spojrzenie od Beacon Hills. I dopiero wtedy go zauważył. Siedział najbliżej skraju wzniesienia, obejmując swoje podkurczone nogi. Blondyn nie patrzył nawet na panoramę, po prostu siedział skulony, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz